5 września 2005

Poziom wstydu

Stałam po środku pokoju, pięć par oczu błądziło po pomieszczeniu, częściej lub rzadziej zatrzymując się na mnie. Stałam trzymając w ustach moją purpurową smycz kiedy usłyszałam sakramentalne ‘rozbierz się’. Wiedziałam, że to nastąpi, ale nie wiedziałam, że będzie tak trudno. Drżącymi ze strachu i wstydu palcami rozpięłam suwak sukienki. Przykrywając płonące oczy powiekami, zsunęłam ją do kostek. Krok. Ten pierwszy nagi krok bolał jak policzek. Ale nadstawiłam drugi – zrobiłam krok, który wyprowadził mnie poza obszar chroniony sukienką. Zrobiłam to. Stałam niemal naga, pozwalając im przyglądać się sobie. Ostatnimi bastionem mnie były pończochy, które kurczowo trzymały się moich nóg i buty, których obcasy podtrzymywały moje stopy na duchu, nie dając im upaść zbyt nisko. Obrazu dopełniał szkarłat obroży na szyi i smyczy oplatającej ciało, spływającej ku stopom. Była jak piętno, jak szkarłatna litera na białej skórze… Widziałam tylko spojrzenie Pani i Jej uśmiech, Panu wstydziłam się spojrzeć w oczy…

Brak komentarzy: