1 września 2005

Koniec świata telefonu

Telefon ciągle milczy. Jak zaklęty. Złośliwe ustrojstwo. W takich chwilach żałuję, że crush nie jest tym w co się bawię. Wizja rozgniatanego na drobne kawałki metalową szpilką telefonu jest tym, co wywołuje u mnie uśmiech. Właśnie teraz. Nie, to nie byłaby pieszczota. Żadnych dotyków, żadnych pożegnań. Ot po prostu. Ja i chodnik, a między nami znienawidzona elektroniczna bestia, z którą trzeba skończyć. Powoli zagłębiający się weń obcas, trzask łamanego moralnego kręgosłupa, którego nigdy nie miał. Esemesy z archiwum, rzucane jak obelgi pod moim adresem odtrącam kopnięciem. Metodycznie kawałek po kawałku wydobywam z niego to, co skrywał przed światem. Zaciśnięte w pięść dłonie, wzrok wzniesiony do nieba i krzyk złości, który uwalniam z każdym złamanym szczątkiem elektroniki. Niech jeszcze wydaje dźwięki, jeszcze błyska światełkiem kiedy dociskam go do betonowej powierzchni chodnika, niczym niedopałek. Jeszcze obrót na pięcie i odchodzę. Pozostawiając go w niemej niemocy. Jeszcze rzut oka i wykrzyczane słowa „Milcz. Teraz już możesz. Teraz ci wolno” .

To wyrok w zawieszeniu.
Dziś czekam na jedno krótkie słowo.
BĘDĘ.
Cztery litery jak bilet do nieba.
Cztery litery jak bilet do piekła.
Nie ważne dokąd.
Chcę jechać.
Tak bardzo chcę…

Brak komentarzy: