14 maja 2007

Upojenie

Jest wiatr, co nozdrza mężczyzny rozchyla;
Jest taki wiatr.
Jest mróz, co szczęki meżczyzny zmarmurza;
Jest taki mróz.
Nie jesteś dla mnie tymianek ni róża,
Ani tez "czuła pod miesiącem chwila"
- Lecz ciemny wiatr,
Lecz biały mróz.
Jest deszcz, co wargi kobiety odmienia;
Jest taki deszcz.
Jest blask, co uda kobiety odsłania;
Jest taki blask.
Nie szukasz we mnie silnego ramienia,
Ani ci w myśli "klejnot zaufania",
Lecz słony deszcz,
Lecz złoty blask.
Jest skwar, co ciała kochanków spopiela;
Jest taki skwar.
Jest śmierć, co oczy kochanków rozszerza;
Jest taka śmierć.
Oto na rośnych polanach Wesela
Z kości słoniowej unosi sie wieża
Czysta jak skwar,
Gładka jak śmierć.
Stanisław Grochowiak

Słowa, które zawsze wywołują u mnie dreszcz. Czy to czytane, czy słyszane. Męskim czy kobiecym głosem brzmiące. Są takie bardzo ludzkiej, bezpośrednie i wielkie. Właśnie przez to, że prawdziwie proste. Namacalne, w jakiś sposób i znajome… wiatr, mróz, blask, deszcz, skwar, śmierć… Każdy je zna, każdy doświadczył. A jednak czytane w tym rytmie, w tej poetyce pokazują się z nieznanej strony. Sprawiają, że czuję się maleńka i niezdolna do jakiegokolwiek sprzeciwu. Robią na mnie wrażenie podobne do tego, jakie zrobiła Katedra Kolońska siedemnaście lat temu – zatrzymują świat wokół mnie. Na kilka chwil wszystko zamiera. Głos ginie w pogłosie bijącego z emocji serca, powietrze więzione w płucach boli. I ta myśl, która burzy spokój. Myśl o tym, żeby dotknąć językiem jego ust i wnętrza jej uda. Myśl o gorącym pustynnym wietrze, leniwie poruszającym spłachetkiem bawełny na spoconym ciele. Cudownie dosadnie niedopowiedziana scena tuż po miłosnych uniesieniach. Rozkosz, która rozbudziła się, rosła, dojrzewała żeby sięgnąć szczytów i odlecieć z wiatrem. Orgazm – śmierć rozkoszy w jej apogeum. Każda pieszczota – słowo, dotyk, które potęguję przyjemność jednocześnie przybliża jej kres. Rozkosz poległa na ołtarzu przyjemności, przywdziawszy szatę orgazmu posiadła jednak nieśmiertelność. Powstanie na wzór feniksa pod kolejnym słowem i gestem, z tych samych lub innych dłoni i ust pochodzących. Powstanie, by znowu złożyć siebie w ofierze na ołtarzu emocji i przyjemności. W kulcie pożądania zwanego miłością. Kwintesencja człowieczeństwa – uśmiercić, żeby powstać z martwych.

Brak komentarzy: