Poprzednia część cyklu: Osiemdziesiąt dni białych
Autor: Vina Jackson
Kolejna książka cyklu, rzec by się chciało - całe szczęście,
że ostatnia. Początek przydługi, przynudny, przetykany historiami opisującymi
zdarzenie o nazwie Bal. Retrospekcje w opowiadanej historii życia dziewczynki,
z czasem młodej kobiety. Retrospekcje o tyle uciążliwe w odbiorze, że w pewnej
swojej części opowiadały analogiczną historię, analogicznej dziewczyny, tyle
tylko, że kilka dekad starszą.
Co najmniej kilka razy chciałam to odłożyć ad acta,
powstrzymałam się i w sumie jestem z tego zadowolona. O ile wcześniejsze części
dotyczą historii i ludzi mających własne życie, pasje, zawody, zainteresowania
(choćby i ekscentryczne), o tyle w Bal opowiada o przygotowaniach, którym
poddawana jest przyszła mistrzyni ceremonii. Trzeba zmienić optykę, żeby znaleźć
przyjemność w lekturze. Pojawiają się niektórzy bohaterowie poznani wcześniej,
pojawia się także legion nowych postaci, statystów, którzy przewijają się
zarówno w wątku głównym, jak i za kulisami.
Odkryta zostaje także inna niż dotychczas twarz Balu. Teraz
nie jest to już ekscentryczna impreza pełna perwersji, nagości i wyuzdanych
obrazów. Bal, zwany Odwiecznym Balem jest rytuałem, starą ceremonią, z
korzeniami w pogańskich obrzędach płodności, może równonocy. Bal to święto, w
którym każde działanie ma wywołać konkretną reakcję, działanie. Każdy jest
inny, każdy wyjątkowy i niepowtarzalny. Przedsięwzięcie na ogromną skalę, w
które zaangażowanych jest bardzo dużo osób ale, które pozostaje tajne i
tajemnicze.
W pewnym momencie ukazuje się spójny obraz całości –
pojedyncze imprezy opisane w poprzednich tomach zaczynają się ze sobą łączyć,
poprzez ludzi w nich uczestniczących. Retrospekcji Balów z przeszłości także
uwypuklają te powiązania, losy ludzi, którzy jak za cygańskim taborem
postanawiają podążać za Balem.
Genialny, moim zdaniem, jest pomysł z tatuażami-nietatuażami,
które w specyficznych okolicznościach ‘wypalają’ się na ciele – znikają się
pojawiają w zależności od stanu… podniecenia. Finał jest idealną wisienką na
torcie – trzeba do niego doczekać, nawet jeśli coś wcześniej podszeptuje rzuć
to i weź się za fizykę kwantową.
Warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz