26 maja 2006

Napastować kwiat

Napastować kwiat,
rwać go z dziką i bezmyślną chciwością,
to jakby nad piękną, śpiącą w narkozie kobietą znęcać się obłędnie
dlatego, że cicha i że nic nie czuje...
Łamać jej ręce dla jednodniowych bransolet,
zdzierać z jej palców więdnące pierścienie...

MPJ





Z całkiem niewiadomych powodów majowy bez staje się obiektem takich właśnie ataków. Kiedy widzę zmierzwione gałęzie, naręcza nałamanych łodyg w objęciach ludzkich ramion chcę płakać. I po co to? Dla tych kilku dni piękna umierającego w szklanym wazonie na stole? Dla spływających z kielichów rozchylonych jak usta bezgłośnych skarg łzawego nektaru? Dla odurzającego zapachu, zbyt intensywnego w zamkniętych czterech ścianach? Dla złości i bólu głowy, który nie pozwala zasnąć od ciężkości powietrza?To samo. Co roku to samo. Bez lilak, nie należący nawet do botanicznej rodziny, którą sugeruje nazwa jest celem napaści. Co roku odnawia swoje włości, co roku rozkwita obfitymi, lubieżnymi kiściami pełnych kwiatów. Licytuje się z pobratymcami barwą i wonią. Od nieskazitelnej bieli, przez pastelowe lilaróże aż do wyuzdanych, nasyconych fioletów. Przekrwiona, sinofioletowa suknia odsłaniająca perwersyjne, mięsiste wnętrze zroszone lepkimi kroplami i hipnotyzujące wonią intymności. Dlaczego? Dlaczego się nie obroni? Dlaczego nie zaniecha tego obnoszenia się z pełnią bzowatości wśród swoich bezlitosnych oprawców? Dlaczego…Za tę konsekwencję, za determinację, za umiłowanie bólu wybieram bez na symbol uległości. Znoszący w pokorze wszystko, co ludzie mu zgotowali. Niezniszczalny. Niepokonany. Syringa vulgaris





Brak komentarzy: