8 listopada 2009

Terapia narodu za pomocą seksu grupowego


autorka: Arundati


Widziałam.

Przeczytałam.

Odstawiłam na półkę.

I na tym mogłabym skończyć.

Ale nie byłabym sobą :)


Sucha, bezemocjonalna relacja napisana w konwencji planu lekcji, w skrócie można to sparafrazować następującym ciągiem alfanumerycznym:
20.00 - ubieram się w nową bieliznę
20.15 - zdejmuję majtki bo jednak nie będą potrzebne
20.30 - nie były potrzebne bo zrobiłam mu laskę w toalecie
20.45 - wracam spacerkiem do domu, brak majtek skończy się przeziębieniem pęcherz bo jest zima
21.00 - wiadomości telewizyjne Kaczyński obraził się na… ewentualnie powiedział, że …
21.15 - robię sobie dobrze za pomocą ... tu wstaw właściwe
21.30 - awantura w sejmie na temat...

błe błe błe bla bla bla. Wtórne, pozbawione emocji, jak odczytywanie rozkładu jazdy. Ani nie jest tak obrazoburcze, szokujące i perwersyjne jak jest reklamowane. Ani tak ciekawe. Jedynie język ładny (o co trudno dziś) poprawna polszczyzna.


Jeśli chodzi o wachlarz doświadczeń to niewielki, preferencje zdecydowane hetero (z łaski i bez przyjemności pojedyncze epizody homo), kilka scen swingerskich. Generalnie strata czasu. Nie poszerzyłam swojej wiedzy nawet o jeden ciekawy aspekt. Nie skłoniła mnie książka (a de facto przedruk bloga) do sięgnięcia po jakąś nowość bo takowej nie znalazłam. Przeczytałam do końca w nadziei na jakieś ciekawe wnioski podsumowujące. Niestety niczego takiego nie było. Dziś na nikim takie coś nie robi wrażenia. Reasumując to taka bardziej okraszona smrodkiem intelektualnym wersja pamiętników Fanny Hill i Anastazji P.   Nie polecam!

Brak komentarzy: