China Hamilton - mąż, ojciec czwórki dzieci urodzony w Norbury w Wielkiej
Brytanii w 1946 roku. Swoją przygodę z szero rozumianą sztuką rozpoczął
wcześnie – tworząc pierwszy film w wieku jedenastu lat, żeby dwa lata później
zając się już poważnie rysunkiem i malarstwem. Co ciekawe ścieżka edukacji,
która wybrał zaprowadziła go najpierw do Croydon Technical School a w następnej
kolejności Croydon College of Art and Design. Czyli najpierw dzikie pejzaże i
pierwsze akty, przez mechanika precyzyjnego, grafika i projektanta do
fotografa.
Pierwsze profesjonalne prace fotograficzne związane są z
praca dla londyńskiego domu aukcyjnego – fotografie antyków, w tym makro detali
i drobnych przedmiotów. Pasjonuje się rekonstrukcją zabytkowych samochodów i
motocykli a także wyścigami takowych a także… gra tradycyjna muzykę irlandzką.
Ze wszystkich tych umiejętności czerpie przy komponowaniu aktów będących
wizualizacją ciemniejszej strony kobiecej seksualności. Jego kompozycje pełne są
nastrojowych wnętrz, mebli, dekoracji.
W wielu pracach widać fascynację tematem sadomasochizmu, z
naciskiem na pokazanie zaufania uległych kobiet, które obdarzają nim… No
właśnie kogo? Swoich dominatorów? Fotografa? Nie ma sensu dzielić włosa na
czworo zastanawiając się czy China dominuje swoje modelki czy tylko pieczołowicie
komponuje obrazy z cielesnej i emocjonalnej uległości. Tematykę tych prac
niejednokrotnie czerpie z korespondencji z kobietami, które dzielą się swoimi
fantazjami, przykładem takiej inspiracji jest wydany w 2007 album Intimate Obsessions”.
W 1996 roku China Hamilton został uhonorowany tytułem
Fotografa Erotycznego Roku, a w 2007 został wybrany do jury Erotic Signature Competition – światowego konkursu kreatywnego aktu. Jego prace znalazły się
także prestiżowym wydawnictwie Taschen’a "The New Erotic Photography"
zawierającego prace osiemdziesięciu dwóch najbardziej liczących się fotografów
świata.
Z bardzo miłym dla oka efektem wykorzystuje w kompozycjach
elementy z czasów minionych, choćby
czepki czy sznurowane batystowe pantalony. Nie dominują one obrazów, wręcz
przeciwnie, stanowią o ich smakowitości. Dzięki połączeniu nagości i artefaktów
z epoki purytanizmu fotografie emanują pewnym dysonansem poznawczym, fotograf
trochę bawi się z oglądającym, niejako stawiając go przed wyborem czy chce
patrzeć czy może jednak wstydliwie spuścić wzrok. Bez względu na to czy podłogę
pokrywa dywan czy walczą na niej o dominację białe i czarne kwadraty materiał staje
się idealnym pomostem między ciałem a nieożywionym otoczeniem.
Trzy
kolejne zdjęcia, które urzekły mnie
swoim spokojem i bezbronnością to obrazy nie w sepii ale w szarościach,
czerni i bieli. Statyka oczekiwania. Ten moment, kiedy zachowanie bezruchu jest
najtrudniejsze, niemal niemożliwe. Kiedy nieuchronne wisi w powietrzu ale wciąż
jest nieuchwytne. Wszystkie te zdjęcia to zatrzymane w kadrze pojedyncze uderzenie
serca, jeden oddech i niewiele ponad jedno mrugnięcie powieki. Drżenie ciała
wywoływane nawet przez najlżejszy ruch powietrza. Zmysły wyczulone do granic
możliwości, ciepło zbliżonej ale nie dotykającej skóry dłoni zdaje się parzyć.
I to przemożne pragnienie - niech się stanie. Dźwięki. Skrzypnięcie podłogi,
podeszwa buta przesuwana po niej, łopot zasłony spowodowany wiatrem. Wszystkie trzymają w najwyższej gotowości każde zakończenie nerwowe, każdą synapsę w
mózgu gotową na przekazanie bodźca. Cudowny i wyczerpujący stan – oczekiwanie.
Patrzę
na ciała i jedyne, co przychodzi mi do głowy, to zrzucanie okowów. Od pierwszej
kompozycji, na której złożone, niczym do modlitwy, dłonie zdają się prosić o
prawo do samostanowienia dla miejsca, w którym mieszka rozkosz. O uwolnienie od
szorstkiej codzienności strzegącej doń dostępu. W kolejnej widać nieco już rozluźnione
obyczaje – ekspozycję intymności, wciąż jednak tylko do podziwiania – sznury nadal
trzymają straż, choć teraz już nie wiadomo czy pozostają w służbie rozwiązłości
czy hipokryzji. Patrz ale nie dotykaj. I apogeum – resztki więzów na
nadgarstkach i udach, drewniana podłoga podścielona pod głowę, rozchylone uda i
usta, wzrok niewidzący i półprzymknięte powieki. Czy to wciąż oczekiwanie czy
może jednak już odpoczynek, z echem rozkoszy gasnącym cicho w trzewiach…
I na koniec to, co tak trudno osiągnąć, zarówno w czasie
rzeczywistej relacji jak i przed obiektywem. Wyraz twarzy, na którym maluje się
najpiękniejsza z mieszanek – błogość, spełnienie i oddanie. Brak agresji czy wyrzutów,
brak żalu czy poczucia winy. Jedynie malujący się w oczach spokój po
wyczerpujących i wyrafinowanych doznaniach. Uległości, której nie da się kupić
czy wymusić. Ale można nią zostać obdarowanym. I chwała temu, kto potrafi wyciągnąć
dłoń po taki dar. Kto potrafi go w pełni docenić. Delektować się nim.
Odwzajemniać. Tworzyć.
China Hamilton - w moim odczuciu najlepiej oddający obrazem to, co dzieje się w głowie. Mój ulubiony :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz