1 czerwca 2006

Dziecko spało za ścianą…

Kiedy już udało się zagnać do łóżka zasnęło. Zmęczenie i senność, z którymi musiałam walczyć podczas wieczornej zaprawy przednurkowej. Senność pomimo wysokiego tętna i spłynięcia potem. Lubię stan silnego zmęczenia fizycznego, kiedy słychać w skroniach każdy skurcz serca, kiedy mięśnie drżą. A potem wanna gorącej wody doprawionej olejkiem cynamonowym. Wczoraj jednak nawet orzeźwiająco-trzeźwiące działanie cynamonu było zbyt subtelne dla mojego organizmu. Szum wody i temperatura kołysały mnie, dryfowałam w stronę morfeuszowej krainy. Bez książki, bo nie było komu utrzymywać moich powiek w górze. Woda nade mną, woda pode mną, woda we mnie… marzenia o Galapagos. Jeszcze tylko szybki, szorstki dotyk ręcznika na skórze i już pościel wyciągnęła w moją stronę swoje przepastne objęcia. Właśnie wkraczałam w piękny sen o żółwiach i lwach morskich kiedy do mojej świadomości zaczęły napływać sprzeczne wieści, gdzieś z odległych zakamarków ciała. Z wysiłkiem uniosłam powiekę robiąc maleńką szparkę, która pozwoliłaby mi skontrolować sytuację. Nie zdążyłam. Silna dłoń wcisnęła moja twarz w poduszkę i poczułam na sobie słodki ciężar. A jednak wciąż jeszcze coś we mnie chciało zostać we śnie.

Unieruchomiona, zdławiona na granicy jawy i snu, pół przytomnie przyjęłam to, co przyniósł mi Pan Mąż. Umysł być może spał już snując podwodną przygodę, ale ciało reagowało instynktownie. Na miękkie brzdękanie palcami po zaspanych wargach biodra natychmiastowo wysunęły się w kierunku dłoni, wysunęły na tyle, na ile było to możliwe pod ciężarem. Próbowałam, manipulując zniewolonym ciałem, nasunąć się kobiecością na palce a one mi uciekały. I tylko w uszy sączył się ciepły głos wypowiadający niezmiennie ‘walcz, staraj się’. Czego trzeba więcej żeby wzburzyć resztę zimnej krwi. Nie miałam siły na fizyczne zmaganie, ale i nie potrafiłam go nie podjąć. I właśnie wtedy, kiedy szale zmęczenia i podniecenia zaczęły osiągać równowagę te szorstkie palce drażniące mnie namiastką dotyku pokazały swoją władzę. Znienacka zacisnęły się na łechtaczce, mocno. Bardzo mocno. Opuszki musiały być białe bo czułam ich drżenie związane z siłą jakiej wymagała ta manipulacja. Ból wzbierał i podnosił się coraz wyżej. Poduszka stłumiła mój krzyk, którym dawałam wyraz swojej słabości. Kiedy oprócz stalowego uchwytu palce rozpoczęły konsekwentną wędrówkę w dół, naciągając to delikatne ciałko do granic możliwości zapadłam się orgazmie, po raz pierwszy. Czułam skurcze na zewnętrznych wargach, ich ruch dodatkowo wzmagał doznania płynące z uwięzionej łechtaczki. Gwałtowny, szybki szczyt zakończony namiętnym, głębokim pocałunkiem. Palce wplecione we włosy pokazały drogę tak, gdzie czekały usta Pana. Kolejny krzyk bólu jaki zadały palce uwalniając łechtaczkę został zdławiony głęboko wsuniętym językiem. Już nie byłam we śnie, ale na jawie nie było rzeczywistości.

