23 września 2005

Kanikuła

Przez ledwo otwarte oczy dostrzega zarys nieznanego wnętrza, szuka jakiegoś znajomego elementu, szuka i nie znajduje. Zalany słonecznym blaskiem, przesączającym się przez zasłony, pokój wita ją dość chłodno. Żadnych osobistych drobiazgów, żadnych kwiatów na parapecie, czysto, miło a jednak obco. Ale czego można się spodziewać po hotelowym pokoju, nawet pięć gwiazdek nie gwarantuje domowego ciepełka. Tylko po co domowe ciepełko, wszak to właśnie z niego wyrwała się na te krótkie chwile niesamotności… Jeszcze przeciągnie leniwie to wymuskane ciało, jakby chciała zatrzymać na skórze dotyk pościeli. Jeszcze przymknie oczy szukając szczątków gorącego snu. I wstanie, żeby zrobić to co musi… Rozmowa z bliźniaczką z lustra, porady co do kreacji i koloru pomadki, przymiarki. No, bo przecież decyzje, które teraz podejmie zaważą na całym dzisiejszym dniu. A dzień zapowiada się interesująco…

Kiedy schodzi po schodach wiatr rozwiewa jej włosy, szepcząc do ucha lubieżne komplementy. A ona idzie, waży każdy krok, bo każdy jest małym dziełem sztuki. Najpierw palce, które odziane w czerwone rzemyki dotykają stopni dają znak ciału, że już czas. Obciągnięte, płyną niesłychanie powoli zanim pozwolą pięcie wspartej na subtelnym, cienkim obcasie dołączyć na podium. Tuż za nimi łydki, zarysowane łagodnie, piękną linią z przewężeniem tuż nad kostką. Kształtne kolano będące zapowiedzią boskości uda… Nie dane było objąć wzrokiem całości tego piękna nim stopy obute w czerwone rzemyki dotknęły ostatniego stopnia. Stoi, waha się czy zrobić ten krok, po którym nic już nie będzie takie jak dotychczas. Wodzi wzrokiem przez dłuższą chwilę, pozwalając wiatrowi bawić się swoimi włosami i łechtać próżność. Ale czas wiatru kończy się równie nagle jak się rozpoczął, oto bowiem oczy kobiety dojrzały to czego z takim zaangażowaniem szukały. Jej oczy są już teraz wpatrzone wyłącznie w Tego-Który-Leży…

Pierwszy krok, ten, którym rozstaje się ze schodami jest kamieniem milowym. Palce już dotykają Tego-Który-Leży, tuż za nimi pięta. Szpilka wciska się ciało Tego-Który-Leży, ale to nic. To nic, on właśnie na to czekał. Dobrze wie, że za chwilę dane mu będzie dotknąć tej jedwabistej skóry. Nagiej. Nie musi nawet długo na to czekać. Rzemyki opadają z łydki i stopa wyswobodzona z więzów, spragniona gorącego pocałunku osiada na Leżącym. On wie doskonale czego się od niego oczekuje. Rozgrzanymi drobinami swojego dotyku otula stopę, która stała się naga. Delikatnie wciska się miedzy palce, dotyka pomalowanych koralową barwą paznokci, muska wierzchnią część stopy. Nawet nie spostrzegł kiedy druga ze stóp dołączyła i zaczęła się domagać należnego hołdu. Krok jeden, drugi, trzeci… palce dotykane coraz bardziej zmysłowo. Chwila wahania i łydka, aż po kolano oddana zostaje we władanie Tego-Który-Leży. Jego apetyt rośnie z każdym darowanym mu skrawkiem aksamitnej skóry. Nie miał zbyt wiele czasu żeby nacieszyć się tym darem. Oto bowiem zaskoczony został kolejną porcją kobiety, której pośladki wyciskają dołeczki w puszystości jego dotyku. Zagarnia zachłannie ramiona i plecy podkładając gorące dłonie pod burzę włosów. Tak oto kobieta oddała się Leżącemu, całym swoim jestestwem przylgnęła do rozgrzanego ciała. Zmysłowo przymknęła powieki, żeby delektować się tą niewymuszoną pieszczotą, którą jej zaoferował. Muskanie pleców i pośladków zaskutkowało rozleniwieniem, podświadomość zaczyna podsycać, chwilowo zaspokojony, apetyt na rozkosze cielesne. A tych nigdy dosyć…

Na taką właśnie chwilę czekał Ten-Który-Patrzy. Czekał cierpliwie, aż kobieta w objęciach kochanka zacznie odpływać we własne marzenia. Właśnie wówczas omiótł jej ciało swoim ognistym wzrokiem wywołując dziwne zawirowanie między kobietą a obejmującym ją kochankiem. Uciekł wzrokiem, jednak nie na długo. Nauczył się panować nad wzrokiem, w końcu to stąd pochodzi jego imię – Ten-Który-Patrzy. Powłóczyste spojrzenie najpierw zatrzymał na stopach kobiety. Powoli oddawał swój żar, karmiąc ją wyobrażeniem niebiańskiego ciepła. Powoli pieścił gorącymi smugami łydki, kiedy dotknął kolan kobieta, instynktownie, rozwarła delikatnie uda otwierając się na ogarniające ją ciepło. A kipiące namiętnością palce wędrowały wyżej i wyżej. Przez dłuższe czas majaczyły na krawędzi bikini. To ogrzewając swoim żarem delikatną skórę pachwiny, to znowu przenosząc go na skąpe, szafirowe majteczki. Oddech kobiety stawał się coraz szybszy, bezwiednie poruszała biodrami starając się uprzedzić ruchy ognistopalcego Tego-Który-Patrzy. Zachęcony dotknął miękkiego brzucha, na moment zajrzał do maleńkiego pępka, żeby już za chwilę obiema gorącymi dłońmi pieścić niewielkie skrawki szafirowej materii zdobiącej kształtna klatkę piersiową. Materii? Nie oszukujmy się, materia stała się jedynie przewodnikiem, żarem ognistych dłoni łapczywie obłapiał skryte pod nią piersi. Sutki, mocno już uwypuklone, były tego żywym dowodem. Kobieta, wciąż z przymkniętymi oczami oddawała się ciepłu pieszczącemu jej ciało. Ten-Który-Patrzy chciał więcej i więcej, dopiero kiedy złożył swój ognisty pocałunek na smukłej szyi, kiedy dotknął rozchylonych warg jego dzieło było niemal ukończone. Widok iście niebiański, kobieta w ekstazie oddająca się dwóm kochankom jednocześnie, kompletna i zatopiona w rozkoszy zmysłów…

Ten właśnie moment, tuż przed spełnieniem, stał się udziałem trzeciego z amantów Tego-Który-Zazdrości. I nie do końca wiadomo kim był. Wiadomo, że rzucił się na odchodzącą od zmysłów trójkę kipiący i mokry z wściekłości, z rykiem, którego nie powstydziłby się król puszczy. Z silnym zamachem wymierzył kobiecie sążnisty policzek. Ociekający żądzą zemsty chłostał jej uda i brzuch silnymi razami zostawiającymi mokre ślady na skórze niczym bicze wodne. Każdy kolejny wyrzut artykułowany w jej stronę skutkował ogłuszającym wyciem i potokiem słów, każdy był falą zazdrości.

Kobieta, spłoszona irracjonalnością sytuacji, z bezgłośnie wykrzyczanym pytaniem o przyczynę tej napaści, wyrwała się z objęć kochanków. Stała mamrocząc cicho, ledwie słyszalnym szeptem „Dlaczego? Dlaczego znowu mi to robisz?”. Ciało miała mokre, mokre od łez, którymi płakała jej dusza i mokre od wyrzutów Tego-Który-Zazdrości. Obróciła się na pięcie, sięgnęła po czerwone rzemyki i poprawiając okulary przeciwsłoneczne odeszła zostawiając trzech osłupiałych amatorów jej ciała.

Musiała odejść...
Znowu wybrała miejsce zbyt blisko wody...
Tak nie da się przecież ani zażywać słonecznych kąpieli...
Ani tym bardziej wygrzewać się w gorącym piasku…

Brak komentarzy: