21 czerwca 2006

Gianni Candido - ciało w trzech aktach

Często jest tak, że w pracach jednego artysty na pierwszy rzut oka widać jego ‘autograf’. Ale niektórzy pokazują swoje nowe oblicza w każdej sesji zdjęciowej. Przedstawicielem tej drugiej grupy jest Gianni Candido i to, co nazwałam – ciałem w trzech aktach – czyli co można zrobić z nagością za pomocą aparatu fotograficznego.

Na początek niemal klasyczne akty - kobieca nagość na tle rysunków przywodzących na myśl zapiski Leonarda da Vinci. Ciepłe barwy sepii i mocniejsze brązowe linie anatomii i konstrukcji maszyn, piękno doskonałe. A wśród tego mleczna kobiecość przeciągająca się ospale i otulająca w skórę. Tym, co chciałoby zgrzytać w tych obrazach jest właśnie skóra. Nie miękko wyprawione skórka rękawiczek, nie opinająca biodra skórzana spódniczka, nie ciepłe futerko ale głowonóg - ośmiornica. Z jednej strony uosobienie ‘potworowatych’, z drugiej macki jako symbol objęcia w posiadanie, plątanina zależności, perwersyjnej przyjemności dotyku – chłodnej miękkiej zaborczości przyssawek…








Akt drugi to harmonia męskiego ciała. I nie ciała ślicznego młodzieńca-modela z okładki pisma ale mężczyzny o wypracowanym ciele. O przedramionach rzeźbionych kanałami żył, o wierchu dłoni szorstkim i spracowanym. O kontrastujących fakturach napiętych mięśni lśniącymi płaszczyznami odcinających się od sterczących kosmyków włosów. O palcach wskazujących na coś dużo dalej niż może dostrzec oko. Sylwetka wyłowiona z mroku przez subtelne, miękkie światło. Statyka. Żywe ciało zaklęte w zastygłe pozy rzeźb. Czarno-biało-szara konwencja bez tła, potęgująca wrażenie alienacji, samotna, nieutulona nagość czekająca z rozpostartymi ramionami, czekająca na…








Kurtyna unosi się po raz trzeci, po to tylko, żeby pokazać supermarketyzację seksualności. Wypracowane, wypielęgnowane ciało zostaje sprowadzone do poziomu towaru. Silikonowe produkty przemysłu chirurgii plastycznej czekające tylko na dłoń, która zdejmie je z półki. Etykietki, składy, numery katalogowe. Wrażenie surrealistycznej inscenizacji spotęgowane dodatkowo fioletową poświatą, niemal identyczną z tą, jaka roztaczają lampy oświetlające sklepowe lady z mięsem. „Produkty” dokładnie wyselekcjonowane, sterylnie spreparowane, nawilżone i natłuszczone - gotowe do użycia. Wystarczy wyciągnąć rękę, żeby spełnić marzenie czy zaspokoić głód. Kult ciała narzucony przez cywilizację – pozbawiony uczuć i emocji. Czysta żywa konsumpcja…



Brak komentarzy: