13 lipca 2007

(...) Spłyń na mnie deszczem

Spłyń na mnie deszczem
wypłucz ze mnie strach
zmyj obłudę zakrzepłą jak krew
chcę być czysta - dla Ciebie
Spłyń na mnie deszczem
wypełniona pustą po brzegi czekam
ugaś pragnienie mego serca wysuszonego
chcę być wilgotna - dla Ciebie
Spłyń na mnie deszczem
potrzebuję tego
przez samotność długotrwałą suszę
popękałam cała od środka
jestem jak ziemia
chcę być zielona - dla Ciebie
Ernest Bryll

Niesamowity wiersz, wyznanie namacalnie rzeczywiste. Niby prosta metafora, a jednak… No właśnie, z każdego słowa wyziera erotyka i pożądanie. Kobiecość w najdelikatniejszej i najbardziej prawdziwej z form – w wilgoci. Każda strofa ocieka nią, każda o nią prosi i każda ją daje. Nie na otwartej dłoni wyciągniętej przed siebie, ale rozchylając uda. Wilgoć, którą wyczuwa się po zapachu. Przejmującym, oszałamiającym zapachu, którego nie sposób powtórzyć. Nie ma dwóch identycznych woni. Każda kobieta ma swoją osobistą recepturę i bardziej niż spirala DNA jest ona w stanie rozróżnić osoby. Pierwsze krople kobiecej rosy pachną tak słodko, tak dojmująco. Kiedy dotyka się policzkiem wewnętrznej strony uda zbliżając usta do kielicha rozkoszy, woń jest jej obietnicą. Rozetrzeć sobą tych pierwszych kropel kilka. Zaciągnąć się głęboko, zapisać w komórkach tę piorunującą kwintesencję kobiecości. Pamiętam każdą, z którą zetknęłam wargi. Kilkanaście dni temu jechałam windą z kobietą, której podniecenie wypełniało wnętrze małej metalowej windowej puszki. Gdyby ten budynek miał więcej pięter... Uwielbiam zapach kobiecego pożądania…

Brak komentarzy: