9 maja 2006

PieJam

Kolejny w moim panteonie fotograf ze wschodnim rodowodem. Kolejny, którego spojrzenie na kobiety zaciekawiło mnie. Ten, który mówi o swoich pracach słowami „więc patrzysz na moje zdjęcia i podobają ci się albo nie..” Mnie się podobają. Zwłaszcza niektóre, ot choćby to.

Kontrasty jasnej skóry i ciemnego materiału, gładkości i faktury, mokrości i suchości. I to zestawienie, które nasuwa na myśl wydobywanie soków. I nie ważne czy chodzi o wyżymaną bieliznę, wyciskanie wina czy może płynną kobiecość. Każda kropla staje się małą opowieścią o tym, jak powstała. Jak stały się wszystkie. Nie sposób powiedzieć czym jest struga poddająca się grawitacji. Może jedynie za parawanem pranej bielizny można było zluzować panowanie nad pęcherzem i uwolnić się do uwierającego ciężaru. A może to tylko nagość i rozkrok maskują perwersyjny proceder wyciskania i uciskania… mokrego materiału. Wtedy tylko można mu pozazdrościć dłoni, które nawet najzwyklejszy kupon płótna są w stanie doprowadzić do spełnienia, do tak mokrego spełnienia…


Albo to, na którym otoczenie wyraźnie odcina się od widocznego fragmentu ciała. Zimno żelaznych zaworów, odrapanej blaszanej umywalki, błyszczącej gładzi kranu przeciwstawione ciepłej, aksamitnej skórze z miękką kępką włosków. Proste, bezduszne rury tuż obok łagodnej krzywizny ud i bioder. I dłonie starające się połączyć te dwa przeciwstawne światy. Tworzące pomost między miękkością runa i niklowaną obojętnością. I jedna mała kropla zawieszona na pomoście dłoni. I pytanie, którego nie potrafię odgonić – czyja to kropla? Czy to woda wypluta z nieprzyjaźnie industrialnej instalacji? Splunięcie w twarz, której nie dosięgło? Czy może to krople rozkoszy, którą palce wywlekły na światło dzienne? Miedzy wargami a kranem ciśnie się na usta parafraza tytułu literackiego. Kropla zawieszona w niebycie, nieważka, niezdolna sięgnąć żadnego ze światów. Skazana na zawieszenie. A może to jeszcze coś innego? Może to właśnie jest to, co jest wspólne dla żywej i nieożywionej materii? Może to wodny roztwór rozkoszy?


I w końcu kobieta upadła. Przestraszona tego, co zobaczyła lub usłyszała. Cofnęła się zbyt szybko, potykając się o własny strach stała się bezbronna. Teraz jest tylko drobna istotą rozciągniętą na wyszorowanych do białości deskach podłogi. Istotą zdaną na łaskę tego, który góruje nad nią. Tego, z którego ja widzę tylko stopy. Co takiego zobaczyła, co usłyszała, że bezwolnym ruchem unosi rąbek sukienki i zasłania usta. Czego nie che powiedzieć? Albo może raczej co wykrzyczała temu, który już za moment sięgnie po jej ciepłe, żywe ciało. I zabierze z pachnących mydłem desek tom, gdzie wszystko jest szorstkie, brzydkie i odrapane. Zawlecze tam, gdzie rodzą się krople. Choćby i za włosy…

Brak komentarzy: