27 września 2005

Prawie klitoridektomia i niemal kanibalizm

Takiego obrotu sprawy nikt się nie spodziewał. W domu wre robota krawiecka, garderoba na fetyszową imprezę rychtowana, całe mnóstwo dłubaniny z krojeniem i szyciem. A tu nagle, ni z tego ni z owego Pan Mąż zapędza nas do łóżka. Tak między bogiem a prawdą to wcale nas nie musiał tak bardzo pędzić – same przyszłyśmy grzecznie na jedno Jego skinienie. I ani się spostrzegłyśmy jak dokonaliśmy klasycznego niemal trójkątnego skonsumowania własnych cielesności. Przećwiczyliśmy chyba wszelkie możliwe kombinacje wczorajszej nocy, każdy z każdym i w każdą stronę. Dwójkami i trójcą całą jak na łańcuszek szczęścia przystało.W ferworze walki o mało nie doszło do wypadku, byliśmy o włos od klitoridektomii wykonanej zębami i kanibalizmu. A wszystko to w trakcie jednego wieczoru. Uff udało się, w każdym razie tym razem. Miejmy nadzieję, że więcej się to nie powtórzy bo wielce nieprzyjemny to przypadek. Można powiedzieć, że logistyka zawiodła i synchronizacja działań. Ale po prawdzie to wszyscy mieli ochotę na małą orgietkę i to natychmiast i stąd taka wpadka. W końcu to dwa tygodnie abstynencji seksualnej i odosobnienia, osiemnaście godzin w samochodzie i bardzo mało snu... Uwaga na przyszłość: po osiemnastu godzinach podróży najpierw się przespać a dopiero później brać się za seksu uprawianie łatwiej będzie zapanować nad ciałem własnym!

Brak komentarzy: