30 listopada 2004

Pan, Pani i ja...

Podziękowania dla Męża Pana i Lady Agnesss za magię tej nocy...Dziś dopiero jestem w stanie zebrać myśli, żeby podjąć próbę spisania moich emocji. Tak naprawdę to ciągle jeszcze wszystko jest żywe we mnie. I chociaż nawet teraz, pisząc te słowa, zmuszona jestem wycierać łzy spływające po policzkach wiem, że każda z nich cenniejsza jest niż cokolwiek innego.

******

Sobota upływała na oczekiwaniu. Godzina 23.38 - "Jestem"... O mało nie upuściłam telefonu czytając tego SMS'a, serce skoczyło mi wprost do gardła, jakby chciało wyskoczyć na Jej przywitanie. Pan skarcił mnie spojrzeniem, ale nie mógł skarcić mojego podniecenia i zdenerwowania. Uciekłam na piętro. Pan wprowadził gościa, zaczęli rozmawiać. A ja z drżącymi kolanami skradałam się na skraj schodów, żeby usłyszeć o czym rozprawiają. Rozmowa przeciągała się w nieskończoność, powoli zaczęłam się uspakajać. Nagle dobiegły mnie dźwięki przesuwanych mebli. "To się dzieje naprawdę..." pomyślałam i znowu tętno pobiło rekord w skoku wzwyż. Wróciłam do sypialni i schroniłam się w bezpiecznej przestrzeni łóżka. Przemeblowanie trwało chwilę, potem usłyszałam na schodach kroki Pana. Spuściłam wzrok starając się ukryć moje zdenerwowanie. Pan podszedł do mnie i dotknął mojego policzka wnętrzem dłoni. Cudowna dłoń, szorstka i delikatna zarazem. Dłoń, na której wyczuwalna była nutka obcego zapachu, Jej zapachu.

Posłusznie wstałam, drżałam na całym ciele. Pan patrzył na mnie z tajemniczym uśmiechem. Łatwo było mu się śmiać, poznał już naszego gościa. Bałam się. Nie wiem czego, ale strach mnie paraliżował.
- Spraw się, suniu - powiedział pieszczotliwie - i nie przynieś Panu wstydu! Szłam za Panem, a łomotanie serca zagłuszało nawet stukanie obcasów na drewnianych schodach. Czułam się taka naga i zawstydzona, i bałam się. Weszliśmy do salonu i wtedy Ją zobaczyłam. Na nasz widok wstała z fotela i spokojnie podeszła kilka kroków w naszą stronę. Jej jasne włosy kontrastowały z czarnym ubiorem, w dłoni trzymała różę w odcieniu szminki, którą miała na wargach, a paznokcie tej samej barwy sprawiały wrażenie zawieszonych w powietrzu różanych płatków. Stałam krok za Panem, który podając Jej smycz wypowiedział te magiczne słowa: "Oto moja suka - daję ci ją". Przecież marzyłam o tym i oto właśnie spełniało się moje marzenie. Skąd więc ten strach? Patrzyłam na Nią zauroczona, kiedy prawą dłonią wzięła od Pana smycz i zaczęła skracać dzielący nas dystans, zawijając smycz wokół drobnej dłoni.
- Witaj, zooza - powiedziała władczo, kiedy jej palce dotknęły obroży.
- Witaj, Pani - odrzekłam, spuszczając wzrok. Kątem oka zarejestrowałam błysk flesza...
- Jesteś piękna - wyszeptała. - Jesteś piękna, suczko.Jej słowa zawstydzały mnie i dobrze o tym wiedziała, bawiła się mną od pierwszej chwili.
- Dla pięknej suni piękna róża - usłyszałam i poczułam dotyk na policzku. To był kwiat. Aksamitne płatki dotykały moich policzków, ust, brody... Z czułością i pietyzmem gładziła pąkiem moje włosy, ucho, szyję... Poczułam dotyk na obojczyku. Gładkość płatków powoli przechodziła w chłód liści, drobne kropelki wody strząśnięte z nich rozpryskiwały się na skórze. Liść - przedziwna istota - brak mu delikatności i łagodności płatków, ale jest równie ekscytujący. Twardy, o ostrych brzegach, szeleszczący. Zieleń liści pieściła moją skórę. Lecz i to nie był koniec. Powoli liście wtulały się we mnie, coraz bardziej, coraz bliżej, już nie jeden, nie dwa... teraz wszystkie liściaste dłonie dotykały mnie. Zanim zdążyłam nacieszyć się tym dotykiem, Ona podarowała mi kolejny. Dotykając mnie liśćmi przesunęła kwiat daleko do tyłu... widziałam już tylko koniec łodyżki w Jej palcach. "Zaraz zniknie" pomyślałam, byłam jednak w błędzie. Oto bowiem różany pąk powracał do mnie. Ale tym razem jedwabiste tchnienie purpury nie było mi dane, a szelest liści zaczął nabierać bardziej realnego wymiaru.

Kwiat bronił się przed moim wzrokiem, bronił się kolcami. Najpierw jeden, a za nim kolejne ciernie składały swoje kłujące pocałunki na mojej skórze. Czułam jak zagłębiają swoje pożądliwe, zakrzywione czubki w ciało. Jak stymulowane ruchem trzymającej różę dłoni przesuwają się, znacząc swoją ścieżkę drobnymi zadrapaniami. Było ich więcej i więcej. A kroczyły bardzo powoli, jakby delektując się swoim działaniem. Wzdrygnęłam się. Róża była okazała, długa, kolczasta. Spojrzałam w oczy mojej Dręczycielki - uśmiechały się do mnie zawstydzając mnie na nowo. Przymknęłam powieki, żeby kontemplować ten dotyk, którym Pani mnie obdarzyła - pieszczotę kolców. Z czasem kolce stawały się bardziej delikatne, jakby mniejsze i bardziej łagodne. Poczułam brzoskwiniowy dotyk płatków na ustach, a zaraz po nim kolec zagłębiający się moją wargę. Odruchowo otworzyłam usta, momentalnie też Pani wsunęła w nie łodyżkę róży, z krótkim poleceniem: "Trzymaj". Zacisnęłam zęby i od razu kolce wbiły się w dziąsła i wargi. Oto moja kwiatowa pieszczota osiągnęła swój szczyt.
Klęczałam z wysoko uniesioną głową tak, żeby Pani schylając się do moich piersi nie była narażona na ciernie ostrokołu, który mi podarowała. Kiedy zacisnęła swoje smukłe palce na sutkach, wykręcając je boleśnie, zza zaciśniętych jeszcze bardziej ust wydobył się cichy jęk. I nie wiem, czy jego źródłem były sutki, czy może wnętrze ust, które zaczynało krwawić z powodu zagłębiających się w ciało kolców. Językiem dotykałam miejsc, w których ciernie i ciało stanowiły jedność, to stamtąd pochodził upojny, słodkawy smak, smak krwi...
Chyba nie pozwolisz zwiędnąć tej róży - wyszeptała mi wprost do ucha tuż przed tym, jak wsunęła w nie język. Chciałam uciec przed atakującą ciepłą i mokrą miękkością, ale obawa przed zadrapaniem twarzy Pani powstrzymała mnie przed tym.- Kwiat potrzebuje wody - mówiła kładąc dłoń na krawędzi majtek. - Wstawisz ją do wazonu, czy.... - zawiesiła głos - wolisz, żeby napił się twojej wilgoci, suczko?
To rzekłszy odchyliła bieliznę i zmuszając mnie do rozkroku sugestywnym trąceniem kolana wsunęła we mnie palce. "Paznokcie!" - pomyślałam z przerażeniem - "paznokcie...". Ale wbrew moim obawom długie, błyszczące paznokcie nie tylko nie uczyniły mi krzywdy, ale dały wspaniałe odczucia. Nie panowałam nad swoim podnieceniem i strachem, nie panowałam do tego stopnia, że momentalnie poczułam, jak moje wnętrze zachłannie obejmuje Jej palce. A wtedy poczułam dotyk nie palców, ale paznokci właśnie. Delikatnie drapały wewnętrzną stronę mojej kobiecości...

Szarpnięcie smyczy przywołało mnie do rzeczywistości. Pani stała nade mną wskazując mokrymi od mojej wilgoci palcami kuchnię. Posłusznie wstałam i z różą w zębach udałam się tam. Po chwili wróciłam niosąc w dłoniach wysoki, wąski, szklany wazon - idealny dla piękna pojedynczego kwiatu. Przypięta do obroży smycz zwisała swobodnie, a jej końcówka wlokła się za mną po podłodze. Pani nadepnęła na smycz. Odstawiając różę na stolik miałam bardzo ograniczoną swobodę ruchu. Z wysiłkiem sięgnęłam do miejsca przeznaczenia kwiatu. Kierunek, w którym ciągnęła mnie smycz wskazywał, że moim miejscem przeznaczenia jest także stół. Był to masywny, dębowy mebel, o głębokiej, kasztanowej barwie. Wkrótce miałam zapoznać się i z jego chłodem, i fakturą, i barwą z bliska, z bardzo bliska.

Pani podprowadziła mnie do stołu. Stojąc za mną rozpięła haftki stanika, który odpłynął w zapomnienie. Ruchem dłoni nakazała mi pozbyć się także majtek. Zrobiła krok do tyłu, przyglądała mi się. Oceniała... Nie mogłam znieść Jej wzroku, onieśmielał mnie i zawstydzał, ale jednocześnie świadomość tych łakomych oczu ślizgających się po moim ciele podniecała mnie. Stałam przed Nią niemal naga, czyż bowiem nazwać można ubiorem pończochy ściśle opinające nogi? Czy są odzieniem buty? A obroża, czyż jest częścią garderoby? Jej wzrok był przenikliwy, chciałam się zasłonić, zakryć, ale wówczas czułabym się jeszcze bardziej dziwnie. Jak hipokrytka. Stałam więc bezwstydnie eksponując siebie, pozwalając Pani decydować o moim losie. Nie trwało to długo. Stanęła za mną, przylgnęła do mnie całym ciałem. Gładząc najpierw moje piersi, potem ramiona dotarła do dłoni. A schwyciwszy za nadgarstki pociągnęła w taki sposób, że w oka mgnieniu leżałam połową ciała na stole, z rękoma wyciągniętymi ponad głowę. Dotyk chłodnej powierzchni do piersi i brzucha wywołał dreszcz i protest, ale Pani zareagowała błyskawicznie dociskając korpus do stołu. Pogładziła dłonie, ramiona, plecy i zatrzymała się na moment na pośladkach. Ledwo wyczuwalnym stuknięciem stopy zasygnalizowała, że życzy sobie większego rozkroku. Zaczynałam odczytywać życzenia Pani nie tylko z wyrazu twarzy i gestów rąk. Zaczynałam wyczuwać, czego oczekuje. Teraz już twarz miałam schowaną między wyciągniętymi ramionami, głównym elementem zainteresowania obecnych stały się moje wyeksponowane intymności.

- Zostań! - rozkazała Pani. - Zostań - powtórzyła już łagodnym głosem widząc, że nie zamierzam się przeciwstawiać Jej woli.Przypięta z przodu obroży smycz znalazła się między moim ciałem a stołem, a jej koniec zwisał swobodnie miedzy moimi rozchylonymi udami. Krwistoczerwona smycz opadała dotykając podłogi. Ten obraz był prowokacją, swoim statycznym wyglądem smycz aż się prosiła, żeby coś z nią zrobić. Nie trzeba było długo czekać. Najpierw krótkie szybkie szarpnięcie, wyginające moje ciało w łuk, wywołane nadepnięciem na końcówkę smyczy. Ale to dopiero początek. Palce Pani schwyciwszy rzemień mocnym uściskiem, zdecydowanym ruchem pociągnęły go w górę. Tym razem ciało zareagowało wygięciem w przeciwną stronę. Kolejne szarpnięcie. Rzemień wpija się miedzy wargi, wciskając boleśnie łechtaczkę do wnętrza ciała. Chwilowe poluzowanie naciągu było jedynie przygotowaniem do dalszej manipulacji. Gwałtownie pociągnięta smycz zamknęła moje intymności w twardym uścisku. Końcówka smyczy zamotana wokół obroży, wymuszając uniesienie głowy. Cóż, miałam wybór: wyginając maksymalnie szyję dawałam nieco wytchnienia cipce, ale kark szybko cierpł... Chwila odpoczynku dla zmęczonych mięśni szyi oznaczała rzemień wpijający się w delikatną różowość, skrytą między udami.

Pierwszy dotyk palcata wstrząsnął moim ciałem, a przecież był to jedynie dotyk. Poczułam go na karku, potem głaskał mnie po plecach, wzdłuż kręgosłupa, żeby wreszcie ucałować kąśliwie mój pośladek. Odgłos uderzenia, wcześniej jeszcze niż piekąca skóra, przemówił do mojej świadomości. Dopiero to pierwsze uderzenie uświadomiło mi przemyślność tego oplotu smyczą. Każdy ruch zadawał ból obu czułym miejscom. Każdy był jak dotyk ognia. Nie byłam przygotowana na ten bolesny raz. Czułam, jak mięśnie pośladków spinają się odruchowo, czułam skurcz każdego, najmniejszego nawet mięśniowego włókienka. Czułam, jak drgające miejsca przemieszczają się coraz dalej i dalej od epicentrum dotyku. Nim zdołałam prześledzić całą drogę tych drgań, na spięte pośladki spadł kolejny raz. I chociaż tym razem powinnam była się go spodziewać - zaskoczył mnie. Szczypiące ciepło było bardziej odczuwalne, ponieważ nie rozluźniłam pośladków. Zaskoczenie zrobiło swoje. Teraz już chciałam czekać w gotowości na kolejne uderzenie. Zamknęłam oczy, żeby nic nie zakłóciło mojego oczekiwania. Ale i tym razem poniosłam klęskę.

Przerwa była dłuższa, a przy tym palcat wylądował na moich plecach, tuż pod łopatką. I znowu spięcie, wszak nie tam go oczekiwałam. Ciepło zaczynało się łączyć, kumulować i przybierać na sile. Głos Pani, która mówiła do mnie, przepływał przeze mnie zostawiając jakby poruszone struny. Nie wiem jednak, co do mnie mówiła, co oznaczały te słowa... Zaczęłam odpływać wraz ze słowami, a muzyka płynęła swobodnie kierowana jedynie wprawną dłonią Pani dzierżącej batutę... Tak, palcat w Jej dłoniach nie był niczym innym jak batutą, a Ona sama stała się dyrygentem, który ruchem dłoni zaprasza do wspólnego koncertowania kolejne instrumenty z orkiestry mojego ciała. Poczułam na sobie następny, pieszczotliwy dotyk; niczym stado maleńkich węży przesuwał się po mojej skórze pęk rzemieni. Były miękkie i chłodne, pojawiły się na karku i spłynęły po pośladkach. Lecz oto powróciły tańcząc w powietrzu swój wyrafinowany taniec i opadły na mnie z głośnym trzaskiem. Jęknęłam pod tym dotykiem, jęknęłam i pożałowałam tego. Czyż nie oczekiwała ode mnie Pani, że zniosę bez słowa skargi pieszczoty przez Nią przygotowane? Czyż nie miał mi przynieść rozkoszy dotyk tak precyzyjnie w czułe miejsce posłany? Wszak dla mnie, specjalnie dla mnie był on przeznaczony. Rozluźniłam się cała w oczekiwaniu i już po chwili mogłam delektować się tą pieszczotą dosięgającą bezwstydnie moich intymności. Ale powoli ból stawał się nie do zniesienia. Pośladki pokryły się już wypukłymi śladami dotyku, każde uderzenie wywoływało kolejną falę drgań, każda komórka skóry była już podrażniona i pałająca szkarłatem. Tak bardzo chciałam dać Pani przyjemność, ale ból zaczynał mnie przerastać.

- Proszę, Pani, przestań, błagam Cię o chwilę wytchnienia - wyszeptałam, nie łudząc się, żeby odniosło to skutek.Chociaż dłoń Pani dzierżąca pejcz ponad moją głową zawisła na moment w powietrzu, rozpędzone rzemienie i tym razem dosięgły celu. Ale za nimi podążyły delikatne palce Pani, masujące tętniące bólem miejsca. Czułam chłodne krople i strużki spadające na skórę i rozcierane przez te szczupłe, czułe dłonie. Oliwka wraz z dotykiem opływały ciało dając ukojenie. Otworzyłam oczy. Brunatna powierzchnia stołu lśniła dziwnym rozedrganym blaskiem - oto moje łzy leżały w nieładzie, jak świadectwo niedawnych wydarzeń. Dłonie koiły dotykiem skórę pleców, delikatnie, metodycznie, coraz wyżej i wyżej. Pani przytuliła moją twarz do swoich piersi, tuliła namiętnie. A już za chwilę jeszcze namiętniej całowała, gryząc moje i tak już zmęczone zagryzaniem wargi.
- Dzielna sunia - wyszeptała Pani, zlizując z oczu i policzków moje łzy.
I znowu Jej dłonie rozpoczęły taniec po moim ciele. Zaciśnięte na moment na sutkach palce ogłosiły początek następnego aktu rozkoszy i bólu. Palce prześlizgiwały się po skórze ledwo muskając opuszkami ciało, to znowu orając bruzdy paznokciami. Spoczywałam na stole jak klawiatura nastrojonego fortepianu, czuła na najlżejszy dotyk. Długie ruchy sięgające czasami pośladków, a czasami ud wprawiały mnie w błogi nastrój. Czasami też, jakby od niechcenia, palce zahaczały o moją kobiecość, podszczypywały łechtaczkę, ciągnęły płatki i jakby przypadkowo zaglądały do wnętrza. A wnętrze stawało się zewnętrzem. Moja wilgoć sączyła się i spływała po udach, było jej więcej i więcej. Zawstydzała mnie i cieszyła Panią. Ten balet palców nie mógł trwać wiecznie i wiedziałam o tym.

Tym większym zaskoczeniem było to, co stało się później. Poczułam palce wsuwające się we mnie, coraz szybciej, coraz bardziej pożądliwie i zachłannie. Bezwiednie poddawałam się temu ruchowi wysuwając biodra naprzeciw przeznaczeniu. Odniosłam wrażenie jakby palce we mnie zaczęły rosnąć i grubieć, z każdym kolejnym wejściem były bardziej okazałe, z każdym wypełniały mnie coraz szczelniej. Zwinnie podkręcając dłoń, torując sobie drogę bólem, Pani triumfalnie zatknęła doń wewnątrz mojego ciała. Bez protestu z mojej strony kochała mnie dłonią. Pokazała mi fist tak inny od tego, który znałam. Dłoń Męża Pana, wsuwająca się we mnie powoli, delikatnie, milimetr po milimetrze to długa pieszczota, mierzona w godzinach. Pieszczota Pani była jak tornado, gwałtowna i bolesna. Ale jakże piękna. Byłam zaskoczona jak łatwo wsunęła we mnie dłoń. Ból, który mi zadała nie da się porównać z żadnym innym, Jej drobna piąstka obijała się o moje wnętrze jak serce dzwonu, z każdym dotknięciem wydobywając ze mnie kaskadę emocji. Krzyk, płacz i jęki przeplatały się ze słowami uniesienia. Jednym tchem wypowiadałam i tak, i nie. Pragnęłam, żeby już oddała mi moje wnętrze, żebym mogła ukoić moją rozdzieraną na strzępy kobiecość. A jednak trwałam tak wystawiona na Jej silne i dotkliwe pchnięcia, trwałam w pokorze i uwielbieniu. Byłam poza ciałem. I tylko ból przypominał mi, że powinnam wrócić do niego z nieskrępowanych, wolnych przestrzeni rozkoszy, po których uganiała się moja dusza.

Cisza, poza mną wszyscy milczeli. Słyszałam jedynie przyspieszone oddechy i szum w uszach. Zapadałam się w rozkosznie miękką przyjemność, która teraz wypełniając moje ciało po brzegi zaciskała się na tej dłoni we mnie. Piąstka stała się sercem, a ja byłam dzwonem. Serce dzwonu uderzało miarowo, zrazu szybko a na koniec coraz wolniej, ale coraz mocniej. Zupełnie jakby chciało mnie nanizać na tę nieokiełznaną dłoń, wwiercającą się w jądro rozkoszy. Gwałtowna pieszczota przyniosła gwałtowne spełnienie, przypominające wybuch atomowy. A fala wybuchu rozchodziła się miarowo po całym ciele, dotykając i duszy, i rozumu. Moje oczy były otwarte, ale ślepe. Patrzyłam, lecz nic nie widziałam. Nic poza barwnymi plamami rozkoszy pomieszanej z bólem. Jak rozpuszczona w wodzie tęcza... kolory mieszały się i przenikały, dźwięki stawały się kolorami, ciało popadało w niebyt. Nie czułam nawet, kiedy odebrała mi swoją dłoń. Gdy skończyła ze mną, musiałam pozostać na stole, ponieważ jeszcze przez ładnych parę minut drgało we mnie echo orgazmu. Nie było już żadnej fizycznej stymulacji, ale skurcze pojawiały się ciągle i ciągle...

- Odpocznij suczko, odpocznij teraz - mówiła gładząc moje włosy i twarz dłonią lepką od mojej wilgoci. Czułam zapach, który miała na dłoni - mój zapach. Wyciągnęłam wyschnięty język, żeby skosztować własnego soku. Byłam bardzo spragniona.
- Chcesz wody, suczko? - zapytała Pani.- Tak - odpowiedziałam, z trudem wydobywając głos z suchego gardła.
- Proś! - Pani zanurzyła palce w moje włosy i szarpnęła zadzierając twarz do góry.Patrzyłam na Nią. Na moją Dręczycielkę, która uśmiechała się słodko i spoglądała na mnie z góry. Jej ton wykluczał wszelkie sprzeciwy. Spojrzałam na stojącą obok róży szklankę wody, próbując przełknąć ślinę, której nie miałam.
- Pani, proszę o wodę - wyszeptałam, ciągle dysząc.
- Nie mnie - odrzekła. - Proś Pana! - i jeszcze mocniej uniosła moją głowę.
Teraz widziałam Pana stojącego nieopodal. Zapomniałam o Jego istnieniu, zatraciłam się w rozkoszy i zapomniałam o moim Panu. Jakże bolesna była to świadomość. I jakże wdzięczna byłam Pani, że przypomniała mi o tym, kim jestem i do kogo należę.
- Panie, błagam o wodę - wyskamlałam cicho.
Oto Pan postawił obok mnie, inaczej niż się spodziewałam, nie szklankę, ale miskę z wodą.
- Woda dla suki - powiedział, opanowując drżenie głosu. Był przejęty.
- Pij! - rozkazała Pani, "pomagając" mi szarpnięciem smyczy.Upokorzona zaczęłam zachłannie chłeptać wodę z podanej miski. Była pyszna, mokra, chłodna... Zapomniałam o swojej niecodziennej sytuacji. Zapomniałam o smyczy, którą trzymała Pani, o Panu patrzącym na mnie przez wizjer aparatu, o błyskach flesza. Teraz byłyśmy tylko dwie - ja i woda. Kiedy próbowałam spijać ustami wodę, Pani szarpnęła smyczą.
- Językiem - powiedziała spokojnie.
- Językiem, jak na prawdziwą sukę przystało.
Chłeptałam więc wodę, powtarzając charakterystyczne ruchy niezliczoną ilość razy. I zazdrościłam zwierzakom, których szorstkie języki z całą pewnością przenosiły do pyszczków więcej płynu niż mój. Nikt mnie nie poganiał, piłam spokojnie. Pani oparła się na łokciach tuż obok mnie i z lubością patrzyła na moje upokorzenie. Uśmiechała się i nagle zbliżyła twarz do mojej.
- Jesteś dobrą suką - wyszeptała wprost do ucha, poczym wsunęła w nie język, a chwilę później ugryzła boleśnie. Szarpnęłam się rozchlapując wodę, kilka kropli dosięgło także twarzy Pani. Ze złością zabrała miskę z przed mojej twarzy, każąc mi zlizywać wodę ze stołu. Potulnie wypełniłam polecenie. Woda ze stołu smakowała jednak inaczej, przypomniałam sobie o łzach, które tu zostawiłam. Teraz zlizywałam krople wody pomieszane ze łzami, to był smak... upokorzenia.

Pani usiadła w fotelu, kątem oka dojrzałam, że dotyka palcami swojej cipki. Zanim jednak zdążyłam pomyśleć cokolwiek, zawołała mnie.
- Patrz suko, co zrobiłaś! Podnieciłaś mnie! Masz natychmiast wylizać tę wilgoć!
Nie trzeba było mi tego powtarzać dwa razy. Klęcząc między nogami Pani, najdelikatniej jak potrafiłam, czubkiem języka dotknęłam Jej intymności. Miała niezwykle delikatny smak i upojny zapach. Wciągnęłam ten zapach w nozdrza, chcąc zapamiętać go na zawsze. Pani ponagliła mnie szarpnięciem za włosy. Wcisnęła moją twarz w krocze i odchyliła się w fotelu, oddając się przyjemności pieszczoty. Dla mnie sama możliwość tak bliskiego kontaktu z kobiecością Pani wystarczającą była pieszczotą. Język aż sam rwał się, żeby dotknąć tego kwiatu. Przywarłam ustami szczelnie jak do kielicha wina, żeby nie uronić ni kropelki. Zaciskając wargi i zasysając płatki, masowałam je językiem we wnętrzu ust. Pani oczekiwała jednak bardziej dynamicznej pieszczoty, co dała mi do zrozumienia zdecydowanymi ruchami palców dłoni wplecionych we włosy. Szybkie liźnięcia miękkiego, ciepłego języka od dołu, aż do samego szczytu były tym, co sprawiało przyjemność Pani. Delektowała się moim dotykiem. Ja jednak nie mogłam się powstrzymać przed ssaniem łechtaczki. Przez moment Pani wydawała się być zadowolona, a może to było tylko złudzenie...
Przekonałam się o tym, kiedy nachyliła się w moją stronę niby tuląc do siebie i gdy nagle poczułam ugryzienie na szczycie pleców. Bolesne, do krwi, jak się później okazało. I do dziś nie wiem, czy było to podziękowanie za rozkosz, czy wręcz przeciwnie - kara za jej brak. Równie bolesne i namiętne były pocałunki, które przyszły potem. Zasysany przez Panią język obolały był i pogryziony, ale nie wyparłabym się tego cudownego zespolenia za nic na świecie. Pani, odsunąwszy mnie od siebie, odpoczywała nieopodal.

Ta chwila wytchnienia wszystkim była potrzebna. Pani wstała pierwsza i ruchem głowy wskazała mi stojącą na środku pokoju ławę z umocowanymi do niej pasami. Mebel ten przejmował mnie strachem od momentu wejścia do pokoju. Nie tyle może sam mebel, ten bowiem znałam od dawna, ale jego nowe zastosowanie. Na końcach oraz w połowie do ławy przymocowane były szerokie parciano-skórzane pasy. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że będę nimi unieruchomiona. Przy obopólnej pomocy Pana i Pani, powoli zamieniałam się w wyposażenie pokoju. Nadgarstki ugiętych w łokciach rąk zostały skrępowane i przypięte po obu stronach głowy. Łokcie pozostały wolne, ale ciasno zaciśnięte pasy na nadgarstkach wykluczały jakąkolwiek możliwość oswobodzenia rąk. Ugięte w kolanach nogi znalazły miejsce w dolnym pasie. Trzeci zaś dociskał mnie do ławy opasując talię. Tak oto leżałam nieświadoma tego, co miało się wydarzyć. Nie byłam w stanie poruszyć niczym więcej niż łokciami i kolanami, a i to w bardzo ograniczonym zakresie. Zaniepokoiły mnie jednak rozmowy Państwa, wynikało z nich jednoznacznie, że w dalszej części nocy uczestniczyć będą wszyscy. Zastanawiałam się przez chwilę jak to możliwe, wszak moja pozycja bardzo ograniczała dostęp do moich dziurek. Nie było mi dane zastanawiać się nad tą sprawą zbyt dogłębnie, z zamyślenia wytrącił mnie trzask wsuwanej na dłoń rękawiczki.

wtedy pochylili się nade mną, ich palce zacisnęły się na sutkach, każde w swoim rytmie, z moich uchylonych ust wydobył się pierwszy krzyk. Nie jęk, nie skowyt, ale właśnie krzyk. Krzyk, który towarzyszył nam aż do końca. Dwie wolne dłonie dotykały mojego ciała, które wiło się pod pieszczotą sutków. Poczułam palce wdzierające się w zaciśnięte dziurki. Pierwsza skapitulowała moja dupka, wpuszczając palce Pani do swojego ciasnego wnętrza. Rozpychały się niemiłosiernie, nie wiem czy to, co czułam było bólem, czy przyjemnością. Tej nocy już niejednokrotnie przekonałam się, jak trudno rozróżnić te dwa stany. Wkrótce poczułam także palce Pana, wsuwające się do serca mojej kobiecości. Tak oto moje ciało zamknęło magiczny obwód. Palce wewnątrz mnie tańczyły w niesamowitym rytmie. Czułam jak dotykają się wzajemnie, jak bawią się wewnątrz ciała. Wszak to, co je dzieliło było delikatną, niemal niewidoczną przegrodą. Przyszła mi do głowy myśl, że Oni pieścili wzajemnie swoje dłonie, a ja byłam jedynie w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, żeby Im to umożliwić. Pieszczoty przeciągały się w nieskończoność, wprowadzając mnie na kolejne szczyty, których zdobycie ogłaszałam światu krzykiem. I nagle odebrali mi to wszystko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Ich stojących nade mną, wpatrzonych w rozedrgane ciało i moje błagalne oczy. Tego już było dla Pani za dużo. Wyrzut, zamiast wdzięczności, w suczych oczach zadziałał jak sygnał do ataku. Zgrabnym ruchem schwyciła palcat, którym dotykała mnie, poklepując delikatnie w rozochoconą cipkę. Oddałam się kolejnej pieszczocie, z której wyrwał mnie ostry i piekący ból. To pocałunek palcata prosto w sutek. Zawyłam z bólu, ten bowiem sutek ucierpiał już dzisiejszej nocy i był wyjątkowo tkliwy. Szarpnęłam rękoma chcąc osłonić wrażliwe miejsce, jednak pasy skutecznie uniemożliwiały wszelką obronę. Z pod zaciśniętych powiek popłynęły łzy, którym towarzyszyło zawodzenie. Nie potrafiłam zapanować nad bólem, nad złością. Wiedziałam, że Pani celowo wybrała to miejsce. Wkrótce także drugi sutek zaczął piec niemiłosiernie. Pani wymierzała razy spokojnie i z precyzją, częstowała mnie bólem dokładnie w tych miejscach, które wybrała. Gdyby nie więzy rzuciłabym się na Nią i odebrała narzędzie kaźni, teraz jednak byłam zdana na Jej łaskę. A łaski nie było. Każde uderzenie było przemyślane. Pojedyncze, bolesne pacnięcia pokrywały środek piersi purpurowymi plamami. Sutki były w opłakanym stanie, zwłaszcza lewy, na którym pojawiła się maleńka stróżka krwi. Nic nie mogłam zrobić, jedynie krzykiem wyrażałam swój stan. Słyszałam własny krzyk i napawało mnie to przerażeniem. Niemal natychmiast w moich ustach wylądował czarny, gumowy knebel. Błogosławieństwo dla moich pogryzionych warg. Teraz już mogłam zacisnąć zęby na sprężystym materiale i czekać na dalszy ciąg mojej kary. Łzy spływały mi ponad kośćmi jarzmowymi, czułam jak gromadzą się wewnątrz małżowiny ucha. Każde uderzenie skutkowało falowaniem zgromadzonego tam płynu. Moje małe, słone, sztormowe morza... Nawet nie próbowałam powstrzymać łez. Pocałunki palcata odmierzane z zegarmistrzowską precyzja nie pozwalały mi na to. Czekałam na kolejne uderzenia, ale nie nadchodziło...
"Czyżby koniec?" przemknęło mi przez głowę. Nic podobnego, przez załzawione oczy zobaczyłam Panią, która trzymała w dłoni rozbrykany pejcz. Tym razem oszczędziła moje umęczone sutki. Pejcz przeznaczony był dla brzucha i ud. Wiedziałam, że Pani uwielbia chłostać te najbardziej intymne i delikatne miejsca, nie miałam złudzeń - pejcz miał dotknąć także mojej cipki. Nie byłam w stanie policzyć razów, ból odbierał mi świadomość. I chociaż uderzenia były zadawane z równą siłą, każde następne bolało bardziej. Nienawidziłam tego bólu, ale i pragnęłam go. Powoli stawałam się czystym pożądaniem, gotowym pochłonąć wszystko wokół.

Odrzucenie pejcza było równie nagłe, jak jego pochwycenie. Oto już Pan klęczał koło mnie, masując obolałe sutki, a Pani koiła rozedrganą cipkę swoimi dłońmi. Chciałam uciec od tego dotyku, był taki bolesny. Po głowie kołata się jedna już tyko myśl: "zostawcie mnie w spokoju". Ale to była moja myśl, nie Ich. Oliwka spływała na mnie jak balsam, ale dotyk wciąż odczuwałam jak rozszarpywanie świeżej rany. I wtedy właśnie Pani dotknęła mojej kobiecości od wewnątrz. Nie czułam bólu wsuwanej dłoni, ból z innych miejsc przyćmiewał ten z mojego wnętrza. Lecz oto znowu na życzenie Pani stałam się dzwonem, w który Ona uderzała według własnego upodobania. Gwałtownie, boleśnie, głęboko i szybko. Zatrzymałam oddech, a wkrótce zaczęłam się dusić. Pan niezwłocznie wyjął knebel z moich ust. Teraz już nic nie tłumiło mojego wrzasku, skowytu bólu i jęku rozkoszy, kiedy Pani doprowadziła mnie na szczyt swoją drobną dłonią zwiniętą w piąstkę. Jeszcze tylko jedno napięcie umęczonego ciała i obezwładniające skurcze galopowały po mnie niczym stado mustangów.

Nie było ścian, nie było drzew, nie było niczego poza wolną, bezkresną przestrzenią stepu... ocean falujących traw... ponad którym cwałowało moje spełnienie. Nieokiełznane i dzikie... I nagle przestrzeń wokół zaczęła się załamywać i zapadać na kształt czarnej dziury, z której sączyła się atramentowa czerń nieprzenikniona dla wzroku. I stała się noc - ciemna, bezgwiezdna i bezksiężycowa, której nie rozjaśniał nawet błysk źrenicy. Leciałam w nieznanym kierunku, ciągle wyżej i wyżej, nie znając drogi ani celu. I nagle eksplodowałam. Na czarnym aksamicie tła rozsypałam się jak strugi bengalskich ogni. Kolorowe kule rozbłyskiwały oślepiającym światłem i jak księżycowy pył spadały w dół. Jedna, druga, trzecia... straciłam rachubę... sama stałam się pyłem... spadałam... I tylko mrok gęstniał wokół i czerń stawała się zimna... wprost lodowata... Przestałam być... Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą dwie twarze, z delikatnym uśmiechem w kącikach ust i frapującym wyrazem oczu. Twarze majaczyły nade mną rozmyte we łzach, które zalały mi oczy. Przez moment przemknęło mi przez myśl, że jestem niemowlęciem, nad którego łóżeczkiem pochylają się rodzice. "Gdzie jestem? Co się stało?" kołatało mi się po głowie. Zamknęłam oczy. Znowu zimno i ciemność. Ciągle jeszcze mnie nie ma...

Gdy po raz kolejny otworzyłam oczy, Pan składał mi na piersi uwolnione ręce. Dygotałam. Nie wiem, gdzie byłam, ale ciągle jeszcze nie wróciłam do siebie. Wsparta na Panu i z pomocą Pani opuściłam miejsce kaźni. Gdyby nie podtrzymywali mnie, runęłabym na ziemię. Kolana mi drżały, a nogi uginały się pode mną. Było mi potwornie zimno i nie mogłam powstrzymać łez. Chwilę później leżałam na kanapie opatulona pledem i tulona przez Panią, Pan zaś przyniósł mi gorącą herbatę. Drżenie rąk uniemożliwiało mi doniesienie kubka do ust. Łzy wciąż płynęły, obmywając moją twarz z trudów wieczora. Nie wiem jak długo to trwało. Oto jednak uświadomiłam sobie, że to ja wszak jestem gościem honorowym tego spotkania. A Pan i Pani włożyli tyle trudu po to, żeby dać mi zakosztować rozkoszy i tych odmiennych stanów świadomości. Przecież tak właśnie było. Przyszłam tu, żeby Im służyć, ale to Oni troszczyli się o mnie cały wieczór, to ja byłam w centrum ich uwagi. Nie ma granicy między dominacją a uległością, one przenikają się wzajemnie i stanowią jedność. Teraz stało się to dla mnie tak oczywiste, jak nigdy dotąd. I zrozumiałam, że mój triskelon to Pan, Pani i ja...

Doceniłam solidność więzów, którymi zostałam skrępowana, a przede wszystkim spojrzałam na nie z innej strony. Były gwarancją bezpieczeństwa, mojego i Ich. Moje niekontrolowane reakcje były tak gwałtowne i silne, że nie byłabym w stanie utrzymać bezpiecznej pozycji, stwarzając zagrożenie zarówno dla własnego zdrowia jak i dla otoczenia. Ale i o tym pomyśleli... kochani...

******

Dotyk dwóch par dłoni i widok dwóch par oczu pałających pożądaniem był niesamowity. I tak właśnie okazało się, że kobieca dominacja i męska dominacją są tym, czego szukam. Nie są alternatywą, ale dopełnieniem. To zupełnie różne sprawy, zupełnie różne doznania, ale dające się połączyć w cud rozkoszy. Dlatego pragnę Ich obojga i oboje wielbię. Przepiękne jest to uczucie, kiedy rozkosz unosi się w powietrzu niczym skrząca się mgła, wypełniając przestrzeń swoim obezwładniającym zapachem, przyprawionym odrobiną czarów... To było coś wielkiego, coś nie z tej ziemi... i tak chcę to pamiętać.

Są jeszcze zdjęcia, masa zdjęć... Nie pozowanych - takich, na których widać krzyk, ból, łzy i rozkosz. Są niesamowite, ale są dla mnie tak osobiste, że nie ujrzą światła dziennego. Nie potrafię znieść myśli, że mogły być oglądane chłodnym okiem przez kogoś, komu nie było dane uczestniczyć w magii tej nocy. Może... kiedyś... ale na razie nie...Widziałam dumę w oczach Męża Pana, dumę z suki, która jest jego własnością i z którą może zrobić, co zechce, dumę ze mnie. Oto oddał mnie innej Kobiecie, bo takie miał życzenie. Tak, dla tej dumy w Jego oczach warto było doświadczyć tego wszystkiego...

******
Jestem suką i jestem z tego dumna!
zooza

Brak komentarzy: