30 marca 2008

Guy de Maupassant

"Po co kłamać, skoro wystarczy mówić prawdę, żeby nam nie wierzono."

Niejednokrotnie doświadczyłam tego na własnej skórze. Choćby w sferze dotyczącej dominacji i uległości czy sklonności do kobiet i wielokątów. Nawet jesli się odpowiada na konkretnie zadane pytania, pytający słuchają ale nie dowierzają. Wówczas tym bardziej chce się opowiadać :).

Koniec przeprowadzki

Zakończyłam przenoszenie historii. Niesamowite ile wspomnień przy tej okazji odświeżyłam, ile przeżyłam zaskoczeń. W końcu nie często człowiek przegląda zapiski z paru lat. Zdarzyło się, że czytałam coś co nie przywoływało absolutnie żadnych skojarzeń. Po prostu nie byłam w stanie przypomnieć sobie w jakich okolicznościach powstały te wpisy. A nawet, jeżeli ich treść nie wskazywała jednoznacznie, nawet czego tak właściwie dotyczyły. Ciekawe doświadczenie poczytać sama siebie uboższą o kilka lat doświadczenia.
Tak więc zadomowiłam się już tutaj, urządziłam na nowo galerie sztuk dla oka i ucha i powoli wracam też do życia porządkując brak równowagi między pracą a życiem osobistym. Posprzątała w poprzednim miejscu zakwaterowania, pozwalając bluszczowi zarastać drzwi do mojego dawnego lokum i zostawiając obwieszczenie o dalszych losach lokatorki. Teraz zacznę nadrabiać pisanie o rzeczach i sprawach, które przyniósł ten rok.

29 marca 2008

Księga gości Źdźbła

zooza przedstawia tych, którzy przybyli na żniwa. A oto co zostawiło po sobie tych 10 żniwiarzy, którzy tu byli

Katarzyna Katarzyna57@gmail.com http://www.bawka.pl2007-02-04 00:09:02 85.128.208.2
Fajny blog, powodzenia w jego prowadzeniu zycze :)

Artur Ahandra@hoga.pl http://www.drabina.home.pl2006-10-20 15:29:25 89.161.149.131
Kilka watkow zapralo mi dech w piersiach :) Tak trzymac

Grzesio Gregory@home.pl http://www.drabina.home.pl2006-10-20 09:03:51 89.161.149.131
Jakis komentarz musi zostac - super

Ahandra Mariola@onet.pl http://www.drabina.home.pl2006-10-18 01:13:44 89.161.149.131
Moze ktos by to chcial wydac ?? Pomysl o tym. Pozdrawiam

wiktor witkasek@tlen.pl http://www.zobacz.pl2006-09-28 15:16:47 212.180.138.10
Nie skomentuje tego, co tu zobaczyłem. Napiszę tylko, że wrócę... i może jeszcze, że pozdrawiam.

Marcin Artur@poczta.onet.pl http://www.psycholog-warszawa.pl2006-09-19 01:03:08 89.161.149.131
Chyle czola jakie ciekawe tresci mozna tu znalezc

taka sobie ja http://2006-02-06 16:14:59 84.205.19.49
utonełam w potokach .. przelanych na mój monitor słow.. zatopiłam sie .. i czytałam .. przez pare nocy bo troche tego tu jest.. jak tylko jestem .. przy komputerze.. i odpalam tego bloga .. przechodzi mnie .. niesamowity dreszcz emocji .. nie wiem dlaczego .. ale cos tu ciagnie .. świetnie piszesz.. mogłabym czytac .. i czytac.. oddwawac sie twoim słowom,i zatapiac sie w roskoszy jakiej mi dostarczają... bez konca.. pozdrawiam

Czarodziej Snow http://www.sennik.bighost.pl/2006-01-24 20:43:09 83.22.17.119
Witam ksiegowiczow!Takiego bloga dawno nie widzialem naprawde

Szkarłatny Płomień turgon@interia.pl http://2005-07-17 09:01:25 158.75.212.196
"Ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy. Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy"Nie zamykaj się w przeszłości, nigdy. Wybiegaj myśla do przodu, przed siebie - w "te dni, których jeszcze nie znamy". I nie bój się marzyć, a potem realizować te marzenia, byś miała wiele chwil, "tych na które czekamy"Wiem że ty to potrafisz... właśnie ty.

28 marca 2008

Bliżej niż dalej

I niech mi ktoś powie, że audytu nie można poprowadzić jak po sznurku. Dobrze zaplanowane musi się udać. Choć musze przyznać, że towarzystwo w tym roku wyjątkowo upierdliwe było. No, ale nie ma się co dziwić, w końcu zostali bardzo konkretnie zbriefowani. Nie przewidzieli tylko jednego, że nie bardzo będzie się do czego przyczepić. To było wiadomo już po pierwszym tygodniu, w każdym razie ja to wiedziałam. Szukali jak opętani. Wymyślali kombinacje alpejskie, żeby gdzieś znaleźć niespójność, ale nie ze mną te numery Bruner, jak mawiał pewien znany Hans. Kiedy przedłużyli badanie o dwa dodatkowe dni wiedziałam już, że będą siedzieć do czasu aż coś znajdą. A ponieważ został już tylko jeden niezbadany obszar rzucili się nań jak wygłodniała sfora. I stało się to co było do przewidzenia. Jak tylko wyciągnęli na światło dzienne to, co dla nich zostawiłam propozycja korekty i zakończenie badania zostało ogłoszone w ciągu godziny. I na tym cała sztuka polega – zostawić coś, co znajdą ostatnim rzutem na taśmę i dzięki czemu będą mogli (w swojej świadomości!) wrócić z badania z tarczą. Innymi słowy – nie można mieć wysprzątane na tip top w księgach, trzeba trzymać jakiegoś śmiecia na czarną godzinę. I czy to nie przypomina zabawy w ciuciubabkę?

25 marca 2008

Zaskoczenie. Ponowne.

Dokładnie tak, zaskoczenie. I na dodatek będące w zasięgu ręki ale jakoś tak nie całkiem zauważone. Gdzieś obok (żeby nie powiedzieć, że pod nosem) tętni ciekawa konfiguracja, której osią jest kobieta, chociaż nie to raczej Kobieta jest. Innymi słowy temat switch nadal jest mi obcy.
Czytam, czytam i wyłania mi się obrazek sielsko-anielski, ze spełnieniem głównych bohaterów, a jednak zaskakuje mnie ta relacja. Trudno mi wyobrazić sobie, że można być w równym stopniu oddanym swojemu Panu jak nastawać na fizyczność i psyche innej kobiety. I z obu czerpać przyjemność. Po prostu moja percepcja tego nie obejmuje. I tylko czasami zastanawiam się, czy to przypadkiem nie jest opcja pełniejszego odczuwania. Trochę tak, jak z biseksualnością – więcej możliwości równa się więcej przyjemności. O ile bycie bi jest wpisane w moje DNA o tyle nie widzę możliwości czerpania przyjemności z pozycji po drugiej stronie bata. Nawet myśl o takich działaniu nie wywołuje u mnie podniecenia, ani nie stymuluje mnie do działania. Może to ta sama kategoria co tramping – potrafię czerpać przyjemność z patrzenia na ale nic mnie nie popycha do deptania. Z drugiej jednak strony kobieca dominacja jest tak odmienna od męskiej, że sprawia wrażenie zupełnie innego świata. Nie powiem, Kobieta w akcji jest wyjątkowo smakowitym widowiskiem, ale do popatrzenia.

Najważniejsze jest jednak to, że można realizować swoje pragnienia i upodobania bez względu na to, jak się na to zapatrują osoby trzecie. Czyli wolność Tomku w swoim domku. Przychodzi mi jednak do głowy inny pomysł, skorzystania z możliwości zawarcia bliższej znajomości z bohaterami tej historii, a przede wszystkim z bohaterką, choć może bardzie właściwe byłoby nazwanie jej Bohaterką przez duże be. Zawsze to milo powiększyć gronu ludzi realnych. Spróbować warto.

21 marca 2008

Marzenia i spełnienia

Mnie to nie dziwi, ale dla wielu to herezja. Sama jestem zadowolona z życia. Pewnie wybierając dziś zawód pochyliłabym sie po coś innego niż to, co robię. Ale z całą pewnością nie zmieniłabym swoich decyzji, które podjęłam. Nawet tych, które były wyjątkowo bolesne. Kiedy spojrzeć na nie z perspektywy czasu to przyniosły jednak więcej dobrego niż złego.

20 marca 2008

Audyt z jajkiem w tle

Trwa pełną parą i jeszcze trwać będzie, co niestety istotnie dezorganizuje mi życie pozbiurowe, skutecznie kradnąc mi wieczory. Wiosna podobno przyszła, jakieś zmiany zaczynają kiełkować w głowie. Ot choćby weryfikacja instytucji edukacyjnej jaką jest szkoła. Podstawowa. I te wszystkie mniej lub bardziej zakręcone prawnicze ciekawostki, które okazują się byc brzemienne w skutkach. Okazuje się, że nawet znając iks kodeksów, ustaw i rozporządzeń bez prawnika ani rusz. Takie czasy. Dobrze, że pasem weekend, szkoda, że świąteczny bo nie da się weń wypocząć tak, jakby się chciało. Konwenanse tradycji uwieraja wówczas wyjątkowo mocno.

6 marca 2008

Retrospektywnie

Sporo roboty z tą przeprowadzką, naprawdę sporo. A przy okazji sporo wspomnień. W końcu nie codzień człowiek czyta swoje zapiski z paru lat. Fakt, wszystkiego nie czytam, ale przelatując wzrokiem po akapitach po prostu same wpadają w oko. Ludzie, miejsca, wydarzenia. Nazbierało się tego, nie powiem. Przenoszę tak, jak zostało napisane, uzupełniam brakujące zdjęcia i ewentualnie usuwam nieaktualne linki. W końcu to przeprowadzka a nie remake ;). Doszłam do lipca 2005 roku, dużo jeszcze przede mną...

5 marca 2008

Wagina. Kobieca seksualność w historii kultury.

Książka autorstwa Catherine Blackledge to fascynująca podróż przez wieki. Podróż, z której wyłania się obraz waginy wzniesionej na ołtarze i czczonej jako początek wszechrzeczy. To także smutny obraz tego, jak wagina popędzana kropidłem i krucyfiksem staja się uosobieniem wszelkiego zła. Masa ciekawych informacji z anatomii i fizjologii. Ciekawe ujęcie zachowań ludzkich z zachowaniami samic innych gatunków. W efekcie czego na usta ciśnie się pytanie jak bardzo (nie)różnimy się od zwierzaków. Kopalnia wiedzy o określeniach używanych na nazywanie intymnych części ciała, wraz z pochodzeniem słów. Oczywiście zdecydowana ich większość pochodzi ze wschodu, a niektóre są wyjątkowo urocze lub wręcz smakowite.
Mocna pozycja tej publikacji jest bardzo obszerna bibliografia i dokumentacja materiałem zdjęciowym. Zgrabnie opisana ewolucja symboliki począwszy od malunków naskalnych a na współczesności skończywszy. Garść informacji o charakterze socjologicznym – krótkie opisy zwyczajów i zachowań w różnych kulturach. Ot choćby vagina dentata czyli mit o uzębionej waginie pożerającej sami wiecie co. Ale z takich właśnie zamierzchłych historii wywodzi autorka powiązania i domniemane związki przyczynowo-skutkowe z zachowaniami współczesnymi.
Nie jest to, na szczęście, dyskurs o wyższości waginy nad innym narządami, ale osobisty stosunek autorki do przedmiotu badań jest silnie zaznaczony.

Jest to publikacja popularno-naukowa, choć miejscami język nasycony jest kolokwializmami, nie mniej jednak nie stanowi to uchybienia jakości pracy. Można powiedzieć, że jest to historia oddemonizowania Wilgotnego Zakątka. Precyzyjnie i metodycznie przeprowadzony wywód, który czyta się przyjemnością.

4 marca 2008

Być jak Temida...

Czasami uwielbiam swoją pracę, po prostu uwielbiam. Kiedy czuję każdą komórką, że mam pełna kontrolę nad rzeczywistością. Kiedy wiem co się stać powinno i to się dzieje. Kiedy wreszcie widzę, jak z szeregów cyfr wyłaniają się bardzo konkretne sprawy. Kiedy jednym ruchem zmieniam bieg wydarzeń. To jak przyrządzanie magicznego eliksiru według ogólnie znanej receptury, z tą tylko różnicą, że ostatnich kilka składników jest tajemnicą mieszającego. Jak łatwo można zapomnieć dodać to coś, przechylić szalki wagi z jednej na druga stronę. Kiedyś była to dla mnie czarna magia, potem upajałam się możliwością kształtowania rzeczywistości, dziś nie chce mi się nadstawiać karku dla kogoś. Nie warto. Ale satysfakcja pozostaje – przeogromna. I to układanie strategii przed zmierzeniem się z audytem. Trochę jak podchody, trochę jak zabawa w ciepło-zimno. Kto by pomyślał, że w tej dziedzinie można nawet pohazardować. A wystarczy tylko powiedzieć głośno – położę transakcję X na takim i takim koncie, stawiam kwotę Y, że przejdą nad nią do porządku dziennego albo, że jej w ogóle nie wyłapią. Był czas, że samo słowo audytorzy wzbudzało we mnie strach. Był czas, kiedy traktowałam ich jak zło konieczne. No bo jak inaczej nazwać sytuacje, w której rokrocznie na badanie (wielkie słowo – badanie) przychodzą nie biegli rewidenci ale świeże mięsko z wysoką średnią na studiach i znajomością języka. Wyposażenie w lapsy i tabelki, które maja wypełnić zaczynają ślinić faktury. Młodzi gniewni - nauczeni wypełniania tabelek ale za grosz nie znający praktyk księgowych, nie potrafiący przebrnąć przez proste zestawienia. Bawi mnie to. Dziś mnie to bawi. I te ich miny, kiedy słyszą – nie. I to dzwonienie po managera, który zjawia się jako ten wszechwiedzący. W końcu partner do walki, a nie mięso armatnie. Czasami dochodzę do wniosku, że to nie spółki powinny płacić dużym firmom audytorskim za dokonanie badania ale odwrotnie. To wielka czwórka powinna płacić badanym spółkom za to, że ich księgowi uczą młodych stażystów-audytorów zawodu. Powiedzmy sobie szczerze – to praktykanci są, a nie biegli rewidenci. Pamiętam pierwsze badania, w których brałam udział, początek lat dziewięćdziesiątych. Badanie trwało miesiąc albo i dłużej, badającym był biegły rewident. A teraz? Teraz skauci przychodzą na tydzień i zajmują się głównie kserowaniem wszystkiego i wybieraniem próby zgodnie z metodologią grupy (czytaj wskazywaniem dziesięciu największych odbiorców czy dostawców, których faktury będą oglądać i kserować). Żenada. I strata czasu. No, ale cóż – taki standard.

3 marca 2008

Przeprowadzka stała się faktem

Dziś jest ten dzień, kiedy osiągnęłam temperaturę wrzenia i zarządziłam rozwód z blog.pl. Co prawda czeka mnie teraz syzyfowa praca z przeniesieniem wszystkiego tutaj, ale decyzja została podjęta i to w tej chwili najważniejsze. Przy okazji bedę w stanie poindeksować notki i uzupełnić brakujące zdjęcia po utracie konta na photobucket.