1 maja 2006

Jak to z Monachium było

Munik przywitał mnie dużo bardziej zaawansowaną wiosną niż ta w domu. Wszędzie uśmiechnięte forsycje i tryskające pożądaniem magnolie. Nie wiem jak wygląda centrum miasta ale tu na przedmieściu jest uroczo. I tylko szkoda, że zamiast w domu muszę spędzić te kilka dni tutaj. Jutro od rana konferencja a wieczorem kolacja. Jednym słowem dzień roboczy zacznie się o świcie a skończy o północy. Wrr. Cena awansu. A przecież muszę jeszcze znaleźć czas, żeby rozmówić się z koncernowym skarbnikiem, wyłożyć mu parę rzeczy jak dziecku i wymóc decyzję. Nie, żebym była uprzedzona, ale jakoś trudno się dopatrzeć chemii między nami, a jeśli już o raczej będzie to ciężka chemia.

Samotna kolacja w hotelowej restauracji. Nie lubię jadać samotnie. Więc chociaż zamówiłam sobie rozrywkowe danie. Choć nie od razu wiedziałam, że będzie śmiesznie i że kolacja potrwa tak długo. W karcie różne dziwne rzeczy, ale wzrok zatrzymuje się na kaczce, to jedna z moich słabości. Przyrządzona dość dziwnie z pieczarkami i pomidorami w sosie z mleka kokosowego. No ale kaczka to kaczka, przecież. Napis, że podawana ze szklistym ryżem powinien ruszyć moją czujność. Tak więc oczekując na filet z kaczki zobaczyłam kelnerkę niosącą kwadratowe miseczki i włączyła się pierwsza lampka ostrzegawcza. Na drugą było za późno. Przede mną wylądowała podłużna tacka z miseczkami, a w jednej ryż, a w drugiej mięso i cała reszta. I oczywiście okrągłe, zgrabne, czarne, lakierowane, malowane w białe wzorki pałeczki. Kelnerka zawiesiła na mnie pytająco wzrok. Ale postanowiłam, że nie ma odwrotu. W końcu A poświęciła mi kilka obiadów odsłaniając tajniki dwóch drewienek. Jak się powiedziało a to trzeba powiedzieć be. Jak się zamówiło kaczkę po skośnemu to rad nie rad pałeczki w dłoń. No bo co – ja nie zjem pałeczkami? Pewnie, że zjem! A, że będzie to trochę trwało – no to cóż – nigdzie się nie spieszę. Nie dość, że pałeczki całkiem inne od moich ćwiczebnych były to i danie należało do dość wrednych. No bo jak inaczej określić połówki pomidorków koktajlowych i połówki maleńkich pieczarek w śliskim sosie? Zaparłam się i zjadłam. I wcale nie najgorzej mi poszło (znaczy nie licząc ryżu). Reasumując – ryżu nie da się zjeść pałeczkami jeśli się on nie klei jeden do drugiego. Generalnie jestem z siebie zadowolona, a dokładniej ze swojej koordynacji palców prawej ręki.

A w hotelowym pokoju znowu zmysły burzy wielkie łóżko i gładka biała pościel. Nawet już nie próbuję z tym walczyć. Po prostu to jak wołanie o sex. Nie, to JEST nawoływanie do sexu. Śnieżnobiała, sztywna pościel bezużytecznie porzucona w czterech ścianach. A przecież mogłaby tak pięknie posłużyć miłosnym uniesieniom. Albo innym drobnym bezeceństwom, wedle uznania… „Te krwią znaczone prześcieradła…” zawsze zaczynam to nucić kiedy widzę pokłady nieskazitelnej bieli…

===============

A 2006-05-04 16:10:59 62.233.167.70
Nauka nie poszła w las :)Ale jak widać różne modele trzeba przećwiczyć. Jakieś kolejne, inne od już opanowanych drewienka trzeba znaleźć i będę Cię męczyć :)Bo sypki ryż TEŻ da się zjeść (i to nie po ziarenku). :))

Brak komentarzy: