I wcale nie chodzi o samicę z rzędu ssaków łożyskowych o najlepiej
rozwiniętym mózgu w świecie zwierząt (Primates). Chodzi raczej o funkcję a może
rolę albo nawet stanowisko. Redaktorka.
Redaktorka naczelna. I jedyna zarazem.
Nie po raz pierwszy nachodzą mnie skojarzenia z prostytucją
kiedy czytam na blogach zachwalanie takich czy innych produktów, zwłaszcza od
czasu kiedy tak zwane ‘akcje blogerskie’ znam nieco bardziej od podszewki czyli
od strony umów i wynagrodzeń. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć młodociane
pseudostylistki, które za reklamówkę pomadek czy ciuchów będą pisać peany na
cześć. Ale dorośli ludzie, o wypracowanej pozycji w blogosferze, o autorytecie,
którzy za kosz kabanosów czy peraidową kartę telefoniczną piszą pod publiczkę
jest dla mnie niepojęte.
Może i jestem staroświecka, nie nadążam za ‘trendami’ ale do
jasnej anielki po to jestem sama sobie pisacielem, korektorem i wydawcą żeby
móc pisać to, na co mam ochotę. A nie wysławiać pod niebiosa dziś patelnie,
jutro buty a pojutrze jedzenie dla dzieci. Niestety kilka blogów, które odwiedzałam
właśnie sięgnęło bruku i nie mogę już ich uznać za wiarygodne. Na szczęście (dla
ich autorów) już za tydzień czy dwa będą mogli zareklamować mopa czy środek
dezynfekujący więc odorek prostytucji da się usunąć albo chociaż zamaskować. Tak
właśnie umierają wolne media. Właśnie wtedy kiedy niezależny Redaktor Naczelny
Własnej Gazetki na własne życzenie pozwala sobie przywiązać sznurki do palców,
z które pociąga ktoś inny.
Może to i postęp. Może i nie należy odrzucać propozycji ‘biznesu’.
Ale niesmak pozostaje. A szkoda, bo do czasu skażenia czytało się z
przyjemnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz