29 listopada 2008

Luksus a człowieczeństwo

A może raczej luksus czy człowieczeństwo należałoby zapytać. To, co nieodmiennie kojarzy się z luksusem to jacht, więc o jachcie będzie ta historyjka i o przemyśleniach na pokładzie. Tym razem rejs klasą Luksory. I co? I rzeczywiście luksusowo jest bez dwóch zdań. Od nitroksu w cenie po szlafroki, od wielkiej plazmy w salonie po doskonałą kuchnię, od szerokich koi po separowane natrysk w łazience i marmurowy blat umywalki. Jednym słowem wszystko czego można sobie życzyć. Ale coś jednak zgrzyta.

Wszystko jest bardziej brytyjskie niż brytyjska królowa, załoga jak po szkole kamerdynerów, briefingi prezentacje powerpointowe z trójwymiarowymi modelami raf i wraków. Ale… ale brakuje w tym wszystkim człowieka. Divemasterzy a i owszem uśmiechnięci i serdeczni, dbający o to, żeby było miło. A jednocześnie trzymają dystans, żeby za żadne skarby się nie spoufalić. Realizują zadania na nich nałożone. Nawet dzieląc się powietrzem z którymś z nurków robią to machinalnie, nie zważając na fakt, że octopus ma tylko osiemdziesiąt centymetrów i nie sposób oglądać się za grupą bez wyrwania temu biedakowi automatu z ust.

Nawet arabska załoga jest jakaś taka nieprzystępna (sic!) a przecież oni zawsze są bliżej nurków niż cała reszta. Brakowało mi swobody i familiarnej atmosfery Amelii. Tu było po prostu sztywno. Jednym słowem wikt i opierunek z najwyższej półki ale emocje zostawiamy na brzegu. Na dłuższą metę wolę jednak swobodę niż zimny wychów, więc następnym razem raczej węższa koja, spanie na pokładzie i wesoła atmosfera niż bułkę przez bibułkę! Im więcej luksusu tym mniej człowieka – jak wykazała praktyka.

28 listopada 2008

26 listopada 2008

Meteorologicznie

Pogoda nie jest taka fajna, jak się spodziewałam. Słoneczko a i owszem obecne, ale wiatr silny i nawet w południe trudno wysiedzieć na sundecku z krótkim rękawkiem – koniec listopada na morzu, nie można wybrzydzać jak się nie znalazło czasu na wcześniejszy wyskok. Na szczęcie woda przyjemne i nie daje w kość mimo, że zapodziałam gdzieś kaptur!. Na pierwszym nurku walka z cieknącą maską, na drugim zużyłam trzy czwarte powietrza w dwadzieścia minut. Niezły początek, nie ma co.
Jutro będzie lepiej, musi być. Odpuszczę sobie nocne nurkowanie bo jeszcze nie będę miała siły na kompas popatrzeć i po co sobie obciachu nastrzelać.

2 listopada 2008

13

Jeszcze trzynaście liczb przyjdzie skreślić na kalendarzu zanim nadejdzie osiem dni i siedem nocy tylko moich. Niebo wyglądające trochę inaczej niż tutaj, rozkoszne kołysanie, plusk i szum wiatru. Słońce, któremu można pokłonić się w podzięce za to, że jest. Proste czynności, proste przyjemności, przyjemne zajęcia. Palce sztywniejące od walki z neoprenem, kuchnia tak odmienna od codziennej, inne języki i inne twarze. Sól we włosach i książka. A w przerwach łyk nitroksu i wypatrywanie oczu w niebieskości lub śledzenie newsów z życia koralowców. Mrauuu.

1 listopada 2008

M jak...

Wydawać by się mogło, że piętnaście lat w korporacjach uodporniło mnie na wszelaki przejaw głupoty i zawiści ludzkiej. Do wczoraj tak sądziłam. I życie zrewidowało moje poglądy. Kiedy chodzi o naprawdę duże pieniądze wszelkie chwyty dozwolone i to bez względu na wysokość zajmowanego stołka. W głowie się nie mieści. Po prostu.

Kolejne zdarzenie, kolejna cegiełka do koszy doświadczeń, kolejne ‘nigdy’. Innymi słowy nigdy nie przyjmuj odpowiedzialności za finanse spółki, która jest na earnoucie. NIGDY. Złamanie zakazu grozi schizofrenią (w najlepszym wypadku). Konflikt interesów to mało powiedziane. Naginanie rzeczywistości także. Efekt podejmowanych decyzji może być widoczny i odczuwalny w krótki lub długim okresie – w zależności od perspektywy. Niektórzy o tym zapominają. I to wystarczy, żeby zacząć wojnę.

Mobbing. Obco brzmiące słowo. Obco? Czyżby? Nie wówczas kiedy podają go na pierwsze i drugie śniadanie, na lunch a nawet na podwieczorek. Pięć dni w tygodniu. Mnie się przejadł, czas na dietę oczyszczającą. Aaaaaaaby dietetyka od zaraz.