26 czerwca 2006

Po nocy przychodzi dzień, a po burzy… nowe pomysły

Dziwny tydzień, chyba jeden z najdziwniejszych w życiu. Ciągle jeszcze powiew morskiej bryzy i słonawy smak w ustach. Zdjęcia, słowa i nie całkiem rozpakowane bagaże. Z drugiej strony oswajanie nowej rzeczywistości. Ciągłe, niekończące się rozmowy. Długo w noc, długo w dzień. Niby to, co mój mały rozumek lubi najbardziej czyli składanie kawałków w całość i gdybanie. Ale nie tylko. Bo to, co czasami wyrosło z małego ukłucia szpilką ironii staje się wielką dziura ziejącą nowym spojrzeniem. I tworzą się tematy zupełnie inne, które pozornie nie mają związku z tym, co je zainicjowało. Ot choćby zdeklarowana heteroseksualność jako wynik rozwoju społecznego, albo na ile homofobia jest pochodną wychowania odebranego w dzieciństwie. Etymologia i semantyka słowa kochanek, kochanka w kontekście religii katolickiej, znaczenie i rola przysięgi małżeńskiej w życiu codziennym, zdrada w kontekście sukcesu ewolucyjnego, biseksualizm jako przejaw hedonizmu. Nie mogło zabraknąć tego o czym rozmawiają kobiety kiedy nikt nie słyszy. I całe mnóstwo innych ekscytujących tematów.

Zasadniczo nie powinno mnie to dziwić, wszak jedyną stałą w dzisiejszym życiu jest zmiana. Ale każda zmiana powinna być ZAPLANOWANA i to w miarę możliwości jak najdokładniej i najbardziej precyzyjnie. Mój stosunek do spontanów nie ewoluował, w dalszym ciągu twierdzę, że dobry spontan to zaplanowany spontan. I trzeba było tygodnia, żeby wszystko wyzbyło się znamion chaosu. Tygodnia. A nie lepiej było przez ten tydzień zaplanować i przeprowadzić zmianę łagodnie? Ze „wszystkimi szykanami”? I to o mnie mówią, że jestem narwana, impulsywna i działam pod wpływem emocji. A reszta to niby oazy spokoju i opanowania.

Po nocy przychodzi dzień, a po burzy… nowe pomysły ;)

Jest taki samotny dom
Uderzył deszcz, wybuchła noc,
Przy drodze pusty dwór,
W katedrach drzew, w przyłbicach gór,
Wagnerowski ton.
Za witraża dziwnym szkłem,
Pustych komnat chłód,
W szary pył rozbity czas,
Martwy, pusty dwór.
Dorzucam drew, bo ogień zgasł,
Ciągle burza trwa,
Nagle feria barw i mnóstwo świec,
Ktoś na skrzypcach gra,
Gotyckie odrzwia chylą się
I skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich
W brylantowej mgle.
Zawirował z nami dwór,
Rudych włosów płomień,
Nad górami lecę, lecę z nią,
Różę trzyma w dłoni.
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
Znowu szary, pusty dom,
Gdzie schroniłem się
I najmilsza z wszystkich, z wszystkich mi
Na witraża szkle,
Znowu w drogę, w drogę trzeba iść,
W życie się zanurzyć,
hociaż w ręce jeszcze tkwi
Lekko zwiędła róża...
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
Muzyka: Lipko Romuald i Krzysztof Cugowski
Tekst: Sikorski Adam
Budka Suflera

Brak komentarzy: