4 sierpnia 2006

Romana Sejkota teatr cieni

Tym razem sięgnę do braci Czechów po niejakiego Romana Sejkota Sejkota, rocznik 1963. Człowiek, którego przygoda z fotografią nie jest, jak wielu przypadkach, zainicjowana przypadkiem. Konsekwentnie dążył do pogłębiania swojej wiedzy odbierając solidne wykształcenie w dziedzinie… matematyki i fizyki na Uniwersytecie Karola w Pradze. Jednocześnie, w innym zakamarku uniwersyteckich zabudowań, studiował dziennikarstwo a także sztukę filmową w Akademii Muzyki Artystycznej. Może to właśnie ta interdyscyplinarność powoduje, że jego prace nie są typowymi zdjęciami pełnymi statyki. Sejkot może się pochwalić dwoma sukcesami w 1994 roku. Trzecim miejscem w konkursie Word Press Photo oraz na polu animacji filmowych Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Animowanych w Niemczech. Dokumentował pielgrzymkę papieską do ówczesnej Czechosłowacji z równym powodzeniem co nagie kobiety. Te ostatnie obiekty fotograficznych zapędów przyniosły mu także zwycięstwo w Kodak European Panorama 1995.Sejkotowe fotografie różnią się i od wszystkich kalendarzowych rozbieranek, i od playboyowskich rozkładówek i od artystycznych aktów studyjnych. Są zabawne, czasami śmieszne, ale przede wszystkim są inne. Rzeźby z ciała i światła, oddechy zatrzymane w smudze cienia i uśmiechające się odblaski – jak się do nich nie uśmiechnąć w taki deszczowy dzień jak dziś. Wystarczy popatrzeć na postacie wykreowane z piersi i dłoni, na zatrzymujące się na piersiach snopy światła tworzące stwory nie z tego świata.



Brak komentarzy: