29 września 2015

Odwieczny Bal





Poprzednia część cyklu: Osiemdziesiąt dni białych 
Autor:    Vina Jackson



Kolejna książka cyklu, rzec by się chciało - całe szczęście, że ostatnia. Początek przydługi, przynudny, przetykany historiami opisującymi zdarzenie o nazwie Bal. Retrospekcje w opowiadanej historii życia dziewczynki, z czasem młodej kobiety. Retrospekcje o tyle uciążliwe w odbiorze, że w pewnej swojej części opowiadały analogiczną historię, analogicznej dziewczyny, tyle tylko, że kilka dekad starszą.

Co najmniej kilka razy chciałam to odłożyć ad acta, powstrzymałam się i w sumie jestem z tego zadowolona. O ile wcześniejsze części dotyczą historii i ludzi mających własne życie, pasje, zawody, zainteresowania (choćby i ekscentryczne), o tyle w Bal opowiada o przygotowaniach, którym poddawana jest przyszła mistrzyni ceremonii. Trzeba zmienić optykę, żeby znaleźć przyjemność w lekturze. Pojawiają się niektórzy bohaterowie poznani wcześniej, pojawia się także legion nowych postaci, statystów, którzy przewijają się zarówno w wątku głównym, jak i za kulisami.

Odkryta zostaje także inna niż dotychczas twarz Balu. Teraz nie jest to już ekscentryczna impreza pełna perwersji, nagości i wyuzdanych obrazów. Bal, zwany Odwiecznym Balem jest rytuałem, starą ceremonią, z korzeniami w pogańskich obrzędach płodności, może równonocy. Bal to święto, w którym każde działanie ma wywołać konkretną reakcję, działanie. Każdy jest inny, każdy wyjątkowy i niepowtarzalny. Przedsięwzięcie na ogromną skalę, w które zaangażowanych jest bardzo dużo osób ale, które pozostaje tajne i tajemnicze.

W pewnym momencie ukazuje się spójny obraz całości – pojedyncze imprezy opisane w poprzednich tomach zaczynają się ze sobą łączyć, poprzez ludzi w nich uczestniczących. Retrospekcji Balów z przeszłości także uwypuklają te powiązania, losy ludzi, którzy jak za cygańskim taborem postanawiają podążać za Balem.

Genialny, moim zdaniem, jest pomysł z tatuażami-nietatuażami, które w specyficznych okolicznościach ‘wypalają’ się na ciele – znikają się pojawiają w zależności od stanu… podniecenia. Finał jest idealną wisienką na torcie – trzeba do niego doczekać, nawet jeśli coś wcześniej podszeptuje rzuć to i weź się za fizykę kwantową. 

Warto!

Brak komentarzy: