23 czerwca 2015

Wannologia stosowana



Mów do nie jeszcze bo słowa są tym, czym żyję. Znów. Rządki liter na papierze, a papier najlepiej pożółkły. Słowa przytulające się do siebie, garnące się w zdania, fabuły, opisy i dialogi. Nowele, powieści, opowiadania, miniatury – wszystkie was ukochałam. I tylko nie lubię kiedy jedyny zapach jaki się unosi ze stronic to zapach farby drukarskiej. Nowe książki nie mają duszy. Owszem, są przykładnie schludne, błyszczące i ciężkie ale brak im duszy. Są jak papierowe wydania elektronicznych słów. Można je wziąć do ręki i przekartkować ale nie ma przyjemności z lektury.
Papierowa książka – może przeżytek, może przyzwyczajenie. Papier przesiąknięty czasem, ludźmi i miejscami. Drobne zagięcia stronić, pożółkłe karty, specyficzna woń kurzu, czasami skóry. Odciśnięte drobne ślady ludzi – zakładki, zasuszone rośliny, zdjęcia, zapiski, dedykacje. Druga historia, która można wyczytać między wierszami. Czasami po śladach ludzkości można wyczytać wiele.

Dziś, kiedy doba jest wiecznie za krótka na antykwariaty – te oazy książkowości w postaci czystej znikają z krwioobiegu miasta pozostaje wszechmocny internet. Antykwariaty przybrały postać cyfrową. Owszem, książek nie da się dotknąć, powąchać ale można szperać jak na rzeczywistych pólkach. I wyszukiwać wydania z przed dziesięciu czy dwudziestu lat. Takie książki wyglądają jak ubogie krewne współczesnych wznowień, ale mają nad nimi zdecydowane przewagi – są żywe. Najczęściej w nocie mają podane wielkość nakładów, coś, czego dziś się już nie stosuje. Będzie bestseller to się dodrukuje. Nie mają strojnych obwolut, kredowego papieru i przejaskrawionych zdjęć. Ale mają duszę. I do tego kosztują grosze – w zasadzie wszystkie do kupienie poniżej dwudziestu złotych, większość poniżej dychy.

Dziś był dzień buszowania w starociach. Połów wyjątkowo udany – wyszperałam ponad dwadzieścia tytułów do mojej erobiblioteczki. Kilka tytułów do brakującej kolekcji, kilka całkiem nowych a obiecujących. Teraz tylko czekać na pocztyliona, który przyniesie paczkę a w niej historie zaklęte w literach, w papierze będącym światkiem zdarzeń i ludzi.

Jeden sprzedający urzekł mnie opisem „Książka przeczytana raz, minimalne ślady czytania w wilgoci”. I od razu podbił moje serce, zwłaszcza, że wzmianki o wilgoci pojawiały się przy wszystkich interesujących mnie pozycjach. Znam ten stan książek, moje w większości pasują także do tego opisu. To wynik czytania w wannie. Uwielbiam to. Nawet specjalnie dopasowałam oświetlenie w łazience, żeby móc bez przeszkód oddawać się lekturze. To swoisty rytuał – nagość, woda i książka. W tle smooth jazz albo chillout, gorąca kąpiel i przyjemność nurzania się w słowach.


Brak komentarzy: