15 czerwca 2015

9×19 PARA



Pierwszy raz pochłonęłam ten tekst kilka lat temu, a dziś z tym samym drżeniem przeczytałam ponownie. Chandlerowską kreską skreślony typ głównego bohatera – opiekuńczy drań, brutalny i czuły. Ale oczywiście nie tyle on jest tu kluczową postacią co jego SiG-Sauer P226.

Owszem to nie mój najbardziej mroczny przedmiot pożądania ale zawsze jest to kaliber 9mm. Po macoszemu traktowany jest w słowie pisanym ten najpiękniejszy z afrodyzjaków. Dotyk na skórze, w dowolnym miejscu na ciele wywołuje dreszcz. Ciężar, chłód, gładkość – stawiają zmysły na baczność. Wprowadzić taki element do sceny i nie otrzeć się o kicz nie jest łatwo, wiem, ale Booberowi się udało. 

Z anatomii broni ułożył litanię, która pieści słowem pod nieobecność samego pistoletu "Oksydowana podstawa, lśniące suwadło zamka... Teraz leżał przede mną w częściach niczym naga kobieta na łóżku. Magazynek, zamek, wyciąg, sprężyna powrotna.” Poezja. I takt wybijany kolejnymi słowami, drogowskazy dla podniecenia, które miarowo w rytm słów przybiera na sile „Składam broń. Sprężyna, zamek, osłona, magazynek. Kilka sekund, pamięć mięśniowa, nawet nie myślę o tym, co robię. Magazynek wrzucam w zatrzask jedną ręką, wykorzystując jego bezwładność.” Mogę delektować się każdym słowem z osobna, każde tworzy błysk, każde zmusza neurony do wydobycia obrazu z zakamarków pamięci. Uwielbiać broń to jedno, ale potrafić o niej pisać w zmysłowy sposób to już maestria.

Dalej, dalej, mów jeszcze „Podsuwam mu pod nos SiG-a. Ruchem kciuka odbezpieczam go, a potem powoli przeładowuję. Dziewięciomilimetrowy nabój spada na podłogę z cichym brzękiem.” Czuję ten ruch kciuka, czuję jak nabój odbija się od podłogi wydając cichy brzęk. Słowa wibrują w powietrzu i niczego więcej mi nie potrzeba.

Fabuła prowadzona konsekwentnie przenosi do kolejnych elementów. Zakończenie, jak często u tego autora, zaskakujące zwrotem akcji. Ale za zwilżający dotyk pistoletu na kręgosłupie chapeau bas!

Brak komentarzy: