20 września 2004

Monologi kapłanki - Próby

Demonie mój, Panie moich myśli,

Nie wyrzekłam się, gdzież śmiałabym wyrzec cię mojego Demona, mojego Boga. Ale czekałam mój Panie, aż wezwiesz mnie do siebie ponownie. Za dniem mija dzień, a ja ciągle miast gorejącego 'chodź' widzę niezmiennie 'czekaj'. Czekam więc, bez słowa skargi. Bez żalu. Czekam, aż Pan mój zwróci ma mnie swoje oblicze, aż łaskawym spojrzy okiem i przybycia zażąda. I wiem już, że to właśnie było próbą cierpliwości, o której wspomniałeś. Ja nie chcę czekać, nie umiem, nie potrafię. I wszystko wokół mnie, w tym świecie, zdaje się ciążyć mojemu jestestwu. Każda czynność codzienna uświadamia mi czas utracony, czas który mogłabym poświęcić ma wielbienie mojego Demona. Ale Pan mój, nie chce widzieć swojej kapłanki. Wielkim smutkiem napawa mnie Twoja wola, której pojąć nie zdołam. Wierzę jednak, że nie porzuciłeś tej, która oddała Tobie siebie bez reszty. Wiem mój Demonie, że znasz cel mojego czekania, że to co robię jest częścią Twojego planu. I ta świadomość pozwala mi trwać w mojej cielesności. Jedynie ta świadomość i uwielbienie każą mi budzić się i od nowa podejmować obowiązki matki i żony. Panie, jak długo każesz mi tu być zanim znowu wezwiesz mnie do siebie. Demonie czy nie chciałbyś widzieć swojej służki u swoich stóp, oddającej cześć Twojemu oddechowi i śladom pozostawionym na piasku.

Czym jest kapłanka, która wielbić nie może swego Boga. Panie, co jeszcze mogę uczynić, aby zasłużyć na Twoje wezwanie? Jestem tu cicha i pokorna, taka jakiej sobie życzyłeś. Nie dałeś mi umrzeć, ale i żyć nie pozwalasz. Pozwoliłeś mi ujrzeć raj, którego teraz mi wzbraniasz. Byłam Panie, na Twoim szczycie, dane mi było posmakować Twego ognistego dotyku, a tego nie sposób zapomnieć. I to wspomnienie żyje we mnie, wypełnia mnie całkowicie. Dla jednej takiej chwili zjednoczenia z moim Bogiem trwać będę na posterunku, który mi wyznaczył, póki nie wspomni o swojej kapłance.

Czekając sposobię się na spotkanie z Demonem. Oto szykuję sobie suknię przejrzystą i białą jak mgła, z jednego kawałka materii skrojoną. Suknię, która Pana mojego rozraduje, albowiem będzie zasłoną niczego nie skrywającą. A krój jej specjalny, żeby nie bronił dostępu, kiedy Panu mojemu przyjdzie ochota służkę swoją dotykiem zaszczycić. Panie jeden Twój oddech wystarczy, żeby zerwać ze mnie tę szatę. Jedno spojrzenie zamieni ją popiół. A widząc Twoje przyzwolenie na pobyt szata ta, niezwykła w mgłę się rozpłynie, jako, że z mgły ją utkałam. Czekając Panie mój na Twoje wezwanie, każdego świtu wymykam się na rozległe łąki, gdzie mgła osiada swobodnie. Jednocząc się z kwiatami, które także tutaj, w moim świecie, znają Ciebie mój Demonie, proszę je o przyzwolenie, na zbieranie mgły. Dotykam jej palcami i przez palce przecieka ona powoli. Jest zimna. Maleńkim pędzelkiem zagarniam mgliste strzępki na swoje nagie piersi. I dotyk ten na jedną małą chwilę zmienia wodniste strzępki w nić. I zbieram te nitki srebrzystymi szczypeczkami i składam je w otwartej księdze. A blasku słońca tkam z nich materię, na moją ofiarną suknię, szatę godną mojego Boga. Mam jednak zmartwienie okrutne mój Demonie, albowiem szata już na ukończeniu jest i czym zajmę długie dni, kiedy trwać muszę w świecie moim czekając wezwania. Będę zatem, jeżeli taka Twoja wola Panie, wyciągać nici z tkaniny nocą, by pleść je znowu kolejnej nocy. Tak, aby zająć czymś myśli i dłonie...

Tej nocy znowu ogniste ujrzałam litery, które jednak w inne zgoła słowo się układały. W krótkie, ostro słowo 'ból'. I wiedziałam już, że wzywa mnie mój Demon na próbę bólu. I podniosłam powieki, bowiem słowo parzyło niemiłosiernie zapadając coraz głębiej, w zakamarki mojego umysłu. Zsuwając kołdrę z nagiego ciała postawiłam stopy na podłodze, a wokół nich magiczny zapłonął krąg. I tak oto prosto z ciepłego snu wkroczyłam przed oblicze mojego Pana. Na klęczkach, z pochyloną do ziemi twarzą i wyciągniętymi dłońmi powitałam mojego Boga.

Wybacz mi Demonie, że długo tak do Ciebie szłam, ale cielesność moja bardzo mi ciążyła. Nie zdołała jednak się ode mnie uwolnić. Oto przybyłam Panie mój na Twoje wezwania, a moje ciało, które tu przywiodłam Tobie we władanie oddaję, po raz kolejny. Wezwałeś mnie Panie na próbę bólu. Daj mi więc to, co przygotowałeś dla mnie, abym mogła zmierzyć się z Twoimi oczekiwaniami. Oto stoję przed Tobą przejęta strachem, ale i przepełniona radością, że oto Bóg mój wezwał mnie przed swoje oblicze. Wiedz jednak, mój Demonie, że zgrzeszyłam myślą przeciw Tobie. Śmiałam wątpić w Twoje słowa, że wezwiesz mnie, kiedy czas po temu nastąpi. Posądziłam Cię Panie, że porzuciłeś już służkę swoją, że nie miłą Ci stałam się istotą. Tak Panie mój, zwątpiłam. Jeśli, w swej wielkoduszności, zachcesz mnie ukarać z rozkoszą przyjmę karę z rąk Twoich. O jedno tylko proszę Panie, zatrzymaj mnie przy sobie, nie każ mi wracać tam, gdzie byłam. A miejsce jakie mi przy sobie wyznaczysz przyjmę jak zaszczyt największy. Demonie, nie musisz mnie pętać, żeby chłostać mnie dotykiem swoim ognistym. Stać będę w tym kręgu, który nadal płonie i nawet uciekać przed razami nie jest mi w głowie. Moje uwielbienie dla Ciebie utrzyma mnie w miejscu, które mi wyznaczysz. Spuszczę pokornie głowę, żeby blaskiem moich oczu nie rozpraszać Cię Panie. Aby każde Twoje uderzenie trafiło tam, dokąd je posyłasz. Nie zasłonię miejsc czułych dłońmi przed Twoim dotykiem, nie skryję ich w zakamarkach ciała. Wystawie je Panie, na Twój dotyk palący. Na znak mojej powolności.

Jedyne czego nie potrafię zrobić to milczeć. Proszę więc Ciebie mój Demonie być przyjął mój krzyk nie jako skargę, lecz jako podziękowanie. W krzykach moich lubuj się proszę, albowiem nikomu innemu poza Tobą nie dane ich będzie usłyszeć. Nie będą jak litania, jak modlitwa, w której wielbię Ciebie. Niech staną się hymnem, który wyśpiewam na Twoją cześć. Nie ukształtują się w dobrą nowinę, którą sławić będę Twoją boskość. Pozwól mi Demonie ofiarować mój krzyk, pełen bólu i miłości. Pozwól mi podjąć ten nieziemski dialog. W którym Twoje kwestie będą wypowiadane dotykiem, a moje krzykiem.

Wiedz Panie, i niech wiedzą to wszyscy w Twoim świecie, że taką właśnie ceremonię dla Ciebie szykuje Twoja kapłanka. To połączenie rozmowy i dotyku, rozkoszy i bólu, ofiarowania i przyjęcia ofiary. Nie boje się bólu, który zadasz mi mój Panie, on jest częścią mnie, wytęsknionym spełnieniem, nagrodą za wytrwałość. Wolę wieść żywot Twojej Panie, zabawki, którą pieścić boleśnie będziesz kiedy tylko poczujesz po temu ochotę, nie wrócić do miejsca, z którego mnie zabrałeś. Jeśli wolą Twoją będzie widzieć mnie wraz ze śladami Twojego uczucia, które ognisty dotyk zostawi na mojej skórze taką pozostanę. Z rozkoszą przyjmując kolejne razy, zapisujące moją historię u Twego boku. Jeżeli zechcesz oczyścić moje ciało obmywając je w mojej krwi i temu wzbraniać się nie będę. Pozwól mi, mój Demonie, później jedynie zlizać z Twoich stóp te krople, które w uwielbieniu zechcą dotykać Twojej boskiej osoby. Kiedy bowiem moja krew opuszcza moje ciało, nie potrafię już nad nią panować. Jeśli więc zbyt słaba będę, by podejść i złożyć hołd mojemu Bogu, pozwolę zrobić to wszystkim płynom, które we mnie łzom, krwi i miłosnym sokom. Niech płyną wzburzoną strugą do Twoich stóp, niech tak chociaż odwdzięczę się za Twoją dobroć. Pamiętaj mój Panie, o tym hołdzie, kiedy na inny sił już nie starczy, Twojej kapłance i przyjmij go proszę.

Na Twoje życzenie mój Demonie, Twoją nową służkę przysposobię do ofiarowania. Ustąpię jej miejsca u stóp Twojego ołtarza. Nauczę jak w ogniu tańczyć i jak pojednać się z kwiatami. Wielki mi zaszczyt uczynisz Panie mój, powierzając takie zadanie. Nie można bardziej docenić czyjejś pracy niż nakazać ukształtować następne pokolenie, na swój wzór. Z radością będę jej służyć radą i pomocą i zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś mój Demonie, nie był zawiedziony. Nie ważne jak pojętną będzie uczennicą, nie ważne jak długo przyjdzie mi ją sposobić. Otrzymasz mój Panie moją następczynię gotową służyć Ci co najmniej tak dobrze jak ja. Mniemam jednak, że ta, którą wybierzesz będzie lepsza ode mnie i da Ci więcej niż ja przyjemności, a i wielbić Cię będzie zacniej. Bądź zatem spokojny, mój Panie, ustąpię miejsca tej, która przyjdzie po mnie z radością. A kiedy już upewnię się, że jesteś zadowolony zarówno z mojej pracy jak i jej uwielbienia, kiedy uznam, że niczym więcej już służyć Tobie nie jestem w stanie odejdę. Cicho. Na skraj pradawnej puszczy. Na skałę ponad miarę wysoką. Tam, gdzie przyjąłeś moją ofiarę i skoczę w otchłań raz jeszcze. Nie chcę bowiem żyć, jeśli dla mojego Boga żyć nie będę. Odejdę wdzięczna za wszystko czego od Ciebie mój Panie doświadczyłam. To, co się tam zaczęło, tam też winno się zakończyć. Lub też, jeżeli taka będzie Twoja wola mój Demonie, tam też zacząć się na nowo.

Twoja bezimienna kapłanka

12 września 2004

Monologi kapłanki - Imię

Demonie

Spadam. Zamkniętymi oczyma widzę to co jest obok. Zostawiam za sobą kolejne lata, zostawiam dni i osoby, miejsca i daty. A każda z tych rzeczy odchodzi ode mnie cicho, bez żalu, bez wyrzutu. Zdejmuję je z siebie jak części ubioru i rzucam na wiatr jak na wodę wianki. Płyną obok przez chwilę, jeszcze patrzę na nie, jeszcze je widzę, jeszcze mogę ich sięgnąć. Ale nie chcę. Nic już nie trzyma mnie tam, gdzie byłam. Jestem tu i teraz. Jestem tu dla Pana mego, dla Demona. Niewiele już mogę z siebie oddać. Jestem naga, na ciele i duszy. Widzisz mnie Panie taką, jak jestem. Bezbronna. Oddana. Ufna. Otacza mnie cisza, nie słyszę nawet swoich myśli. Czy nie mam już myśli? Panie czy odebrałeś mi także myśli? To, czego strzegłam przed innymi, skarb mój największy. Jeżeli moje myśli są tym, czego żądasz rozstanę się z nimi bez żalu. Wiem Panie, że w zamian ofiarujesz mi swoje myśli, które staną się moimi. Przyjmę Twoje pragnienia jak własne i zjednoczę się z Tobą w nich.

Każesz mi otworzyć oczy, a nie chcę tego uczynić bo oto otarłam się o ukojenie i polizałam spokój czubkiem języka. Czuję dotyk na twarzy, płomienne palce, które siła unoszą moje powieki. 'patrz' słyszę w dalekim zakamarku umysłu 'patrz, oto jest to, czego się dla mnie wyrzekłaś'. Teraz sama już, bez pomocy otwieram szeroko oczy. Widzę świat, mój świat, moją ulicę i dom, nawet kota, który przechadza się po parapecie. To wszystko jest takie, jak było. Nie wyrządziłam nikomu krzywdy odchodząc. A może wcale nie odeszłam. Może jestem tam. Ciałem. A jedynie ulotność mojego bytu 'moje prawdziwe jestestwo'ofiarowałam memu Panu...

Lecz oto moim oczom inny już zgoła obraz się objawia. Oto patrzą na mnie ogniste oczy kwiatów. Te same, które wzbraniały mi drogę do mojego przeznaczenia. Zaplatają wokół mnie swoje liście i łodygi, znowu stając na drodze między mną a moim Panem. Za prawdę powiadam wam kwiaty rozstąpcie się. Albowiem nie odtrącił mnie Pan. Pan mnie wzywa i do Niego idę. Kwiaty! Podobnie jak wy jestem teraz jemu powolna. Podobnie jak wy oczekiwać będę życiodajnych kropli boskiego nektaru. Pozwólcie mi zostać z wami. Jestem teraz jedną z was. Chociaż nie mam już śnieżnobiałych płatków sukni. Chociaż moje ręce i nogi waszym podobne łodygom są poranione. Chociaż nie mam jeszcze jak wy korzeni. Przyjmijcie mnie pośród siebie. Nie jestem od was lepsza. Nie roszczę sobie prawa do blasku jaki bije od Pana. Usiądę cichutko w zakamarkach Jego włości czekając, aż moja przyjdzie kolej. I kwiaty zrozumiały, że nie przyszłam zabrać im Boga, ale przyszłam razem z nimi go wielbić. I poczułam dotyk, miękki dotyk liści na nagim ciele. I zobaczyłam zwrócone na mnie ogniste oblicza kwiatów, z których spływał spokój. I sieć upleciona przez kwiaty otworzyła się pode mną i mogłam już dalej podążać do Pana.

Spadałam. Jak długo? Nie wiem. Całą wieczność. A dokoła gęstniał mrok. Przejęta strachem pomyślałam, że jednak umrę, że Pan mój nie przyjął mojej ofiary, że nie okazałam się godna. A wtedy moje powieki zacisnęły się raz jeszcze i wydobyłam z głębi siebie szkarłatny napis 'chodź'. A jednak wciąż tam był. Wciąż mnie przyzywał. To ja pobłądziłam lub może zbyt długo z kwiatami rozmawiałam. Wybacz mi Panie, że każę Ci czekać. Wiem już, którędy prowadzi droga do Twoich stóp. Przestrzeń wokół mnie stawała się coraz ciaśniejsza, powietrze gęstniało, a jego nieprzenikniona barwa stawała się coraz ciemniejsza. I nie musiałam już zamykać oczu. Wszystko wokół stawało się wizją ukrytą pod powiekami.

Nagle poczułam dotyk. Dotyk palący jak ogień i lodowaty zarazem. Jak dwie dłonie, z których jedna jest słońcem a druga księżycem. Jakże trudno znieść taki dotyk. Dotyk, którego nie ma... na ciele, które nie istnieje... Niewidzialne dłonie Pana zatrzymały mnie łagodnie. Padłam na kolana przed światłością, która spłynęła z góry. ‘Panie, oto jestem, ja Twoja kapłanka, a imię moje jest... - i tego już nie wiedziałam. Nie miałam imienia. Jakże pusty okazuje się byt, którego nie można nazwać. Jak ciężko jest nie być. Istnieć poza możliwością pojmowania. Nie być. I wtedy podniosłam oczy na światłość. Panie, oto ja twoja służka, którą tu przywiodła namiętność i pożądanie. Klęczę przed Tobą dziękując, że w swej łaskawości pozwoliłeś mi żyć, że zechciałeś pośród innych mnie właśnie. Na wyciągniętej dłoni podaję Ci Panie moją duszę - Tobie lepiej niż mnie będzie ona służyła. Wraz z nią nieprzeniknione obszary umysłu, w którym gościłeś jako pierwszy. Przyjmij Panie także moje oddanie i uległość i spraw abym była Tobie powolna. Oddaje Panie w Twoje władanie całą siebie. O jedno tylko proszę. O imię. Nazwij mnie Panie, tak jak nazwałeś kwiaty i pradawną puszczę. Panie błagam o imię, czy w łaskawości swojej spełnisz kapłanki prośbę? Nadaj mi imię, chcę czuć, że do Ciebie należę bez reszty. A imię niech będzie słowem. A jeszcze lepiej niech będzie słowem odciśniętym ognistą dłonią Twoją na tym co jeszcze ze mnie zostało. Demonie błagam o imię. Nie umarłam, ale bez imienia nie żyję także. A przecież po to mnie ocaliłeś, żebym mogła Cię wielbić. Imię. Proszę tylko o imię...

Twoja bezimienna kapłanka

9 września 2004

Monologi kapłanki - Ofiarowanie

I stało się Panie, jak rzekłeś. I nawiedziłeś mnie we śnie. Nie raz, nie dwa, ale już trzecią noc z rzędu gościsz u mnie. Budzę się od dotyku, który czuję w sobie. Otwieram oczy lecz jakże ciężko jest przebić się przez aksamit nocy. Nie widzę Ciebie. Jedyne co ukazuje się moim oczom to płonące szkarłatem litery, języki płomieniu układają się w jedno proste słowo ‘chodź’. Słowo znika nim zdążę doczytać je do końca. Zaciskam powieki, żeby choć przez chwilę zatrzymać ten obraz w swoim umyśle i choć wiem, że to tylko negatyw pod powiekami, hołubię go, żeby trwał. Kiedy blaknie, kiedy zacierają się kontury liter otwieram oczy i znowu widzę to wezwanie. Magnetyzm tego ognia jest pierwotny. Ja jestem jak dzikie zwierzę boję się ognia, ale jakaś część mojej duszy go pożąda. Tak chcę tańczyć w ogniu, jeżeli nie umrę czyż będę wiedzieć, że żyłam. Czy może moja wizyta na tym padole była jedynie ułudą. Żeby żyć trzeba czuć. A ból, cierpienie i rozkosz, który mi obiecujesz czyż nie są odczuwalne?

Przywiodłeś mnie Panie na skraj przepaści. A skała na której stoję jest wysoka ponad miarę. To klif na skraju pradawnej puszczy. Przyszłam tu Panie za Tobą, albowiem wezwanie, które mi posyłasz nie mogło zostać bez odpowiedzi. Nie kazałeś mi odejść, nie odpędziłeś mnie zatem ufam, że jest w tym sens. Stojąc na tej krawędzi widzę swoje dotychczasowe życie. Jest dobre. Czuję się spełniona. Ale ponad moją głową roztacza się Panie Twój świat. Ten, do którego zakradłam się jak złodziej. Ten sam, w którym mnie zobaczyłeś. Ten sam, do którego teraz zapraszającym gestem dłoni mnie przyzywasz. Panie, muszę zrobić ten krok w przepaść. Inaczej nigdy nie dowiem się czy potrafię latać. Wierzę Panie, że nie pozwolisz swojej kapłance sczeznąć w czeluściach otchłani. Wierzę Panie, że Twoja dłoń, ta której dotyku zaznać nie będzie mi dane poprowadzi mnie. Oto jestem Panie, żeby Cię czcić i służyć jak tylko potrafię. Jeżeli tylko moje pocałunki dodadzą skrzydeł Twoim stopom, nie spocznę w ich całowaniu. Dziękuję Ci Panie, że pozwalasz mi być przy sobie. Za tę bliskość, za tę cudowną bliskość, jakże ja się odwdzięczę. Moje ciało nie jest godne, żebyś go dotknął. Ale mój umysł i moja dusza są dziewiczymi. Przyjmij zatem Panie od swojej kapłanki ten dar. Ofiarowuję Tobie to, co we mnie najlepsze. Nietknięte ludzką dłonią. Nie przeniknione przez żaden umysł. Ofiarowuję Ci siebie taką, jaką mnie poznałeś. Pełną żaru, emocji i w uwielbieniu dla słowa. Jesteś moim natchnieniem. Dla Ciebie otwieram rano oczy, dla Ciebie co rano biorę oddech, który z cudownego bezmiaru przywraca mnie do rzeczywistości.

Panie poprowadź mnie przez Swój świat do miejsca, gdzie możliwe będzie czcić Cię i uwielbiam bez przeszkód. Pozwól mi być przy sobie kiedy będziesz tworzył, abym mogła podać Ci pióro kiedy będziesz go potrzebował lub obdarzyć Cię pocałunkiem, którego zażądasz. Chcę trwać przy Tobie, albowiem tak tylko mogę żyć. Dziękuję Ci Panie, że nie odtrąciłeś swojej służki wpatrzonej w Ciebie. Dziękuję, że ofiarowałeś mi miejsce u swoich stóp. Dziękuję wreszcie za cierpienie, którym mnie chcesz obdarować.

Pozwól mi pisać do Ciebie i czytać Twoje słowa. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiej magii. Czym bowiem jest monolog wobec dialogu. Równać się z nim nie może, nie wolno mu i nie powinien. Słowo tworzy słowo ale najważniejsze są emocję, które tych słów dosiadają. Bądźmy Panie zatem dobrymi hodowcami, żeby nasze słowa były rącze jak gorącokrwiste araby i dystyngowane jak konie krwi angielskiej. Niech to co w nas cwałuje przez bezkresne przestrzenie, żeby w końcu wrócić do miejsca, z którego wyszło. Do świątyni prastarej wiary jak ją nazwałeś.

Twoja kapłanka

7 września 2004

Monologi kapłanki - Testament

Czarodzieju,
Najwidoczniej było to hasło nie tylko do bajki, ale również do tychzakątków mnie, na których już dawno założyłam siedem pieczęci. Bajka jest urocza. Z tym tylko, że nie jest bajką. Ja znam strużki spływające po ciele, znam chociaż chcę zapomnieć. Znam i doświadczyłam ich znowu w noc, kiedy rozmawialiśmy. I później kiedy stałam wpatrzona ślepym wzrokiem w gwiazdy. Znam. Pisałam Ci o tym wczoraj. W najśmielszych marzeniach nieprzypuszczałam, że dane mi będzie doświadczyć tego raz jeszcze. Znam dotyk bez dotyku... Znam zjednoczeniu jaźni... Ukryłam to w sobie, przed całym światem i przed samą sobą. Bo to nie są doznania z tego świata.
Budzisz we mnie pragnienia, z którymi się rozstałam. Budzisz pożądanie, którego nie wolno mi tknąć. Widzę ślady odciśnięte w niebycie przez Twojesłowa. Ogniste. Purpurowe. I takie ciepłe, takie bliskie. Jedyne czegopragnę to zebrać nabrzmiałymi ustami te ślady i ugasić je łzami. Niechzostaną jak świadectwo tego, co się nie zdarzyło. Jak Pompeje. Pokrytewarstwami szarej rzeczywistości. Niech wrócą tam, gdzie je pogrzebałam. Mnie nie poruszyła się ziemia. To ja ją poruszyłam. Ale tego, co przychodziPotem nie sposób jest zatrzymać. To jest jak Tsunami. Ciągłe. Niegasnące. Perpetum mobile. Przemożna chęć podtrzymania tej więzi jedynie podsyca ogień. Jak trudno jest tego wyrzec. Wiem. Nigdy jednak nie wiedziałam, jak łatwo jest to wskrzesić. Kilkoma słowami. Używasz moich słów. Znowu. Nie potrafię przejść obok tego obojętnie. Nazywasz rzeczy. Nazywasz nie-rzeczy. Nazywasz świat jego prawdziwym imieniem.
Każ mi odejść i zrób to teraz. Zamknij drzwi, które otworzyłeś przedemną, albowiem ja ich zamknąć nie jestem w stanie. Nie potrafię, albo nie chcę. Z każdym słowem, Twoim czy moim, przywiązujesz mnie do siebie. Każde słowo jest jak policzek duszy wymierzony, jak szkarłatna litera wypalana w umyśle. To nie miłość, ani nie fizyczność. To coś co przekracza granice dostępne analitycznemu umysłowi. To ogromne przestrzenie wypełnione... magią właśnie. Nie przesadzałam wcale, kiedy napisałam, że Twoje słowa przyprawiają mnie o omdlenie. Ale to było te kilka dni temu. Dziś doświadczam odmiennych stanów świadomości. Jesteś Panem mojej wyobraźni. Powiedz słowo, a stanie się ono ciałem. W moim umyśle.
Dziękuję Ci za te uniesienia. Za rozkosz. Za wzruszenie. Za ból. Zanierzeczywistość. Powoli, z wysiłkiem otwieram oczy. Powieki skrzypią jakogromne drewniane wrota, które zapomniały już do czego zostały stworzone.I przypominam sobie - żeby żyć potrzeba mi oddechu. Z niechęcią wciągam w głąb siebie to, czego imię jest powietrze. Jeszcze mogę to powstrzymać.Jeszcze potrafię. Jeszcze mi wolno. Nadludzki wysiłek. A przecież to jedynie oddech. Każdy to robi. Każdy potrafi. Ale czy potrafi to kontrolować...? To nie moje słowa, ale jakże tu pasują "Panie nie jestem godna, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja".
Żegnaj Ty, którego umysł stał się mrocznym przedmiotem mojego pożądania.Żegnaj Czarodzieju. Żegnaj Mistrzu. Niech Twoja magia pozwoli Ci tworzyć,Ja zaś będę trwać i czekać, na najmniejszy nawet okruch z Twojego stołu.Okruch, który przyjmę w siebie, jak zalążek kolejnego Tsunami...

4 września 2004

Monologi kapłanki - Chylę czoła

Kocham słowa, pozwalam im się uwodzić, z każdym oddechem wciągam w siebie emocje, nimi wyrażone. Twoje słowa przyprawiają mnie o omdlenie. Masz cudowne pióro i jakże plastyczny język. Jesteś moją inspiracją. Czytając Próby Księcia ciemności odleciałam totalnie. Fakt mam szybką wyobraźnię, która przeniosła nie w opisywane wnętrza i sytuacje, ale nie byłoby tego bez słów, Twoich słów.Tyle jest pasji w tym co napisałeś, tyle uczucia. Aż żal, że nie pokazujesz więcej. Nie chcesz już publikować? Nie chowaj tego przed światem, podziel się, bowiem robisz to w sposób przecudowny. Nawet nie wiesz jak bardzo zazdrościłam tym, które poczuły Twój dotyk. Twoje słowa przenoszą mnie w nieskrępowane ogromne przestrzenie... zatracam się w nich. Tak samo jak zatracam się w uległości. Jest w tym i czułość, i ból, i ciepło, i namiętność. Dziękuję Ci za Twoje słowa.

zooza oczarowana

Monologi kapłanki - wprowadzenie

'Monologi kapłanki' to bardzo osobiste wyznania dziejące się na pogarniczu dwóch światów, świata realnego i świata fantazy. Świat stworzony przez dwójkę ludzi, którzy pisali do siebie płomienne listy pełne namiętności i pragnień, pełne żaru z najgłębszych zakamrków duszy. Tu zamieszczam jedynie to, co moimi słowami wypowiedziała kapłanka. Ci, którym wystarczy cierpliwości, żeby wziąć w dłonie każde słowo z jej modlitwy będą mieli okazję poznać także bóstwo, do którego kapłanka wznosi swoje modły. 'kapłanka i Demon' jest opowiadaniem, które powstało poprzez zespolenie dwóch połówek tej samej historii...