„Ty suko” zabrzmiało wyjątkowo pieszczotliwie tym razem. Nie potrzebowałam nic więcej, uwolniona z żywych więzów przyczaiłam się nisko, twarz wciskając w materac i wypinając wysoko tyłek marząc o tym jedynie, żeby mnie posiadł. Tu i teraz, żeby pozwolił mi czuć się tym, kim jestem. Gdzieś w głowie, jak na hasło ładuj broń, zbierał siły do ataku kolejny orgazm. Przywołany został dużo szybciej niż się tego spodziewałam. Już pierwszym pociągnięciem pejcza. Z niewiadomych przyczyn wciąż miałam zamknięte oczy, ale ten dotyk poznałabym zawsze i wszędzie. To moja ukochana osobisty dyscyplinka, zrobiona własnoręcznie przez A. Pierwsze pocałunki rzemieni sięgnęły rozgrzanej mokrości, którą zachłannie spiły. Mokre rzemienie, na rozgrzanej gorącą kąpielą skórze bolały niemiłosiernie. Ale przecież tak bardzo na nie czekałam. Miałam wrażenie, że rozcinają skórę na udach i bokach. Ale już ich tam nie było, już oplatały mi szyję i znaczyły plecy. A w głowie jedno tylko słowo – jeszcze! Balansowałam na krawędzi spełnienia kiedy rozrzucając lekko rozchylone wargi posiadł mnie z cała zwierzęcością. Nie zaprzestając chłosty. Każde uderzenie pejcza i każdy ruch wewnątrz mnie tworzyły idealnie zgrany duet. Lekkie przesunięcie w fazie powodowało, ze skurcze po razach synchronizowały się z ruchem wstecznym. To było jak gwałtowna próba zatrzymania męskości we mnie, zupełnie niezależna od mojej woli, ciało żyjące własnym życiem.

Niewielka przerwa w regularności ruchów przywołała mnie prawie do świadomości. Tylko po to, żeby zarejestrować fakt, że od teraz służyć będę mojemu Panu także drugim miejscem rozkoszy. Rozedrgany annus nie bronił się przed niezapowiedzianą wizytą. Długie, powolne wsuwanie na maksymalną długość, Aż poczułam jądra ocierające się o nabrzmiałe, wilgotne wargi. Miałam wrażenie, że próbuję je zachłannie wessać do środka. Nie, to nie było wrażenie. Każdy pocałunek pejcza, w czasie ostrej już wówczas jady, skutkował skurczem, a kiedy jądra znajdowały się blisko – był odmierzany głośnym malsknięciem. Mocny, szybki anal jest czymś zwierzęcym, przynosi skurcze rozkoszy niemal od pierwszego ruchu. Uwielbiam to, wtedy czuję naprawdę suczo. A co z zazdrosną cipencją? To nie była już zaspana cipka, to było dysząca pożądaniem i śliniąca się lubieżnie sucza pizda. Właśnie tak. Na złączonych, tuż pod nią, stopach czułam wyciekające stróżki płynnej żądzy, rozchlapywane po udach przez miarowe uderzenia jąder. Ale dopiero kiedy odrzucił pejcz, kiedy poczułam przepychającą się w głąb mojego ciała Jego ekstazę, dopiero wtedy zobaczyłam siebie w najpiękniejszej z postaci. W zmęczonej, spoconej, naznaczonej Jego dłonią suce, którą używa dla własnej przyjemności.

Jestem suką, jestem Jego suką i jestem z tego dumna.

Dziękuję Panie Mężu za tę najcudowniejszą z kołysanek…

=============

Azael azael69@vp.pl2006-06-07 18:03:07 83.5.141.104
To piękne... Wiesz, z jednej strony, przez moment, bardzo zazdrościłem Panu Mężowi... A po tym refleksja... - Szacunek. Tak czy inaczej ... piękne... całe eony temu opowiadałem Jej takie kołysanki... a potem Ją wygnałem...

papillion papillion@gazeta.pl2006-06-03 19:54:23 84.201.221.1 192.168.111.36
i znów dreszczedziękuję

Brak komentarzy: