28 marca 2005

O suczce w księgową zaklętej

Nie dawno, dawno temu, ale właśnie teraz. Nie za górami i nie za lasami ale w dużym mieście. Żyła sobie pewna księgowa. Kobieta wiodła spokojne, zwyczajne życie matki i żony do czasu, aż zaprzyjaźniła się z... internetem. Tak właśnie może zacząć się opowieść o tej kobiecie, czyli o mnie. Co ciekawego może opowiedzieć ktoś, kto od piętnastu lat przygląda się rzędom cyferek piętnując je symbolami debetu i kredytu? Zobaczymy...

Mija kolejny miesiąc, wszystko w pogoni za terminem. Żeby zdążyć, sprawdzić, policzyć i zaraportować. Czasami myślę, że żyję tylko po to, żeby dotrzymywać terminów. Żeby na zawołanie i w wyznaczonym terminie odpowiadać na pytanie jaki jest wynik. Uff. Skończyłam. Należy mi się chwila odpoczynku. Zaparzam kubek gorącej kawy, napawam się jej aromatem... Stawiam go na biurku pośród piętrzących się papierów - wydruków i notatek. Stoi tam jak symbol zwycięstwa. Znowu się udało. Nie piję kawy, ale uwielbiam jej zapach. Przydałaby się jeszcze szczypta cynamonu, ale cóż 'nie zawsze może być kawior'...

W ramach odpoczynku i odreagowania pogadam chwilę - tłumaczę się sama przed sobą wywołując polchat na ekran. To moja obsesja od niedawna. Każdą wolną chwilę spędzam na chacie. I wcale się nie dziwię, że dzieciaki siedzą przed komputerem długie godziny. Sama nie mogę się temu oprzeć. Nie czuję się tu jeszcze zbyt pewnie, ciągle się uczę. Czuję się trochę jak pod pręgierzem, ale to miłe uczucie. Nigdy nie zaczepiam, czekam, aż ktoś zacznie rozmowę.Tak było także w to pamiętne wtorkowe popołudnie. Zaciągnęłam się potężną porcją kawowego aromatu i odpisałam 'cześć' w oknie, które się otworzyło. Rozmowa jak większość - kto, skąd, w jakim wieku... Jest miło. Podoba mi się sposób wypowiedzi mojego rozmówcy.
- Czym się zajmujesz na co dzień? - pyta.
- Księgowością - odpowiadam zgodnie z prawdą i sama zaczynam pisać pytanie jego o zainteresowania.
- To potwornie podniecające!
Własnym oczom nie wierzę! Księgowość podniecająca? Wariat. Nic tylko wariat. Kasuję napisane zdanie.
- Słucham??? - umieszczam kilka znaków zapytania, żeby odzwierciedlały moje zdziwienie.
- Podniecające. Wiesz, to co robisz jest tak odległe od sexu, że w połączeniu z nim dawałoby mieszankę piorunującą - odpowiedź jest natychmiastowa.
- Ale konkretnie co jest takie podniecające? - zaczynam z niedowierzaniem dopytywać się.
- To wszystko co robisz. Kiedy liczysz na przykład - ciekawi mnie, czy masz taką śmieszną maszynkę z korbką?
- Hahahaha. Nie mam. Nawet w księgowości mamy już XXI wiek - ubawiłam się tym pytaniem.
Od lat zajmuję się księgowością. Praca jak praca. Trochę nudna i monotonna. Zawsze na akord. Ale jeszcze nigdy nie słyszałam, od nikogo, że może być i podniecająca. Zaintrygował mnie ten gość.
- Wiem, ale podnieca mnie taki właśnie widok biura z myszką. A i pani księgowa wyglądałaby wtedy bardzo ponętnie. Długa, sięgająca niemal kostek spódnica... biała bluzka zapięta po szyję... kok... okulary...
- Hej, a co taki ubiór ma wspólnego z sexem? - jak nic fetyszysta, myślę, ale zaczyna mnie intrygować coraz bardziej.
- Jak to co? Pończochy... podwiązki... ukryta pod nim bielizna... lub jej brak... mniam.
Muszę przyznać, że zestawienie faktycznie interesujące. Odruchowo spoglądam na swój ubiór. Hmmm. No cóż, nie jestem księgową, o której myśli.

Dalej rozmowa potoczyła się bardzo szybko. Wkrótce opowiadaliśmy fantazję biurową na cztery ręce. Ma niesamowite skojarzenia. Potrafi każde słowo przełożyć na język erotyki. Polecenia, które mi wydawał zmieniły moje spojrzenie na moją pracę, na moje biuro, a kto wie - może i na mnie samą. Od tego popołudnia wchodziłam na chat dla rozmów z Nim, wprost kipiał pomysłami. Rozmowy z Nim były zawsze baaaardzo mokre. Powoli stawałam się inną osobą. Dla postronnego obserwatora nic się nie zmieniło. Czy na pewno? Dla kogo bowiem miałby znaczenie fakt, że moje spódnice stawały się coraz dłuższe i bardziej dopasowane. Że miejsce trykotowych koszulek zajęły białe bluzki, dokładnie zapięte pod samą szyję. Że ulubione buty zamieniłam na pantofelki na obcasie. Nie od razu, ale systematycznie zmieniałam swój wizerunek starając się upodobnić do bohaterki naszych fantazji. Wkładane co rano pończoszki wprowadzały mnie w dobry humor. Wisienką na tym świeżo upieczonym torcie stały się zamówione u optyka okulary w cienkiej drucianej oprawce. Nie było w nich szkieł korekcyjnych, nie są mi potrzebne...Teraz byłam gotowa na spotkanie z Nim. Taka, jaką sobie wymyślił.

Mieliśmy się spotkać dziś po południu...Wychodząc z biura wzięłam ze sobą kilka wydruków, chciałam sprawdzić coś później, poszukać błędu w księgowaniach. Włożyłam je do czarnej skórzanej teczki razem z zakładowym planem kont i ruszyłam na spotkanie mojego przeznaczenia. Trafiłam bez problemu. Kiedy otworzył mi drzwi zlustrował mnie od stóp do głów i gestem zaprosił do środka. Bez słowa. Stałam na środku pokoju. A on patrzył na mnie jakbym była naga...
- Pozwól, że ci pomogę - powiedział odbierając ode mnie teczkę.
- A więc przychodzisz tutaj, żeby szczuć mnie swoim księgowatym wyglądem, tak?
- Przyszłam, żeby opowiedzieć Ci o mojej pracy - zaczynam niepewnie.
- Ach tak, o pracy. W takim razie zaczynaj. Będę cię słuchał, ale nie będę siedział w ławce - uśmiechnął się.
Poczułam się nieswojo. Czy dobrze zrobiłam godząc się na to spotkanie?
- Opowiedz mi o kontach - poprosił.
- Konto jest urządzeniem księgowym, na którym... - przerwał mi zasłaniając usta dłonią.
- Jest urządzeniem - powtórzył namiętnym głosem - ja też mam dla ciebie kilka urządzeń.
Stanął za mną, dotknął moich piersi i zaczął powoli guzik po guziku rozpinać bluzkę. Zdjął ją. Wtedy zobaczyłam swoje nagie piersi ze sterczącymi sutkami w Jego dłoniach.
- Nie przeszkadzaj sobie, to co z tym kontem?
- Tak. Konto. Właśnie - pytanie przywołało mnie do świadomości - konto ma dwie strony: debetową i kredytową.
- Dwie strony jak dwie piersi... jedna debetowa... druga kredytowa...
Odsunął się i otworzył szufladę, z której wyjął garść kolorowych flamastrów. Podszedł do mnie z przodu i napisał dużą literę D na prawej piersi a C na lewej. Drgnęłam kiedy dotknął mnie flamastrem, nie spodziewałam się tego. On jednak jest wariatem - pomyślałam.
- Widzę, że nie jesteś w stanie ustać w miejscu, musimy temu zaradzić - powiedział oddalając się ode mnie. Z innej niż poprzednio szuflady wyjął czarne skórzane paski, które zapiął na moich nadgarstkach. Popchnął mnie lekko do przodu, w kierunku drzwi. Zawahałam się, ale poddałam się temu dotykowi. Zatrzymał mnie nagle, po kilku krokach. Staliśmy w przejściu między dwoma pomieszczeniami. Nie było między nimi drzwi, jedynie szeroka framuga.
- Dalej nie musisz iść. Ręka! Druga!
Podałam dłoń, którą podniósł do góry i przypiął do czekającego tam łańcuszka. Kiedy przypiął drugą musiałam złączyć stopy, w przeciwnym razie musiałabym stanąć na palcach. Nie była to wygodna pozycja. Stał teraz za mną i nie czułam się komfortowo nie widząc go. Dotknął mojej pachy, potem drugiej, przesuwał swoje palce w kierunku dłoni. Ten dotyk wywołał u mnie dreszcz.
- Lepiej, dużo lepiej. Widzę, że już dostajesz gęsiej skórki. A nie mówiłem, że księgowość jest podniecająca? - zaśmiał się serdecznie - kontynuuj proszę.
- Symbolicznie konto rysuje się jak dużą literę T - opowiadam starając się opanować drżenie głosu.
- Literę T powiadasz... Znowu czuję dotyk flamastra, tym razem na plecach - rysuje poziomą kreskę tuż pod łopatkami. A chwilę później pionową na kręgosłupie.
- Za mało miejsca tu jest na duże konto, a potrzebuję naprawdę dużego konta - odkłada flamaster i obejmuje moje biodra.
- W tej sytuacji muszę pozbawić cię tego seksownego ubioru już teraz - rozpina spódnicę, która zsuwa się po moich nogach na podłogę.
- A więc miałem rację - wykrzykuje triumfująco - księgowe to suczki, popatrz na siebie, nawet nie nosisz majtek - jego dłonie dotykają moich ud i pośladków.
Znowu dotyk flamastra, rysuje pionową kreskę aż do pośladków, a nawet dalej, przez cały rowek. Zawahał się przez moment jakby zastanawiając się czy nie wsunąć tego mazaka w moją dupkę, ale zrezygnował.
- Mamy już konto, co dalej? - zapytał przekornie.
- Na koncie zapisuje się operacje, które miały miejsce... - zaczynam cicho.
- Operacje - znowu mi przerywa - a co z księgowaniem?- Księgowanie to właśnie zapisy na kontach, każdy zapis ma swoje konto korespondujące, to jest zasada podwójnego zapisu.
- Podwójnego?! hmmm... W takim razie coś sobie zaksięgujemy - odchodzi w stronę szuflady i coś z niej wyjmuje.
- Auuu - szarpnęłam się z bólu pod razem zadanym pejczem o wielu rzemieniach - auuuu.
Spadł na mnie zupełnie nieoczekiwanie, na plecy, pośladki. Szarpnęłam się tak mocno, że przypięte w górze ręce zabolały w nadgarstkach, a ja zakołysałam się na obcasach.
- Widzę, że twoje śliczne pantofelki trochę ci przeszkadzają. Zdejmę je. Noga! Druga! Od razu lepiej!
Wcale nie było lepiej. Te kilka centymetrów obcasów dawało wytchnienie moim dłoniom, teraz musiałam stać na palcach. Było mi niewygodnie.
- A teraz księgowanie drugostronne - powiedział przechodząc obok mnie.
Najpierw zapisał coś na moim brzuchu. Potem widziałam już tylko zamach i frunące w moją stronę rzemienie. Starałam się uciekać ciałem, żeby uniknąć razu, nie całkiem się to udało. To było bardzo dobrze wymierzone uderzenie. Prawie wszystkie rzemienie dosięgły swojego miejsca przeznaczenia.
- Widzę, że masz za dużą swobodę ruchu, zaraz temu zaradzimy - to mówiąc przyniósł kolejne paski.
- Nie chcemy przecież zniszczyć twojego seksownego stroju - ukląkł przede mną i zaczął zsuwać pończochę.I znowu dokonał zapisków na mojej skórze, tym razem na nogach. Przez moment zastanawiałam się czym ja to zmyję, ale nie zostawił mi dużo czasu na myślenie. Obniżył punkt zaczepienie moich rąk. Przez chwilę stałam na całych stopach. Potrzebowałam tej chwili wytchnienia. To była jednak tylko chwila, przerwa techniczna. Pociągnął moją stopę w kierunku framugi i przymocował do kolejnego łańcuszka. To samo zrobił z drugą wymuszając duży rozkrok.
- A co się dzieje kiedy jest pomyłka w księgowaniu?
- Wtedy należy zrobić storno zapisu, po drugiej stronie... - i znowu nie dał mi dokończyć.
- Storno! - powtórzył jak zwykle napawając się brzmieniem tego słowa - do dzieła!
Pierwsze uderzenie zadał z przodu, w piersi i brzuch. Bolało, zwłaszcza w tych miejscach, gdzie rzemienie trafiły powtórnie. Zagryzłam wargi, żeby nie krzyknąć, jęknęłam tylko. Miał mocną rękę...
- Storno! - i kolejne razy zostawiały na moim ciele ślady operacji.
- A teraz druga strona! Storno! - poczułam ból na pośladkach i plecach.
- Strono! - tym razem mierzył niżej, dostało się także mojej cipce.
Krzyknęłam, a z oczu pociekły mi łzy. Podszedł do mnie i chwytając za włosy spojrzał w oczy. Poczułam słodkawy smak w ustach. To krew, musiałam przygryźć wargę przy uderzeniu.
- Chcesz, żebym przestał? - Zapytał wpatrując się w moją twarz.
- Nie - odpowiedziałam przez łzy, przykrywając oczy powiekami.
- Pierwsza krew - wyszeptał i polizał moje usta, zlizując sączące się krople.

- Jaki jest podatek dochodowy dla ludności? - zapytał od niechcenia.
- Podatek dochodowy od osób fizycznych jest progresywny: 19%, 30%, 40%.
- Dzielna jesteś. Właśnie poprosiłaś o 89 batów - powiedziała zadowolony.
- Nie, proszę, nie tyle - byłam załamana tą perspektywą.
Skrupulatnie zapisał na mojej skórze ilość batów. Tym razem narysował 'szubiennicę' na moim brzuchu.
- A podatek od firm?- 19% - wykrzyczałam pośpiesznie w nadziei, że to będzie ilość batów.
- A więc prosisz mnie o kolejne 19 batów? Twarda jesteś - mówił śmiejąc się.
Kolejne liczby zostają zapisane. Są jak wyrok. Postanawiam nie odpowiadać na pytania dotyczące podatków, wszystkie są wysokie. Na przykład taki VAT to kolejne 22 baty. Wyglądało, jakby usłyszał moje myśli, bo zapytał o termin składania deklaracji.
- Do 25 dnia następnego miesiąca - mówiąc to uświadomiłam sobie, co powiedziałam.
Nawet nie próbowałam tego sprostować. Wiedziałam, co powie. Ze spuszczoną głową oczekiwałam na wyrok.
- Następnego miesiąca? Hmmm, w takim razie muszę zmniejszyć twoje o konto o 25 batów, dostaniesz je w następnym miesiącu.
Dotknął mojej twarzy. To był ciepły, czuły dotyk. Jak promyk słońca w pochmurny dzień. Stał tak dłuższą chwilę, miałam ochotę przytulić się do Niego, gdy nagle zabrał swoją dłoń mówiąc:
- Czas zaksięgować te 19 procent. Wybieraj gdzie.
- Piersi - odpowiedziałam.
- Wszystkie? - zapytał z niedowierzaniem.
- Nie, nie zrobię ci tego. Cycuszki dostaną po trzy baty, ale resztę zaksięguję na tyłeczku.
Odetchnęłam z ulgą. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zamiast pejcza użyje palcata. Miał wprawną rękę. Każde uderzenie trafiało w sutek. Mała przerwa na zamach i kolejne. Zamarłam z przerażenia widząc czerwoną pręgę na piersi. Po pierwszych razach już nawet nie krzyczałam. To było nieuniknione i nie mogłam się temu przeciwstawić. I tylko zaciśnięte pięści i zagryzione wargi zdradzały to, co czułam. Nie uciekałam już ciałem. Nie mogłam i nie chciałam. To niczego by nie zmieniło. Widziałam własne łzy, które kapały na piersi. Obok trzasku palcata słyszałam dźwięk rozpryskującej się słonej kropli. Tak głośnej jak głośny może być krzyk, niemy krzyk. Po szóstym uderzeniu wydałam głośny jęk, skomlenie i skargę. Nie pozwolił mi oswoić się ze stanem, w który mnie wprawił. Dotknął jeszcze skórzaną końcówką sutka i ledwo muskając dłonią moje biodra stanął za mną. Wiedziałam. Zostało jeszcze 13. Pierwszy był jak zawsze najlżejszy. Na zachętę, ale i tak spięłam się od tego piekącego dotyku. Spięta czekałam na kolejne uderzenie. To był błąd. Bolało bardzo, dużo bardziej. Starałam się oddzielić od tych razów, ale nie potrafiłam.
- Rozluźnij się, będzie mniej bolało - szepnął mi do ucha.
Chciałabym, ale nie potrafiłam. I znowu zobaczyłam swoje łzy. Spadały na piersi i znaczyły ścieżkę w dół mojego ciała. Kiedy na nie patrzyłam przestawałam myśleć o palcacie, który pieścił moje pośladki i uda. Byłam tam, ale jakbym była poza własnym ciałem. Czułam ból, ale nie chciałam mu zapobiegać. Pieczenie rozchodziło się po skórze i zdążało w głąb, do mojego wnętrza. Poczułam narastające podniecenie. Czekałam na kolejny dotyk palcata niemal z utęsknieniem. Ale On kazał mi czekać. Robił długie przerwy pomiędzy kolejnymi uderzeniami. Dotykał moich zbitych pośladków. Drażnił się ze mną. Spełnienie było coraz bliżej. Niby we mnie, ale i obok mnie jednocześnie. Takie dziwne. Zaczynałam tracić kontakt z rzeczywistością.

- Zostały jeszcze dwa - usłyszałam.
Jeszcze dwa? Jeszcze tylko dwa? Czy to wystarczy, żeby dać mi spełnienie? Myśli kłębiły się w mojej głowie. Poczułam palcat na cipce. Dotykał mnie, pieścił dotykiem. Zaczynałam odpływać, kiedy zamiast dotyku poczułam ostatnie uderzenia. Były bardzo mocne. Krzyczałam z bólu i rozkoszy, bowiem równie silny był orgazm, który te razy przyniosły ze sobą. Szybki... mocny... gwałtowny... Zostałam sama z moim spełnieniem. On znowu odszedł zostawiając mnie półprzytomną, rozpiętą niczym na pajęczynie... Jak swoją zdobycz, wstępnie przygotowaną, którą zostawił na później. Schylił się po coś na podłogę, ale nie widziałam co z niej podniósł. To była teczka, moja teczka. Wyjął z niej wydruk i przeczytał na głos:
- Zestawienie obrotów i sald. Co to? - zapytał.
- To obrotówka, suma obrotów dla każdej ze stron - odpowiedziałam rwącym się głosem.
- Obrotówka? Nic nie mów, sam ci pokażę co to jest obrotówka.
Odsunął się krok do tyłu, wyciągnął dłonie przed siebie, łapiąc w nie obie piersi.
- Obroty kredytowe - wycedził wykręcając boleśnie lewą pierś.
- I obroty debetowe - powtórzył ruch na prawej piersi.
Jego dłonie były bardzo brutalne, ściskał moje piersi i kręcił nimi w obie strony. Moje dopiero co zbite piersi. Ciągle obolałe. Tak, potrzebowały dotyku, ale czy takiego? Sutki zostały mianowane saldami i też podlegały procesowi obrotowania. Piszczałam z bólu kiedy zapytał śmiejąc się z zadowolenia.
- W pracy też tak krzyczysz przy obrotówce?
- Przerwałem ci, przepraszam, wracajmy do tematu naszej rozmowy. Opowiedz mi o sprawozdaniach.
- Dwa podstawowe to bilans i rachunek zysków i strat. W bilansie, po stronie aktywów wyróżniamy majątek trwały i obrotowy.
- Oto moje aktywa - powiedział rozmarzonym głosem.
Położył swoje dłonie na moich i przesuwał je w dół, przez zgięcie łokcia i pachy do piersi. Gładził je delikatnie przez chwilę, potem niżej przez biodra, przez łono do ud. Schylając się przesuwał dłonie po nogach, aż do stóp.
- Aktywa, moje aktywa - powtórzył i zaraz zapytał - czy jest coś jeszcze oprócz aktywów?
- Tak, pasywa. Pasywa to... - zawahałam się jak zrozumie pasywa??
- Pasywa. Pasywa? Pasywa! - powtarzał przyglądając mi się.
Stanął za mną i ciągle mnie dotykał. Jego dłonie były na moich biodrach, dotykały wnętrza ud. Nagle zrobił gwałtowny ruch ręką w stronę mojej dłoni. Poczułam lekkie szarpnięcie i dłoń nie była już przywiązana. Następnie zrobił to samo z drugą. Byłam mu wdzięczna, pozycja nie była zbyt wygodna.

Jednakże nie doceniłam jego pomysłowości. Szybkim i zdecydowanym ruchem spiął mi dłonie za plecami. W tym samym momencie poczułam, że coś podciąga mi spięte w nadgarstkach dłonie do góry. Ten ruch zmusił mnie do pochylenia się do przodu. Stałam teraz z wypiętą w Jego stronę pupą, a ręce miałam boleśnie wykręcone w barkach. Ta pozycja była dużo bardziej niewygodna od poprzedniej. Nie odzywał się, czułam Jego wzrok na sobie, ale nie dotykał mnie ani nie mówił do mnie. Obawiałam się najgorszego, że znowu mnie uderzy, w takiej pozycji miał doskonały dostęp do moich intymności. Spięłam się w oczekiwaniu na uderzenie. Ale nie nadchodziło. I ta przerażająca cisza. Nie wiedziałam gdzie On jest i co zamierza, a bałam się zapytać. Miałam świadomość nieuniknionego, ale nie miałam pojęcia czego.

- Aktywa czy pasywa? - usłyszałam pytanie zadane Jego namiętnym głosem.
Podszedł do mnie, dotknął bioder. Ale dotyk był jakiś inny. Zerknęłam i zobaczyłam rękawiczki na Jego dłoniach. Wszystko stało się jasne...
- Aktywa - powiedział władczo - sprawdzę najpierw stan aktywów.
Jego palce dotknęły mojej kobiecości. Jakże miły był ten dotyk, delikatny, czuły...
- Widzę, że moje aktywa mają się bardzo dobrze. To bardzo płynne aktywa, bardzo płynne - powtarzał pieszcząc mnie palcami.
- Tak płynne, że aż przeciekają mi przez palce - w Jego głosie czuć było zadowolenie.
Było mi niewygodnie, ale za nic nie chciałabym przerwać tej pieszczoty. Po raz pierwszy w czasie tego spotkania poczułam się sobą. Poczułam się kobietą. Kobietą pieszczoną i adorowaną, chociaż sposób tej adoracji był bardzo specyficzny.
- Wróćmy do sprawozdań, czy ktoś je sprawdza? - Zapytał jakby nigdy nic.

Znowu odebrałam to jak zimny prysznic, jak On może pytać o coś takiego w takiej chwili. Przecież ja za moment odlecę. Na miłość boską tylko nie przerywaj - pomyślałam w duchu, ale już było za późno. Odebrał mi ten cudowny dotyk i odszedł w kierunku szuflad.
- Czekam - ponaglał mnie.
- Tak, sprawozdania są badane przez audytorów. W pierwszej kolejności audyt wewnętrzny, potem...
- Wystarczy. Poprzestańmy na audycie wewnętrznym. A raczej przystąpmy do niego - zawołał z ochotą.
- Mam tu doskonały punkt obserwacyjny, widzę moje kluczowe aktywa i pasywa - powiedział siadając na obrotowym taborecie - a teraz je zbadam.
Poczułam jak wsuwa we mnie palce. Jak nimi porusza. Znowu to cudowne uczucie. Ta przerwana pieszczota. Jego Palce dotykały mnie od wewnątrz, poruszał nimi szybko, trącił macicę - to zabolało. Ale nie będę się skarżyć na taka drobnostkę, jest mi przyjemnie. Drugą dłonią, chłodną i śliską zaczął pieścić moją drugą dziurkę. Czule i delikatnie, ale stanowczo. Próbowałam uciec przed tym, ale przytrzymywane nogi nie pozwalały, a wykręcone ręce zabolały tylko bardziej.
- Nie szarp się i rozluźnij się. Jestem biegłym audytorem i nie zrobię ci krzywdy.
Biegły audytor. Uśmiechnęłam się w duszy, jego fascynacja księgowością rozbrajała mnie. Starałam sobie wyobrazić, że faktyczny audyt w firmie mógłby tak wyglądać i sama się zaśmiałam.
- Podoba ci się audyt wewnętrzny? - zapytał.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy poczułam wsuwany palec. Delikatnie, powoli, wykonywał nim koliste ruchy. Muszę przyznać, że było to całkiem przyjemne. Po raz pierwszy odczułam przyjemność z takiego wypełnienia. Przyjemność znowu zaczęła brać górę nad niewygodą. I znowu musiał to wyczuć, bo przerwał pieszczotę. Zabrał palce z moje wnętrza, zostawiając mnie niezaspokojoną. Poczułam chłodny dotyk na pośladku.
- Oto opinia biegłego - pasywa w porządku, ale aktywa są za małe - mówił powoli zapisując zdanie na moich pośladkach.
Po chwili stał przede mną. Widziałam tylko jego kowbojskie buty.
- Jak wspomniałem audyt wykazał, że aktywa są za małe, trzeba temu zaradzić. Powiększymy je o jakieś pół kilo.
To powiedziawszy zapiął mi na sutkach klamerki. Pisnęłam, bo zabolały mocno. Miały ząbkowane krawędzie. Z przerażeniem zobaczyłam dłonie, w których znajdowały się spore metalowe kulki z haczykami. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć obie kulki zawisły na moich sutkach. To dziwne. Nie były tak ciężkie, jak się wydawało, chociaż ciągnęły mi piersi w dół bardzo mocno. Patrzyłam jak kołyszą się pode mną. Wyglądały jak duże klipsy. Ich ruch sprawiał mi nawet przyjemność, tylko te klamerki zaczynały wcinać się niemiłosiernie w ciało. Na jednym z sutków zobaczyłam kropelkę krwi...
- Tak, teraz moje aktywa są prawie takie, jakie powinny być - powiedział cicho.
- Prawie? - krzyknęłam z wyrzutem - nie wytrzymam już żadnego ciężarka więcej.
- Cicho, bądź cicho!
- Nie będę cicho, mam tego dość. Rozwiąż mnie natychmiast - krzyczałam.
Zaczęłam panikować i szarpać się, ale to tylko pogarszało sytuację. Ciężarki na moich sutkach zaczęły się kołysać szybko i w różne strony, obijać się o siebie. To już nie było przyjemne, to było już tylko bólem. Ścierpnięte ręce też dawały o sobie znać.
- Rozwiąż mnie, proszę, już nie mogę tak dłużej - prosiłam przez łzy, ale on był niewzruszony.
- Jeszcze tylko mały zastrzyk gotówki i uwolnię cię.
- Zastrzyk? Żadnych zastrzyków. Żadnych igieł. Nie chcę.Podszedł do mnie od przodu, chwycił za włosy i wymierzył policzek, potem drugi.
- Będziesz cicho czy mam cię zakneblować - zapytał spokojnie.
To mówiąc pokazał mi niedużą czerwoną kulkę na pasku.
- I jak będzie? - zapytał ciągle bardzo spokojny.
- Nie będę krzyczeć.
- Dobra suka z ciebie, dobra księgowa, zrobisz to, co do ciebie należy...
To mówiąc wsunął mi kutasa do ust, głęboko, brutalnie, trzymając mnie ciągle za włosy. Płakałam, nie mogąc nic poradzić na tę sytuację. Czułam się zobojętniała. Po kilku ledwie ruchach poczułam w ustach smak spermy. Ciepła, lepka, słonawa. Po raz drugi tego popołudnia odczułam coś, co było mi znane. Znałam ten smak i nie stroniłam od niego. Ten smak przywołał mnie z letargu, w jaki popadłam, do świadomości. Wtedy też przypomniałam sobie jego słowa o zastrzyku gotówki. Uśmiechnęłam się przełykając tę gotówkę i wyssałam ją do cna. Jego dłonie głaskały moje włosy i twarz. Znowu zrobiło mi się miło.

- Na tym chyba dziś skończymy. W każdym razie skończymy na dziś.
Odpiął klamerkę z sutka. Krzyknęłam z bólu. Chciałam się zasłonić, ale dłonie miałam ciągle spięte z tyłu i unieruchomione. Zdobiłam unik przed odpięciem drugiej, wiedziałam już jak zaboli. I nie myliłam się, ból był niemiłosierny. Jego palce masowały moje umęczone piersi. Sutki były tak tkliwe, że nie mogłam znieść tego dotyku, ale jednocześnie tak bardzo go pragnęłam. Przynosił ulgę, koił... Odpiął moje ręce i nogi. Byłam całkiem zdrętwiała. Objął mnie mocno i poprowadził do łóżka. Z ogromną przyjemnością zanurzyłam się miękkiej pościeli. Zwinęłam się w kłębek i wsunęłam pod puszysty koc. Dłońmi masując obolałe sutki. Płakałam. Poduszka robiła się coraz bardziej mokra. Poczułam zapach cytryny i uświadomiłam sobie jak bardzo jestem spragniona. Łapczywie wypiłam podaną mi szklankę wody.
- Dziękuję - powiedziałam podając mu pustą szklankę.
- Za co mi dziękujesz?
- Sama nie wiem... - odpowiedziałam cicho i chciałam się znowu wtulić w poduszkę.
Objął mnie i przytulił. A ja płakałam. Bowiem doznania, które stały się moim udziałem były bardzo sprzeczne. Sama nie wiedziałam już kim jestem. I kim jest On.
- Następnym razem dobrze się zastanów, zanim wyjawisz komuś, że jesteś... księgową. Mówiłem ci - księgowość to bardzo podniecająca dziedzina... A ty jesteś świetną księgową...


Kiedy w łazience spojrzałam na swoje ciało odbite w lustrze, doznałam niesamowitego wrażenia. Przypomniała mi się Nagiko, bohaterka filmu 'The pillow book' Petera Greenaway'a, której kochankowie nanosili na skórę swoje wyznania. I ona i ja opętane słowami, obie pozwalające się słowom uwodzić i przenosić w nieskończone przestrzenie. Obie będące i piórem, i papierem... Ale na moim ciele oprócz liter i cyfr On zostawił jeszcze inne znaki. Kierunkowskazy do innego świata... Znaki flamastra zmyła woda... Inne zostały na dłużej... Na zawsze?... Może...

****** Jestem suką i jestem z tego dumna!

Brak komentarzy: