23 sierpnia 2015

China Hamilton - portrecista uległości



China Hamilton - mąż, ojciec czwórki dzieci urodzony w Norbury w Wielkiej Brytanii w 1946 roku. Swoją przygodę z szero rozumianą sztuką rozpoczął wcześnie – tworząc pierwszy film w wieku jedenastu lat, żeby dwa lata później zając się już poważnie rysunkiem i malarstwem. Co ciekawe ścieżka edukacji, która wybrał zaprowadziła go najpierw do Croydon Technical School a w następnej kolejności Croydon College of Art and Design. Czyli najpierw dzikie pejzaże i pierwsze akty, przez mechanika precyzyjnego, grafika i projektanta do fotografa. 

Pierwsze profesjonalne prace fotograficzne związane są z praca dla londyńskiego domu aukcyjnego – fotografie antyków, w tym makro detali i drobnych przedmiotów. Pasjonuje się rekonstrukcją zabytkowych samochodów i motocykli a także wyścigami takowych a także… gra tradycyjna muzykę irlandzką. Ze wszystkich tych umiejętności czerpie przy komponowaniu aktów będących wizualizacją ciemniejszej strony kobiecej seksualności. Jego kompozycje pełne są nastrojowych wnętrz, mebli, dekoracji.

W wielu pracach widać fascynację tematem sadomasochizmu, z naciskiem na pokazanie zaufania uległych kobiet, które obdarzają nim… No właśnie kogo? Swoich dominatorów? Fotografa? Nie ma sensu dzielić włosa na czworo zastanawiając się czy China dominuje swoje modelki czy tylko pieczołowicie komponuje obrazy z cielesnej i emocjonalnej uległości. Tematykę tych prac niejednokrotnie czerpie z korespondencji z kobietami, które dzielą się swoimi fantazjami, przykładem takiej inspiracji jest wydany w 2007 album Intimate Obsessions”.

W 1996 roku China Hamilton został uhonorowany tytułem Fotografa Erotycznego Roku, a w 2007 został wybrany do jury Erotic Signature Competition – światowego konkursu kreatywnego aktu. Jego prace znalazły się także prestiżowym wydawnictwie Taschen’a "The New Erotic Photography" zawierającego prace osiemdziesięciu dwóch najbardziej liczących się fotografów świata.



Z bardzo miłym dla oka efektem wykorzystuje w kompozycjach elementy z  czasów minionych, choćby czepki czy sznurowane batystowe pantalony. Nie dominują one obrazów, wręcz przeciwnie, stanowią o ich smakowitości. Dzięki połączeniu nagości i artefaktów z epoki purytanizmu fotografie emanują pewnym dysonansem poznawczym, fotograf trochę bawi się z oglądającym, niejako stawiając go przed wyborem czy chce patrzeć czy może jednak wstydliwie spuścić wzrok. Bez względu na to czy podłogę pokrywa dywan czy walczą na niej o dominację białe i czarne kwadraty materiał staje się idealnym pomostem między ciałem a nieożywionym otoczeniem.








Trzy kolejne zdjęcia, które urzekły mnie  swoim spokojem i bezbronnością to obrazy nie w sepii ale w szarościach, czerni i bieli. Statyka oczekiwania. Ten moment, kiedy zachowanie bezruchu jest najtrudniejsze, niemal niemożliwe. Kiedy nieuchronne wisi w powietrzu ale wciąż jest nieuchwytne. Wszystkie te zdjęcia to zatrzymane w kadrze pojedyncze uderzenie serca, jeden oddech i niewiele ponad jedno mrugnięcie powieki. Drżenie ciała wywoływane nawet przez najlżejszy ruch powietrza. Zmysły wyczulone do granic możliwości, ciepło zbliżonej ale nie dotykającej skóry dłoni zdaje się parzyć. I to przemożne pragnienie - niech się stanie. Dźwięki. Skrzypnięcie podłogi, podeszwa buta przesuwana po niej, łopot zasłony spowodowany wiatrem. Wszystkie trzymają w najwyższej gotowości każde zakończenie nerwowe, każdą synapsę w mózgu gotową na przekazanie bodźca. Cudowny i wyczerpujący stan – oczekiwanie.







Patrzę na ciała i jedyne, co przychodzi mi do głowy, to zrzucanie okowów. Od pierwszej kompozycji, na której złożone, niczym do modlitwy, dłonie zdają się prosić o prawo do samostanowienia dla miejsca, w którym mieszka rozkosz. O uwolnienie od szorstkiej codzienności strzegącej doń dostępu. W kolejnej widać nieco już rozluźnione obyczaje – ekspozycję intymności, wciąż jednak tylko do podziwiania – sznury nadal trzymają straż, choć teraz już nie wiadomo czy pozostają w służbie rozwiązłości czy hipokryzji. Patrz ale nie dotykaj. I apogeum – resztki więzów na nadgarstkach i udach, drewniana podłoga podścielona pod głowę, rozchylone uda i usta, wzrok niewidzący i półprzymknięte powieki. Czy to wciąż oczekiwanie czy może jednak już odpoczynek, z echem rozkoszy gasnącym cicho w trzewiach…






I na koniec to, co tak trudno osiągnąć, zarówno w czasie rzeczywistej relacji jak i przed obiektywem. Wyraz twarzy, na którym maluje się najpiękniejsza z mieszanek – błogość, spełnienie i oddanie. Brak agresji czy wyrzutów, brak żalu czy poczucia winy. Jedynie malujący się w oczach spokój po wyczerpujących i wyrafinowanych doznaniach. Uległości, której nie da się kupić czy wymusić. Ale można nią zostać obdarowanym. I chwała temu, kto potrafi wyciągnąć dłoń po taki dar. Kto potrafi go w pełni docenić. Delektować się nim. Odwzajemniać. Tworzyć.





China Hamilton - w moim odczuciu najlepiej oddający obrazem to, co dzieje się w głowie. Mój ulubiony :)

Brak komentarzy: