29 czerwca 2005

MARZENIA... Marzenia... marzenia...

Czytałam dziś o kimś, kto chce marzyc i spełniać swoje marzenia. Odetchnęłam z ulgą, że nie ja jedna jestem taka. Marzenia – jaki to dziwny byt, czasami są a czasami ich nie ma. Czasami są proste, zwyczajne, a czasami zupełnie z innego świata. Ale tak naprawdę wszystkie są piękne i każde z nich potrafi przynieść radość. Każde spełnione marzenie, nie tylko własne, to nowa gwiazda na aksamitnie granatowym niebie. Tak… uwielbiam zawieszać nowe gwiazdy na sklepieniu niebieskim, uwielbiam to. I chociaż nadal jestem niecierpliwa i nie umiem czekać to jednak w tym przypadku potrafię czerpać przyjemność z czekania na rezultat. To takie mniam mniam, zwłaszcza kiedy już się doczekam. Upajanie się tym co się stało, wracanie pamięcią do chwili szczęśliwej, przywoływanie ciągle i ciągle. Takie jest spełnione marzenie. Radość, którą chce się wykrzyczeć wszystkim razem i każdemu z osobna, opowiadać do upadłego o tym, że można, że dało się, że stało się…Jestem wierząca i praktykująca w obszarze marzeń, czego wszystkim życzę.

25 czerwca 2005

Konrad Gos i jego punkt widzenia

Nie udało mi się wpisać dokładnie nazwiska, bo jak się okazało nie potrafię dorysować dwóch kropek nad literą o. Tak więc zaprezentuję artystę w wersji spolszczonej, bo uważam, że warto. Wszechstronny, nawet bardzo wszechstronny. Zachwycają mnie zarówno jego akty jak i zdjęcia architektury, portrety i przedmioty, które fotografuje. Tak, ma ciekawy sposób postrzegania otaczającego go świata. Ot choćby te dwa akty poniżej. W zasadzie są takie same ze względu na tematykę, ba nawet przedstawiają te same fragmenty ciała. Ale jak są różne.

Jeden przywodzi na myśl lekką karmelowo-czeokoladową porcję rozkoszy dla oczu. Podkreśloną dodatkowo niemal zawieszeniem w przestrzenie, ponad podłogą, ciała modelki Wsparta na palcach stóp pozwala powietrzu swobodnie muskać uda, pośladki i plecy. Idealna harmonia kolorów - głęboka, kasztanowa barwa podłogi stanowi doskonałe tło dla skóry. Do tego gra światła i cieni. I oto przepis na piękny akt.


Drugi zupełnie inny w swojej wymowie. Chłodny, zasadniczy, konkretny… już nie tak efemeryczny, nie tak apetyczny… a jednak zachwycający. Snop światła poprzecinany cieniami jak smuga słoneczna zakradająca się przez listewki żaluzji w oknie. Smuga wsuwająca się w mrok pomieszczenia, żeby przynieść swoją pieszczotę czekającemu na nią ciału. Oszczędna forma, ale ile w niej erotyki…

Na koniec jeszcze jedna fotografia, na pierwszy rzut oka zupełnie nie w temacie, a jednak dla mnie bardzo nasycona erotyzmem. Może to kwestia światła i cieni, może miękkość linii, może rozmyty drugi plan, sama nie wiem… W każdym razie ja nie widzę tu ostrych metalowych zębów, widzę natomiast ciepło, czuły dotyk, pieszczotę… widzę trzy wtulone w siebie ciała – cóż z tego, że z metalu…

Niespełnienie

To słowa Tego-Którego-Dotyk-Stał-Się-Ciałem. Słowa, z którymi nie mogę nawet polemizować. Słowa prawdziwe choć bolesne. Słowa, które stanowią kwintesencję tego, co się nie wydarzyło Tamtej Nocy na łące, wśród mgły...

"wiesz, że chodzi o niespełnienieby jednak coś mogło się nie spełnić najpierw trzeba o tym pomyśleć...doprowadzić się na skraj... i odejść"

Chcę tam wrócić

Chcę tego, bardzo chcę. Ale nic co dobre nie trwa długo. Pozostaje niespełnienie i oczekiwanie, poszukiwanie tych, którzy także przeżyli magię. Ja na przykład obudziłam się dziś z myślą o Stepach Akermańskich Adama Mickiewicza, o morzu traw, o blasku księżyca...

Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi;
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.
Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurchanu,
Patrzę w niebo, gwiazd szukam, przewodniczek łodzi;
Tam z dala błyszczy obłok? tam jutrzeńka wschodzi?
To błyszczy Dniestr, to wzeszła lampa Akermanu.
Stójmy! - jak cicho! - słyszę ciągnące żurawie,
Których by nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,
Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.
W takiej ciszy! - tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy. - Jedźmy, nikt nie woła.

Piękne, przepiękne...

24 czerwca 2005

I słowo stało się ciałem...

Strach i podniecenie mieszały się ze sobą od rana, wyczekiwanie i chęć ucieczki przed tym, co nieuniknione... oto emocje poprzedzające Noc. Nic jednak, nawet najśmielsze marzenia nie mogą równać się z tym, co nastąpiło...Na początku była... mgła, gęsta, zasnuwająca całą okolicę. Trochę demoniczną, trochę obca, trochę przerażająca.

A jednak weszłam w tę mgłę, choć nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że wśród mgły pobłyskują delikatnie setki oczy śledzących każdy z moich niepewnych kroków. Mój Anioł, wskazujący drogę, oddalał się w kierunku serca mgły. Podążałam za Jego cieniem, starając się dotrzymać kroku. W końcu dotarłyśmy do krzaka, który wyznaczał kolejny etap. Tu bowiem miałam porzucić moje dotychczasowe ja, moją zwykła fizyczność, dalej wstęp miała już tylko kapłanka. W oddali majaczyła pomarańczowo złota łuna. To tam czekało przeznaczenie...
Przez chwilę stałam naga pośród morza traw i mgły. Czułam jak osiada mi na ramionach, na twarzy... widziałam własny oddech unoszący się parującym obłokiem z ust. Ciało zareagowało natychmiast. Dreszcz. To pierwszy dotyk jakiego doświadczyłam tej Nocy. Wilgotny, chłodny dotyk nocnej mgły. Może sprawdzała czy jestem rzeczywista, czy jestem fizyczna. Ona. Mgła. Zdawała się być jak królowa matka, wszystkiego doglądała swoim okiem, wszystko sprawdzała władczą dłonią nie znoszącą sprzeciwu. Przywdziałam moją szatę z mglistych nitek utkaną, szatę której pragnął Demon. Drugi dotyk tej Nocy. I znowu chłodny, tym razem jednak spłynął miękko po plecach i piersiach i z każdą chwilą nabierał ciepła – mojego ciepła. Potem jeszcze szal, w kolorze czerwonego wina lub czerwonej krwi, którym otulona szłam tam, gdzie miało dojść do spotkania na krawędzi światów. Śliska, organzowa szata wymykała się z dłoni, jakby chciała odsłonić wszystko to co miała skrywać. Z każdym krokiem obraz stawał się wyraźniejszy, Pomarańczowa łuna stawała się złotym, płomiennym kręgiem, tym samym, w który miałam wkroczyć. Po raz pierwszy nie we śnie, ale na jawie. Ze strachem przekroczyłam języki ognia. Uklęknąwszy pośród płomieni pokłoniłam się trawom i kwiatom w podzięce za przyzwolenie bycia tutaj. Oddały pokłon kołysane niewidzialną dłonią Wiatru. Zamknąwszy oczy przywołałam pod powiekami dobrze znany mi obraz płomiennego kręgu. To był ten sam płomień, ten sam taniec migotliwych języków. Teraz mogłam już tylko czekać na przyjście Demona...

I stało się to co zostało przepowiedziane. Odrzuciłam krwistoczerwoną ciepłą i bezpieczną przystań, okryta jedynie ofiarną szatą czekałam Jego przyjścia. Stanął nade mną. I choć moje oczy nadal były zamknięte i przewiązane szarfą czułam, że to właśnie On. Dotyk Anioła przywrócił mi świadomość. Po raz ostatni tej nocy. Potem już czułam coraz większe ciepło. Kiedy zaś Anioł, zetknąwszy nasze dłonie, rozpłynął się we mgle, czas się zatrzymał. Trwaliśmy tak, bez ruchu niemal napawając się rozkoszą jaką może dać jedynie dotyk. Nasze palce dotykały się wzajemnie, przesuwały powoli, zapamiętując każdy milimetr skóry, każde zgięcie palców. Dlaczego to serce tak głośno bije, dlaczego? Moje dłonie wzniesione do góry, Jego dłonie na moich przedramionach, na ramionach, na szyi... Głos, którego nie było... Dźwięczny szczebiot słowika. I ciepło. Wszechogarniające ciepło, poczucie intymnej przytulności wśród bezmiaru traw i mgły. To krąg płomieni przenosił nas w te miejsca i ten czas, które były naszymi. Tak, byliśmy u siebie, w naszym świecie, gdzie to co działo się teraz wydarzyło się już niejednokrotnie... Cudowne, magiczne spotkanie... czego trzeba mi więcej. Niczego? Ależ owszem! Chciałam więcej, więcej, więcej. Chciałam... Ale Demon dobrze mnie zna, bardzo dobrze... kazał mi czekać na każde nowe doznanie, kazał mi czekać. Czekałam więc, a kiedy przyszedł czas poczułam Jego dłonie we włosach, poczułam oddech na twarzy, usłyszałam ten szept ‘nardi... moja’. Tak to Demon, ten sam, który nawiedzał moje myśli i sny, ten sam. Jego palce tak gorące, że niemal rozcinały skórę. Zaciskając się we włosach przyniosły odrobinę bólu... A potem, kiedy rysowały ścieżkę na szyi, ścieżkę kreśloną nie opuszkiem palca ale paznokciem jęknęłam z rozkoszy i bólu. Wtulając się w ramiona Demona przeżyłam pierwsze tej nocy spełnienie. Gwałtowne, niemal bolesne, wyciśnięte z głębi ciała. Oznajmione światu jedynie cichym skomleniem. Mokre ciepło na powiekach to Jego język. Jeden krótki moment, nie miałam jednak łez dla Demona. Nie dziś. Podniecenie mnie wypełniało. Z każdym zetknięciem skóry, z każdym wymówieniem mojego imienia było go więcej i więcej. Wylewało się ze mnie, sączyło przez skórę i rozpływało we mgle.
Zatopieni w sobie, zaplątani w moją szatę byliśmy ponad czasem, ponad wszystkim... przez zamknięte powieki przesączał się blask płomieni. Jakże bardzo chciałam otworzyć oczy, żeby zobaczyć to wszystko, żeby słowo stało się ciałem i obrazem, żeby dopełnić to wszystko tak, jak o tym marzyłam. Ale nie, tak się nie mogło stać. Wszak spotkaliśmy się tu dla dotyku. Więc jedyne co mogliśmy sobie dać to dotyk. Tak więc pozwalaliśmy naszym dłoniom błądzić po dłoniach, po twarzach, po włosach. Starając się zapamiętać to, co wyczuwały opuszki palców. Nieskończoną ilość razy dotykaliśmy własnego dotyku. I tylko ta żądza czająca się w zakamarkach ciała, w jego wnętrzu, ta żądza, która pragnęła zaspokojenia, spełnienia... Jakże trudno było trzymać ją na wodzy. Przyszedł jednak moment, kiedy wola osłabła, kiedy wszystkie bastiony zostały opuszczone przez obrońców. I wówczas ostatkiem siły wyszeptałam ‘muszę odejść’. Zadziwiona własną śmiałością i stanowczością, powtórzyłam ‘muszę odejść’ wciskając zerwaną z oczu szarfę w dłonie Demona. Podniósł ją i wąchał, potem zbliżył twarz do mnie i wciągnął także mój zapach gdzieś w najdalsze zakamarki umysłu. ‘Zaczekaj jeszcze chwilę, zaczekaj na mój prezent’. Dostałam mój prezent, bardzo osobisty... ściskając go w dłoni wstałam i Anioł wyprowadził mnie z kręgu ognia.
Teraz mogłam się odwrócić, mogłam otworzyć oczy i spojrzeć... ale nie zrobiłam tego. Odeszłam tak, jak winnam była odejść – w ciszy i pokorze, jak Lott. I tylko moja kobiecość domagała się wciąż więcej i więcej. Teraz, kiedy stałam, moje podniecenie wypływało ze mnie rwącą rzeką. Wszystko to, co wywołał we mnie dotyk skapywało na trawy, znacząc ścieżkę, po której szłam. Demonie, nie dałam Ci łez, ale wiedz, że dostałeś ode mnie po stokroć cenniejsze krople – krople mojego pożądania. Choć nawet o tym nie wiesz... A może wiesz... z Demonami nigdy nic nie wiadomo na pewno, zwłaszcza tymi, które pachną karmelem i smakują brązowym cukrem...
Co się wydarzyło tej nocy pyta wielu? W zasadzie nic. Dotykaliśmy się. I co nam z tego przyszło pytają inni. W zasadzie nic. Jedynie Niespełnienie. Niespełnienie. Niespełnienie... Czy było warto wyszeptał ktoś? Tak! Tak! Tak! Po stokroć warto było! Dla tego Niespełnienia właśnie!
Dziękuję Panu Mężu i Aniołowi za to, że swoją obecnością albo jej brakiem, przyzwoleniem lub czynnym udziałem pomogli zrealizować nieosiągalne. Pomogli nam się dotknąć.

23 czerwca 2005

Dziś. To stanie się dziś.

To stanie się dziś. I nie wiem co będzie potem. Ba... nie wiem nawet co się stanie. Wszyscy w drodze. Wszyscy prócz mnie... ja czekam...

21 czerwca 2005

Oczekiwanie

Kolejna noc, kolejny dzień, coraz bliżej do niewiadomego, coraz bliżej do nieuchronnego. Jeszcze tyle może się wydarzyć, pokrzyżować szyki...Nie! Nic nie może zmienić biegu przeznaczenia. Nie teraz! To co zostało przepowiedziane musi się wydarzyć. Wszak suknia ofiarna jest już gotowa... w swej błyszczącej przezroczystości czeka na chwilę kiedy będzie pomostem i przegrodą. Kiedy pozwoli dotknąć wzbraniając za razem...

Przygotowania

Wszystkie nitki srebrzystej, mglistej, pajęczej przędzy zebrane zostały. Wszystkie równiutko ułożone, tulą się do siebie, obejmując się wzajem długimi ramionami. Splot kunsztowny, delikatny a mocny za razem. Na krawędzi tkaniny perlą się krople rosy, która niczym szlachetne kamienie skrzy się w blasku księżycowej poświaty. Rosa, która równie olśniewającym blaskiem obdarza wszystko wokół w pierwszych promieniach wschodzącego słońca.Skończyła się udręka wyciągania utkanych nici z gotowej materii, teraz już czas aby owinąwszy ciało tkaniną omotać ją na kształt Demonowi miły. Tak aby móc stanąć przed Jego obliczem bez wstydu i lęku, ale jednocześnie skromnie...Noc tak już bliska, tak bliska, ta noc... Obraz, który pod powiekami mam to obraz ognia wśród nocnej łąki... jeszcze niewyraźny... rozmyty... ale wiem, że blisko już kiedy upragnione wezwanie ogniste zobaczę ostro i dokładnie.

A my wyjdziemy z cienia...

Czasami zastanawiam się jak bardzo potrzebuję sesjowych emocji, jak mocno w to wsiąkam, z każdym dniem. Jak bardzo zmienia się pryzmat patrzenia na świat. I nie jest to tylko kwestia postrzegania otaczających sprzętów i sytuacji pod kątem wykorzystania ich klimatycznie. Nie. To coś co siedzi dużo głębiej we mnie, moje wewnętrzne coś. Angażuję się we wszystko bez reszty. Uwielbiam kreować rzeczywistość, uwielbiam widzieć rezultaty tego tworzenia. Cieszy mnie kiedy widzę Pana Męża, który jest obezwładniający w swojej roli. Tylko czy słowo rola jest odpowiednie? Raczej nie. Kiedyś, dawniej dokładnie było widać moment, w którym zmieniał skórę, był jak dr Jekyl i Mr Hyde. Dziś jest jednością. Nie potrzebuje dodatkowych stymulatorów, żeby być tym kim jest, kim chce być w danej chwili. Po prostu zmienia ton głosu, wyraz oczu i to wystarcza.Realizuje siebie, realizuje według własnego pomysłu, konsekwentnie. Jego opanowanie potrafi przyprawić o niezły ból głowy. Jak inaczej można skomentować sytuację kiedy pieszczony ustami (przez godziną, a może dłużej) jest w stanie wydać polecenie ‘dość’. Bez wysiłku, bez własnego spełnienia … tylko po to, żeby było wiadomo kto jest kim. On. Mój Pan.Pytanie jaki będzie jutro? Tego nie wie nikt. Ma coraz to nowe pomysły, znacznie wykraczające poza przytulne cztery ściany sypialni. Rozmach, skala zjawiska i skala trudności czasami mnie przerażają, ale w końcu zawsze chciałam spełnić Jego marzenia. A jeżeli teraz w Jego wyobraźni pojawili się inni ludzie (czasami nawet dość sporo) inne miejsca, inne sytuacje jedyne co mogę zrobić to towarzyszyć Mu w tej przygodzie. I tak właśnie będzie spełnię wszystkie jego zachcianki. Ja – Jego suka.

20 czerwca 2005

Pokrzywa widziana z bliska

Z nasępionych krużganków,
Z galeryj obronnych,
Skąd zieleń, ogniem prażąc,
Wrogów upomina,
Wychylają się kwietne, półcalowe donny,
W mantylach fioletowych,
W różowych dominach -
I namiętnością gorsząc
Surową fortecęOtwierają ramiona
Tęskne i kobiece...
MPJ

19 czerwca 2005

Luc Selen. Nowe trendy w rzeźbie?

Ciekawa kompozycja nagiego ciała i gliny. Modelka pokryta miękką glinką, dokładnie każdy centymetr skóry nie wyłączając włosów i twarzy - żywa rzeźba. Bardzo wyraziste są na niektórych zdjęciach jej powieki - także pokryte warstwą gliny. Pomysł nieco przewrotny, ale efekt całkiem milutki. Klasyczne pozy w jakich utrwalano przez wieki wizerunek kobiet w posągach. I w końcu te ostatnie zdjęcia, na których widać wysychającą glinkę… Określenie posągowa piękność nabiera nieco innego wymiaru, kiedy patrzę na zdjęcia.Luc Selen lubi eksperymentować z materiałami nanoszonymi na skórę, ot choćby ozłocić modelkę ale po resztę atrakcji proponuję wybrać się osobiście.




18 czerwca 2005

Niepewność

Im bliżej nocy, której legendarny kwiat paproci rozkwita tym więcej we mnie niepewności. Nie strachu, ale właśnie niepewności. Tak mało czasu a tak dużo jeszcze do zrobienia. Staram się koncentrować na tym co codzienne, nikt bowiem nie zwolnił mnie z obowiązków, które na mnie ciążą. Ale ja skupić się na cyferkach skoro gdzieś w podświadomości pulsuje tętno dzikiego pragnienia. Pożądanie dotyku. I to bicie serca zagłuszające wszelki rozsądek. W wyobraźni widzę własną dłoń wyciągniętą w mrok, dłoń szukającą, dłoń czekającą. A jednocześnie coś we mnie wrze, coś chce mnie rozerwać na strzępy, żeby wydostać się w ten mrok.. Czym będzie ten dotyk? Delikatnym muśnięciem czy może paznokciami wbitymi w ciało i kurczowo zaciskającymi się palcami? Nie wiem, nie wiem tego. Noc czułości czy pokaz kłów i pazurów? Chłód wspinający się po bosych stopach i łydkach czy wewnętrzny żar? Wilgoć rosy czy ognisty dotyk na skórze? Tyle pytań… tyle wątpliwości…A może po prostu otuleni w ciepły koc Morfeusza, nasyceni swoją bliskością, walczący z pierwotną żądzą odpłyniemy w sen… może ten jeden jedyny raz śnić go będziemy wspólnie na jawie… Może bezkresna trawiasta przestrzeń przywoła łanię, która tym razem nie ucieknie…

17 czerwca 2005

Ekonomista Beat A. von Weissenfluh

Ekonomia - nauka ścisła czy sztuka piękna? Beat A. von Weissenfluh - z wykształcenia ekonomista pracujący w zawodzie blisko trzydzieści lat. Nie wiem jak wyglądają jego osiągnięcia zawodowe, ale to robi po godzinach jest warte obejrzenia. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę pozycje w jakich trwała modelka...



Nieprawdpodobne jest, żeby zestawienia kwiatów i aktów były przypadkowe, były wynikiem dopatrzenia się przez autora podobieństwa póz. O nie, raczej było to polecenie wydane modelce: najpierw prosze stanąc jak tulipan a potem jak strelicja, w następnej kolejności lilia. Tak, właśnie tak to musiało być...



16 czerwca 2005

Pozycje uległości

Ciekawe, że czasami można sobie uświadomić własne zachowani i reakcje dopiero z perspektywy czasu. Jakie zachowania? Ot, choćby pozycje uległości. Najwidoczniej moja uległość maluje się nie tylko w oka błysku, nie tylko na mojej twarzy ale uzewnętrznia się w gestach nawet. Pamiętam jakie piorunujące wrażenie zrobił na mnie widok moich własnych dłoni w czasie spotkania z LA podczas oglądania zdjęć. Na żadnym z nich nie zobaczyłam zwiniętej w pięść własnej dłoni. Pomimo doznań, które stały się moim udziałem nie próbowałam się przed nimi bronić. Nie było wówczas żadnej możliwości, żebym działała świadomie. Dałam się ponieść chwili pozostawiając wszystko w Jej rekach i moich instynktach. A co z tego wyszło? Wszędzie otwarte dłonie, zwrócone wnętrzem do góry. Bezbronne, ufne, oddane – jak cała ja.

Przed Panem uwielbiam zająć pozycję na czworakach, z wypięta pupą i pochyloną głową… jeśli opieram się nie na dłoniach tylko na przedramionach to moje dłonie zawsze są zwrócone wewnętrzną stroną do góry. Zawsze. Robię to bezwiednie, naturalnie, odruchowo. Taj jest, tak powinno być. Po którejś nocy z kochanką powiedziała mi, że to samo zrobiłam w stosunku do niej. Widocznie to nie kwestia preferencji, ale coś całkowicie naturalnego dla mnie. A inne pozycje ciała uznawane za pozycje uległości? Jest ich trochę, niektóre różnią się między sobą jedynie detalami, wszystkie są piękne… Niektóre bardziej inne mniej wyszukane, ale ze wszystkich emanuje oddanie i uległość, są cudowne.

Ciekawe, które z nich przyjmuję nieświadomie…

15 czerwca 2005

Już tylko siedem nocy

Słowo stanie się ciałem już za tydzień... Staram się nie myśleć o tym co się stanie, staram się choć jest mi trudno. To niesamowite uczucie uświadomić sobie, że wyobrażenie drugiej połowy mojej duszy będzie cielesne. Że w morzu falujących traw, pośród łąki i ciemności wyciągnę dłoń, która nie przeleci w pustce, ale dotknie innej dłoni. Nie, nie innej, ale TEJ dłoni – Demonicznej.I pytam sama siebie czy będę potrafiła powieki zatrzaśniętymi zachować kiedy ciepło palców stanie się tak bliskie, to ciepło emanujące z ciała na ułamek sekundy przed dotknięciem? A może lepiej nie ufać sobie samej, może lepiej przewiązać oczy nie zostawiając sobie furtki… Sama nie wiem… Ale czy przystoi kapłance Demona nie podołać próbie – próbie zamkniętych oczu? Nie, stanę tam odziana jedynie w suknię i okryta powiekami. Tak, to postanowione, nic nie może zmącić tej mistycznej chwili kiedy czucie stanie się najbardziej pożądanym ze zmysłów.

„Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych, na które czekamy… „

Na co będziemy czekać potem? Na kolejne spotkanie i kolejny dotyk… za rok, pięć, dwadzieścia… kto wie kiedy… na kolejną próbę i kolejne słowa. Takie jest nasze przeznaczenie zaznać cielesności i niespełnienia. I na to właśnie będę czekać później, na kolejne wcielenia niespełnienia…Zatem odliczam już dni do Nocy Dotyku i Niespełnienia

kapłanka_Demona

14 czerwca 2005

Nowe, dziwne, niesamowite… trampling

To co mnie spotkało poprzedniej soboty mogłabym nazwać gorączką sobotniej nocy. Mogłabym, swobodnie mogłabym… Zaczęło się zwyczajnie, od imprezy na którą nie miałam ochoty pójść. Najzwyczajniej w świecie, wszelkie symptomy ku pozostaniu w domu. Począwszy od przysłowiowego ‘ja nie mam co na siebie włożyć’ a na niedoborach snu kończąc. Koniec końców pojechałyśmy tam we dwie, miałyśmy się przecież spotkać z Katii i Margotką. Impreza trochę z gatunku integracyjnych czyli pokażcie w co się bawicie a my pokażemy wam nasze zabawy. Gospodarzami była grupa ludzi bawiących się w trampling.

Zajrzeliście? No właśnie, wygląda dziwnie – nieprawdaż? Sama mając bardzo blade pojęcie w temacie uważałam to za hmm dziwaczną i nieco głupawą zabawę. Czas przeszły jest tu jak najbardziej na miejscu, bowiem to czego doświadczyłam tej nocy było absolutnie niesamowite. Wiem jedno, żadne zdjęcia, żadne opisy i opowieści nie są w stanie oddać emocji jakie towarzyszą trampingowi. Miałam możliwość uczestniczenia w czymś czego do dziś nie potrafię wspomnieć bez drżenia. W zasadzie to moje uczestnictwo nie miało bezpośrednio fizycznego wymiaru, albowiem ani nie deptałam ani deptana nie byłam. Ale patrzyłam na innych, przeżywałam z nimi to, co się działo. Miałam już kiedyś dowód na to, jak silne może być współodczuwanie. Ale to, które było moim udziałem tamtego wieczora przekracza wszelkie oczekiwania. Poza tym moje współodczuwanie nie ogranicza się, jak się okazało, do własnej płci. Stało się bowiem tak, że osiągnęłam stan niesamowitej jedności z pewnym młodym mężczyzną leżącym na podłodze. Ale po kolei…

Widziałam jak moja kochanka z drżeniem i obawą postawiła gołą stopę na brzuchu mężczyzny leżącego na podłodze. Widziałam wahanie i niepewność z jaką dostawiła drugą stopę. Nie widziałam jej twarzy, ale emocje wprost parowały z niej kiedy już podeszwy stóp dotknęły podłogi. I znowu wahanie, i zachęta ze strony mężczyzny, proszący wyraz oczu i cichy szept. Nie nachalny czy natrętny, ale po prostu wyszeptana prośba. Kiedy wsunęła stopę w sandałek i postawiła na nim zamarłam. A on najzwyczajniej w świecie z uniesioną nieznacznie głową, pewnym ruchem dłoni zapinał pasek. Napięcie mięśni brzucha ledwo zauważalne, naturalne. A t,o co wyrażała jego twarz tak trudno jest opisać, choć tak łatwo było to czuć. Przestał dla mnie istnieć świat wokoło, dziesiątki ludzi i ogrom papierosowego dymu, to wszystko przestało mieć znaczenie. To wszystko działo się we mnie. Adrenalina, endorfiny, przyspieszony oddech i podniecenie. Tak podniecenie, ale zupełnie inne od tego, które znam. To nie było moje podniecenie ale – jego. Tak, właśnie tak. Nie rozumiem tego, ale po prostu fizycznie odczuwałam jego emocje, jego doznania stawały się moimi. Kiedy patrzyłam na tę pełną ekstazy twarz doznawałam dziwnej przyjemności gdzieś wewnątrz.

To wręcz nie do wiary jak bardzo ten mężczyzna całym sobą chłonął tę niesamowita pieszczotę. Tak, nie waham się nazwać tego pieszczotą, widziałam jak reagował, czułam jak reagował. Jak oddawał swoją twarz i dłonie pod podeszwy butów. Jak z lubością przymykał oczy kiedy palce stóp muskały jego wargi, jak dotykały płatków uszu. To był niesamowity spektakl, przesycony fascynacją i podnieceniem. Ale ten stan nie dotyczył tylko tego mężczyzny. Ona – moja kochanka dała mi (i nie tylko mnie) pokaz niesamowitej przemiany. To, że dla nas obu to, co się działo było fascynujące to nie dziwi, wszak po raz pierwszy miałyśmy kontakt z taką sytuacją. Ale to jak ona zapadała się w przyjemności górowania nad całkowicie uległym jej mężczyzną było niemniejszą atrakcją. Także dla tych, dla których tramping to chleb powszedni. Z każdym krokiem czuła się coraz pewniej, coraz śmielej, z coraz większą przyjemnością unosiła stopę, zmieniała buty… Tak oni byli aktorami tej sztuki, którą my oglądaliśmy. Jeżeli dodać do tego kontakt wzrokowy między nimi dwojgiem to jest już kompletny obraz sytuacji. Oboje aż kipieli podnieceniem, w ich spojrzeniach przemykały błyskawice. Jego niemal niesłyszalny szept i jej śmiech, to wszystko mieszało się z gwarem wokoło, ale i odcinało się od niego.

Nigdy, przenigdy nie spodziewałam się, że coś takiego jak tramping może wywołać takie emocje, że może być źródłem podniecenia i przyjemności. Żadne zatrzymane w kadrze chwile nie są w stanie oddać tego czym może być tramping doświadczany na żywo. Nie pociąga mnie żeby tego zakosztować, ale przyjemność jaką miałam z możliwości uczestniczenia w czymś takim była niesamowita. A ona? Cóż, ona to uwielbia. Kiedy później, w samochodzie, opowiadała mi swoje wrażenia z każdego słowa wyzierała tęsknota za tymi doznaniami. Doznaniami tak jeszcze świeżymi, ale jednocześnie tak bardzo pożądanymi.

13 czerwca 2005

Skrzydła namietności, skrzydła miłości...

Pan Mąż zrobił to co musiał zrobić i zrobił to z klasą. Wszystko, nawet najbardziej trudne momenty w ciągu ostatnich tygodni były warte widoku Jego twarzy. Satysfakcja, przyjemność i duma to wszystko wyzierało z Jego oczu. Dale mi tyle przyjemności swoją osobą, tym jak bardzo wsiąka w klimat, jak bardzo się w nim odnajduje. Przy swoim introwertyzmie podjął szybkie decyzje jeszcze szybciej wcielił w życie. Tak. Zmiana jak w Nim zaszła jest naprawdę imponująca.

Już nie jestem Mu nauczycielką, nie wskazuję Mu drogi. Jest sobą. Tak to chyba najlepsze określenie, bowiem to co w Nim odkryłam żyje teraz własnym życiem. To wszystko w Nim było, takie naturalne, takie oczywiste, spójne. Teraz odkrywa przyjemność w drobiazgach, bawi się wrażeniem jakie jest w stanie wywołać swoim spojrzeniem czy głosem. A potrafi, oj potrafi!

I ten szaleńczy wyjazd do Poznania w środku nocy, w deszczu… dla tych kilku chwil z nią, dla kilku dotknięć, kilku pocałunków, tulenia i pieszczot. Kradzionych w blasku wschodzącego słońca. Próbował przywieźć na palcach jej zapach, ale był taki ulotny… Kiedy zbliżyłam twarz do Jego dłoni kobieca woń była ledwo wyczuwalna, taka ulotna i efemeryczna. W sumie podobnie jak cała ona, delikatna, krucha, drobniutka. I tylko jej usta – takie wydatne i namiętne. Szalenie zmysłowe - jak mówi Pan Mąż – szalenie zmysłowe.

Wyleciał na skrzydłach namiętności i wrócił na skrzydłach miłości. Mojej miłości. Wrócił, żeby opowiadać o tamtej, o kobiecie, którą wybrał i omotał swoimi słowami, głosem, wzrokiem i dotykiem. Rozpromieniony radością wrócił, żeby być przy mnie kiedy miałam należeć do Lady Agnesss przez tych kilka godzin, które nie nadeszły… Kocham Cię Panie Mężu. Kocham tak jak nigdy nikogo nie kochałam i kochać nie będę. Totalnie i absolutnie, bezwarunkowo i bezgranicznie.

12 czerwca 2005

W malinowym chruśniaku

W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory,
I szedł tyłem na grzbiecie jakis żuk kosmaty.
Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.
I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.
I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie - oddałaś w skupieniu
A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła.
Bolesław Leśmian

Obroża dla bezpańskiej

Piszę szybciutko, żeby móc napisać jak najwięcej, zanim choćby szczegół ulotni się z mojej pamięci. A jest tych szczegółów całe mnóstwo, latają po mojej głowie jak roje pszczół, bzyczą i kąsają nie pozwalając zapomnieć. Bardzo chcą stać się słowami, słowami, które jak zawsze będę czytać nocą oczami pełnymi łez, łez szczęścia, wzruszenia i bólu.Zacznę od początku, od obroży.

Decyzja o jej zakupie zapadła kilka dni temu. W końcu nawet bezpańska suka czuje się lepiej kiedy ma na sobie taką błyskotkę. Pierwsze podejście okazało się nieudane. Wczoraj wracając z pracy wstąpiłam do centrum handlowego, gdzie jest duży sklep z artykułami dla zwierząt, z zamiarem zakupu obróżki. Wiedziałam, że ma być wąska, gustowna i... czerwona. Taka, w której można pokazać się publicznie, na którą większość ludzi nie zwróci uwagi tak długo, jak długo do jej kółka nie będzie przypięta smycz. Służba publiczna niesamowicie mnie podnieca...Ale, wracając do tematu.
Jest około godziny siedemnastej, w centrum handlowym sporo ludzi, w sklepie, do którego wchodzę także. Wchodzę pewnym krokiem. W końcu to nic nadzwyczajnego kupować obrożę w sklepie z artykułami dla zwierząt. Nie znam topografii, staję przy wejściu i rozglądam się.
- W czym mogę pomóc - słyszę młody dziewczęcy głos, gdzieś z lewej strony.
Podchodzi do mnie młoda kobieta, długowłosa, ponętna, w służbowej koszulce. Apetyczna, myślę szybko. Ale zaraz przywołuję się do porządku. Nie jestem tutaj po to, żeby poderwać kobietę, nie dziś.
- Chciałabym kupić obrożę - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Proszę za mną - odwraca się i kieruję do wnętrza sklepu.
Idę za nią, obserwuję jej ruch, idzie pewnie, prawie niezauważalnie kołysząc biodrami. Znowu poczułam się jak suka. Idę za nią, bo mi kazała. Idę za nią, bo nie umiem jeszcze chodzić przy nodze. Idę za nią, żeby wybrała mi obrożę... Opanuj się! Mówię sobie w duchu, to tylko sprzedawczyni, ona nie jest twoją panią. Wreszcie jest. Regał, na którym wiszą rzędy obroży, łańcuszków, smyczy... Cel mojej wizyty. Prężą się dumnie przede mną, a każda woła mnie i zachęca... weź mnie....
- Jaka ma być ta obroża - to pytanie wyrywa mnie z rozmarzenia, sprowadza na ziemię.
- Wąska, czerwona - odpowiadam bez namysłu.
Jej palce sięgają do wieszaka i zdejmuje maleńką czerwoną obróżkę. Czuję jak mój oddech robi się szybszy, czuję suchość w gardle. Jest śliczna ale wiem, że będzie za mała.
- Potrzebuję czegoś większego. W zasadzie to dłuższego, bo szerokość jest odpowiednia - oczami duszy już widzę ją zapiętą na mojej szyi.
- Może ta?Kobieta podaje mi kolejną. Jest grubsza, dwie warstwy skóry, ozdobiona rzędem odbijających światło szklanych błyskotek. Jest śliczna! Tak. Właśnie taką sobie wymarzyłam. Widzę już ten rząd "zajączków" na ścianie nad łóżkiem, odblask świec odbity w szlifowanych szkiełkach. Spuszczam rozmarzony wzrok i widzę swoje sutki odznaczające się pomimo bielizny przez bluzkę. Chcę ich dotknąć... I znowu głos, który brutalnie przypomina mi o rzeczywistości.
- Dla jakiego psa ta obroża? - pyta z zainteresowaniem.
- To nie dla psa, do dla suni - zastygłam, sama nie wiem jak mogłam to powiedzieć.
Kobieta wybiera kolejne modele. Nie zorientowała się. Na szczęście. Co bym zrobiła, gdyby się zorientowała? Nie wiem. Chyba bym się spaliła ze wstydu. Ale, ale dlaczego mam się wstydzić.

Przez głowę przebiega mi niedawna rozmowa z P. właśnie o zakupach, o przymierzaniu. Na samo wspomnienie tej rozmowy robi mi się ciepło w podbrzuszu i czuję to miłe mrowienie. Oglądam kolejne obroże, nie słucham już kobiety, która mi je podaje. Pyta o coś, ja odpowiadam, ale jestem nieobecna.
- Jaki rozmiar? - kobieta jest nieco zniecierpliwiona moją nieobecnością.
- Jakieś 45 cm - odpowiadam bez przekonania.
Nie wiem jaki jest obwód mojej szyi, nie zmierzyłam. Prozaiczne i głupie. Iść do sklepu nie znając rozmiaru. Nigdy nie przywiązuję wagi do rozmiarów, zawsze przymierzam wszystkie ciuchy. Instynktownie rozglądam się za przymierzalnią... Przecież to sklep z artykułami dla zwierząt - tu nie ma przebieralni. Proszę sprzedawczynię o centymetr... powinna pasować... a jeżeli nie? No cóż, jest tylko jedno wyjście. Podnoszę obrożę do szyi. Robię to bardzo powoli, ciągle jeszcze się waham. Atmosfera skandalu jest wyczuwalna w powietrzu... Czuję dreszcz. Jestem bardzo podniecona. Pierwsze dotknięcie obrożą szyi. Znowu dreszcz, elektryzujący dotyk. Klamka zapadła, nie ma odwrotu. Drżącymi palcami zapinam sprzączkę z przodu. Zamykam usta, żeby nie wymknął się z nich rozkoszny jęk, jestem bardzo podniecona. Nie ma lustra, tak bardzo chciałabym widzieć jak wyglądam. W tym momencie widzę zdziwione oczy ekspedientki. Zaniemówiła. Jej oczy są ogromne ze zdziwienia. Przeglądam się w nich jak w lustrze. Chciałabym tak zostać, tak wyjść z tego sklepu. Dumnie nosząc oznakę mojej uległości. Muszę ją jednak zdjąć, bramka przy wyjściu będzie piszczeć. Przesuwam sprzączkę do tyłu, chwytam palcami za kółko...
- Poproszę jeszcze smycz - mówię drżącym głosem do ekspedientki. Nie reaguje. Patrzy ma mnie i stoi niema i w bezruchu. Sięgam do wieszaka, zdejmuję dwie czerwone smycze. Wąziutkie. Jedna o okrągłym przekroju, druga płaska. Wybieram płaską, tę, która pasuje idealnie do obroży. Zaczepiam smycz. Delikatnie napinam, zawijam ją kilka razy na dłoni. Jest idealna. Rozpinam sprzączkę.
- Biorę ten komplet. Dziękuję za pomoc. Do widzenia - mówię szeptem odchodząc w stronę kasy.
Nie odpowiedziała. Kątem oka widzę, jak odprowadza mnie wzrokiem. Płacę i z nowym nabytkiem opuszczam dumnie sklep.
- Jesteś suką - mówię do siebie - jesteś czy tego chcesz czy nie.
Szybko! Do samochodu! Chcę ją przymierzyć. Chcę zobaczyć się w lusterku! Mijam sklep sportowy, jeszcze jedna alejka. Nagle staję w miejscu. A może? Nie, to głupie! Czy na pewno? Zmieniam zamiar. Wchodzę do sklepu.

Nie poznaję tego miejsca, pozmieniane ustawienia regałów. Z trudem odnajduję sekcję jeździecką, siodła, bryczesy, buty, czapsy. Idę dalej. Są! Szpicruty! Podnoszę zwolna rękę, dotykam ich, muskam wierzchem dłoni... W końcu zdejmuję jedną z nich z wieszaka. Czarna, sprężysta, twarda, z nylonowym oplotem i skórzaną końcówką. Idealna. Pasuje do ręki, nawykowo uderzam się w łydkę. Boli. Czerwona pręga wykwita powoli na gołej łydce... Zapomniałam się, nie mam na sobie ani wysokich butów ani czapsów. Zamykam oczy, wspomnienie dzikiego galopu przez ośnieżony las przychodzi momentalnie....
- W czym mogę pomóc? - męski głos za plecami zadaje pytanie, jakby od niechcenia.
- Dziękuję, poradzę sobie - odpowiadam chłodno, z wyrzutem za brutalny powrót do rzeczywistości. Mówi się, że nigdy się nie zapomina umiejętności jazdy na rowerze. Podobnie jest z jazdą konną, wystarczy wziąć do ręki choćby szpicrutę, mięśnie pamiętają... Staram się opanować. Nie zamierzam kupować szpicruty dla konia. Chce ją mieć pod ręką. Mam plany na sobotę. Chciałbym zobaczyć choć jedną fioletową pręgę na pośladkach w niedzielny poranek... Mam duże plany na sobotę. To nie będzie łatwe, ale zamierzam postawić wszystko na jedna kartę! Zrobiłam dwa zakupy tego dnia... Czas wracać do domu. W samochodzie zakładam moją obrożę. Jest śliczna. Jest moja. Podczas jazdy dotykam jej palcami, odpinam dopiero przed domem. Chowam do plecaka. Chowam jak najcenniejszy skarb. Chowam przed całym światem. Jest moja. Wymarzona... Wytęskniona... Prawdziwa... To niespodzianka. Na sobotni wieczór... Trudno mi zachować spokój. Jestem suką. Bezpańską. Czas znaleźć Pana. Najwyższy czas!

******
Minęła dziewiętnasta. Włączam bajkę na dobranoc i zostawiam moją panienkę przed telewizorem. Idę do gabinetu...
- Wczoraj w sieci znalazłam zdjęcia, które wyglądają na robotę Araki'ego. Chcesz obejrzeć? - zaczynam pytająco moją Wielką Intrygę - postanowiłam obudzić Pana w moim Mężu....
- A gdzie je znalazłaś? - pyta nieco zdziwiony.
Przecież wiem, że uwielbia artystyczne akty, zna zdjęcia Araki'ego, opowiadałam mu o wschodniej sztuce wiązania. Ciekawe czy się domyśla, co chcę mu pokazać na tych zdjęciach. Jakie jest moje, a nie Araki'ego przesłanie... Odszukuję stronę... Ustępuję mu miejsca przy biurku... siada w fotelu... Oglądamy kolejne zdjęcia... Nagie ciała dziewcząt w nieokreślonym wieku, wymyślnie oplecione sznurami... w nienaturalnych pozach... z grymasem bólu na twarzy... Są piękne. Dla mnie to kwintesencja kobiecości i uległości. On, jak zawsze, mówi o oświetleniu, o cieniach, o ostrości, o planie, o aranżacji, o tle... Jest w swoim żywiole, uwielbiam kiedy opowiada o czymś z pasją. Patrzymy na te same zdjęcia, ale widzimy różne obrazy... Teraz albo nigdy!
- Te zdjęcia bardzo mnie podniecają. Żadne inne nie działają na mnie w ten sposób - mówię patrząc na monitor.
- Są świetne, szkoda tylko, że taki mały format i marna rozdzielczość - nie tak powinno się je eksponować.
Udaje? Czy naprawdę nie rozumie? Przytulam się, wskazując palcem detal na kolejnym zdjęciu. Kobieta wygięta w łuk na jakimś meblu... ręce i nogi spętane razem... piersi obwiązane kilkoma zwojami linki... i kolejna linka przechodząca przez środek krocza... wciśnięta bardzo mocno... zaraz, to są dwie równoległe linki... między nimi ściśnięta łechtaczka... Na samą myśl o takich więzach dostaję dreszczy... Tyle razy oglądałam to zdjęcie, ale dopiero teraz zwróciłam uwagę na ten detal. Jest doskonałe! Rozmawiamy. Jego palce delikatnie muskają moje udo. Jest dobrze, myślę sobie, jest dobrze, nie zatrzymuj się.
- Umówiłam się z rodzicami, że córka będzie u nich nocować. Mamy dom wyłącznie dla siebie w sobotnią noc - zagajam od niechcenia.
- Hmmm - słyszę w odpowiedzi.
- Wezmę od ojca cyfrówkę, może zrobimy parę zdjęć - odwracam głowę od monitora i patrzę pytająco.Widzę błysk w jego oczach. Nigdy nie podzielałam jego pasji do robienia mi zdjęć, ale pozwalałam mu na to. Ma chyba setki zdjęć mojej cipki. A teraz sama tego chcę. Chcę, żeby zrobił mi wyuzdane zdjęcia. Chcę, żeby mnie ustawiał, żeby do mnie mówił, żeby mi rozkazywał. Ta droga wydaje się być najpewniejszą i taką, która doprowadzi mnie do celu. Widzę uśmiech na jego twarzy, czuję palce na pośladkach. Udało się. Kości zostały rzucone. Liżąc go w ucho pytam, czy ma ochotę na sex, przecząco kiwa głową. Trudno. Poczekam. Do soboty. Wtedy nie będzie mógł się oprzeć. Wiem jak go kręci pstrykanie....
- Nie mamy dobrego światła w sypialni... Muszę je odbić... - słyszę jak mówi do siebie.
Tak, on już jest myślami gdzieś indziej. To dobrze. To bardzo dobrze. Teraz każde z nas ma się czym zająć do soboty. Ja muszę pomyśleć jak to wszystko poukładać. To takie trudne. Nie spłoszyć. Nie zniechęcić. A jeżeli nie ma w nim tego? Niemożliwe, musi być. W końcu każdy facet to samiec. To jest instynkt. Muszę tylko do tego dotrzeć... obudzić... Powiem wprost, żeby mnie uderzył... żeby poniżył.... Tylko jak prosić o to czułego kochanego faceta? To wszystko jest pokręcone, ale ja to pokręcę jeszcze bardziej. Zrobię to. I On będzie szczęśliwy...

******
Dziecko śpi, cisza. A ja muszę z kimś porozmawiać. Muszę. Włączam komputer. Sprawdzam pocztę - nic. Odpalam polchat. Waham się... jaki nick? Kto jest na chacie? Z kim chcę rozmawiać? Najchętniej z P. - w takim powinnam wejść jako ~bezpańska, albo z M. - wtedy muszę się zalogować jako zooza. Patrzę na zegarek, dochodzi dwudziesta druga, na M. za wcześnie, szybka decyzja - wchodzi ~bezpańska. Nie ma żadnego z nich. Wrrrrrrrrrrr. Panowie nie róbcie mi tego! Nie dziś! Mój nick przyciąga tabuny, opędzam się. Mijają kolejne minuty, jak ja nie lubię czekać, nie chcę, nie umiem, nie potrafię... Pojawiają się znajome nicki, ale żaden z tych, na które czekam. Powitania, pytania co słychać... standard. Jest M. Muszę się przelogować. Albo nie. Odpalam drugą sesję. Teraz moje oba ja są na ekranie. M. reaguje błyskawicznie. Jest opanowany jak zawsze. Na szczęście dziś nie będziemy rozmawiać po angielsku. Lubi mnie męczyć w ten sposób. Opowiadam mu o dzisiejszych zakupach, wygląda na zaskoczonego.

- W jakim celu to zrobiłaś? Będziesz ją nosić u mnie? - pytania pojawiają się jedno po drugim.
- Nie. Będę ją nosić w domu. Przy Mężu - odpisuję zirytowana.
- Nie życzę sobie, żebyś miała dwóch Panów! - wykrzykniki, dużo wykrzykników.
Hola! Już czuje się moim Panem? To przesada. Lubię go, ale nie było mowy o stałym układzie. A już na pewno o wyłączności. To nie idzie w dobrym kierunku.
- A jak mężowi się spodoba to już do mnie przyjedziesz, TAK? Jesteś MOJĄ suką? - kolejna seria wyrzutów.
No tym razem przesadził. I to mocno. Nie mam ochoty kontynuować tej rozmowy. Żegnam się z nim, zooza wychodzi. Nie tego oczekiwałam. Jestem zła.
P. gdzie jesteś??? Nagle widzę ~P...... Cieszę się jak dziecko. Jemu mogę opowiedzieć wszystko z najmniejszymi szczegółami, potrafi to docenić, potrafi się tym cieszyć razem ze mną. Nie myliłam się. Nasza rozmowa jak każda dotychczas jest pełna ekspresji, ocieka erotyzmem i bardzo, ale to bardzo mnie podnieca. Opowiadam wszystko co się zdarzyło w sklepie, zadaje pytania, odpowiadam. Uwielbiam z Nim rozmawiać. Pyta o lustro. Tłumaczy mi jak powinnam się ustawić, żeby się obejrzeć. Tyłem... z odwróconą głową... smycz na środku pleców... wciśnięta między pośladki... Sam opis tego mnie podnieca. Od razu wyobrażam sobie zdjęcia w takiej pozycji. Jaka szkoda P., że nie mieszkasz bliżej... Znowu mnie nakręciłeś i, jak mawia mój Mąż, wyślizgałeś mnie. Mąż wchodzi na górę. Zamykam okno, żeby nie było widać naszej rozmowy. Szkoda mi jej, tyle pięknych słów, ale tak trzeba. Kiedy wchodzi do pokoju mam tylko otwarte puste okienko z napisem szepnij do ~P........
- Z kim gadasz? - pyta podchodząc.
- Cześć P. - rzuca w stronę ekranu, zna nicki moich rozmówców.
- Już za późno na romansowanie, chodź spać - mówi, tym razem do mnie.
Bierze prysznic, a ja żegnam się z P. Ostatnie pytania:
- Czy będziesz się dziś kochać? - widzę na ekranie.
- Niestety - odpowiadam przecząco.
- Taki zakup, tyle emocji i podniecenia i nic? Szkoda - czytam i wiem, że to szczere.
- A sama będziesz się pieścić? - czytam i prawie słyszę nadzieję w głosie.
- Raczej nie, mam okres - wciskam enter.
- Dobranoc.Chciałabym powiedzieć "dobranoc mój Panie", ale nie mam do tego podstaw, jestem bezpańska... Wyłączam komputer. Idę pod prysznic. Gorące krople pieszczą moje ciało. Dotykam sterczących sutków... W zasadzie dlaczego nie miałabym się kochać...?

******
Kiedy kładę się do łóżka jest po północy, a ja jestem podniecona, nie chce mi się spać.
- Czy mogę Cię pocałować na dobranoc - pytam, odpowiada mi mruczenie, które biorę za przyzwolenie.Jest ciemno, wsuwam dłonie pod kołdrę, znajduję nimi zaspaną mężowską męskość, wysupłuję z zakamarków pidżamy. Przytulam się policzkiem. Mam ogromną ochotę na sex. Niesamowitą. Leżysz bez ruchu, a ja ocieram się twarzą o Twoje przyrodzenie. Chciałabym wsunąć go do ust, ale wiem jak lubisz kiedy Cię liżę. Leż sobie, a ja będę Ci służyć moim językiem tak długo jak długo zechcesz. Nie zrobię nic, czego nie będziesz chciał. Zaczynam lizać Twoje jądra, wiem, że to lubisz, możesz tak leżeć godzinami. Bardzo proszę, dam Ci tej pieszczoty tyle ile zechcesz. Jestem Twoją suką, chociaż nawet jeszcze o tym nie wiesz. I zrobię dla Ciebie, co tylko będziesz chciał. Spodoba Ci się, jestem tego pewna.

Wsuwasz mi kutasa w usta, wplatasz palce we włosy... tak, złap mnie za włosy, chcę tego! Celowo przestaje miarowo poruszać się wokół Twojego kutasa. Prowokuję Cię do działania i nie muszę długo czekać. Czuję delikatne szarpnięcie za włosy... wciskasz moją głowę w krocze... czuję jak dotykasz mojego gardła... jak wciskasz się dalej... Nie mogę oddychać... chcę to przerwać, chcę zaczerpnąć powietrza... ale nie pozwalasz mi... gwałcisz moje usta i gardło... W końcu tego chciałam, jeżeli mam być Twoją suką to po to, żeby dawać Ci przyjemność jakiej oczekujesz. Okazuje się, że można oddychać, to się daje zrobić pomimo kutasa panoszącego się w przełyku. Jestem z siebie bardzo zadowolona i bardzo dumna z Ciebie. Będzie z Ciebie Pan, zobaczysz, już niedługo.

Każesz mi zmienić pozycję, wypiąć pupę w Twoją stronę i lizać jądra. Twoje palce dotykają mojego uda, wsuwasz je pod bieliznę a zaraz potem do mojej cipki. Wyrywa mi się pierwszy cichutki jęk, jest rozkosznie. Przez chwile zastanawiam się czemu nie chcesz wsadzić tam kutasa, on tylko na to czeka. Ale szybko dociera do mnie dlaczego. Twoje kolejne palce wciskają się w moją drugą dziurkę. Za szybko, za gwałtownie, to boli. Tym razem to skowyt bólu.
- Ciiiiiiii, już dobrze, zaraz będzie dobrze - słyszę Twój szept.
Nie jest dobrze, to boli. Znowu wsuwasz mi kutasa do ust. Zapominam o bólu, a może nie ma już bólu. Nie odróżniam gdzie kończy się a gdzie zaczyna każda z moich dziurek. Są jednym źródłem rozkoszy. Nagle szybkim ruchem wyciągasz swoje palce ze mnie i znowu zaskomlałam z bólu...
- Ciiiiiiii - słyszę w ciemności.
Wiesz, że zadałeś mi ból. Zastanawiam się tylko - przypadkowo czy celowo.
- Usiądź sobie na nim - szept, ale ja wyraźnie słyszę nieznoszący sprzeciwu ton, a może to moja wyobraźnia?
Zdejmuję bieliznę i siadam na wyprężonym kutasie, dotyka mojego dna, poruszam się ostrożnie, najdelikatniej jak mogę ale tego orgazmu już nie mogę powstrzymać. Przetoczył się przeze mnie jak huragan. Szybko i gwałtownie. Ale ja chcę jeszcze. Unoszę kolano i stawiam stopę obok Twojego biodra. Teraz kontroluje sytuację. Czuję zbliżającą się kolejna falę, jestem blisko szczytu, kiedy każesz mi przestać.
- A teraz wsadź go sobie w dupkę - szepczesz.
- Ale - zaczynam niepewnie.
- Sama, szybciutko! - znowu ten szept, któremu nie potrafię się oprzeć.

Nie widzę Twojej twarzy, nic nie widzę. Boję się, nigdy nie robiłam tego w tej pozycji. Mam dość napięte mięśnie, wiem, że będzie bolało. Staram się rozluźnić, nie jest to łatwe. Delikatnie ustawiam się w osi i powolutku napieram moją drugą dziurką na sterczącego kutasa. Teraz wystarczy już tylko usiąść, łapiesz mnie za biodra i naciągasz zdecydowanym, mocnym ruchem. Bolało tylko przez moment, ale dla tego zdecydowanego ruchu, dla przytrzymujących mnie rąk, dla tej odrobiny przemocy, której się dopatrzyłam - warto było. Chyba odgadłeś moje intencje, bo Twoje zachowania są inne niż zazwyczaj. Używasz mnie dość ostro, nagle pada pytanie...
- I gdzie lepiej, w cipce czy w dupce?- Ja... Ja... Ja chciałabym dwa - wykrztusiłam to z siebie.
Całe szczęście, że światło nie jest zapalone. Z cała pewnością byłam czerwona ze wstydu.
- Nie mam dwóch - słyszę spokojną odpowiedź.
- Wiem - a w duchu dodałam, ale wiem gdzie szukać drugiego jakby co - od razu pomyślałam o P.-
Kupiłaś gumki?
- Tak...- Gdzie są?
- Na dole...
- W takim razie idź po nie, wyjebiemy dokładnie cipkę.
Wyjebiemy? Stworzyłam potwora! Co za język! Nie słyszałam tego nigdy z Twoich ust. Ależ mnie to kręci. Kocham Cię Mężu! Kiedy wróciłam do sypialni stałeś przy umywalce. Teraz albo nigdy - pomyślałam. Wyjęłam z szuflady obrożę, polizałam ją - szybko i dość luźno zapięłam na szyi. Kiedy podszedłeś do łóżka kazałeś mi założyć gumkę, chociaż zazwyczaj sam to robiłeś. Zauważyłeś moją obrożę i uśmiechnąłeś się.
- Kiedy ją kupiłaś? Gdzie?
- Później Ci wszystko opowiem, teraz jestem Twoją suką - nie było odwrotu, albo pójdzie dalej albo się wścieknie pomyślałam. Spuściłam wzrok i czekałam na wyrok. Był szybki...
- Na łóżko! Na kolana! Skoro jesteś suką zerżnę cię jak sukę!
Wszedłeś we mnie brutalnie i rżnąłeś mnie bez słowa trzymając za włosy. W pewnym momencie złapałeś za obrożę i dusząc mnie dalej robiłeś swoje. Muszę opowiedzieć Ci przy najbliższej okazji o kilku zasadach bezpieczeństwa, inaczej zrobisz mi krzywdę. Miotałeś się jak opętany... ciągnięta do tyłu obroża zaciskała moją tchawicę... Dam sobie radę... wytrzymam... potrafię... Tylko poczuj ten dreszcz... Znajdź to w sobie... Zapragnij więcej... Ja potrafię znieść dużo, a dla Ciebie... jeszcze więcej...
- A gdzie smycz? - zapytałeś groźnie.
- W szufladzie. Przynieść? - przestraszyłam się tego tonu.
- Nie, zostaw na sobotę...Byłam szczęśliwa jak nigdy. To Ty, mój Mąż, mój Pan i Władca. Odwróciłam wolno głowę w Twoją stronę...
- Czy jesteś w stanie mnie uderzyć? - zapytałam.
- Gdzie? - pytanie było konkretne do bólu.- W twarz... - i nim zdążyłam skończyć to słowo wymierzyłeś mi delikatny policzek.
- Mocniej... Jeszcze...Kolejne razy były już całkiem solidne. Szczytowałam jak nigdy dotąd. Skończyliśmy niemal równocześnie. Długo dochodziłam do siebie. Łóżko wyglądało jak pole walki - wszędzie ślady krwi. Kiedy stałam pod prysznicem podszedłeś i pocałowałeś mnie namiętnie mówiąc:
- To się nazywa długi pocałunek na dobranoc.
Spojrzałam na zegarek, minęła druga... To był długi dzień... I krótka noc... Żeby było takich jak najwięcej...

******
Jestem suką i jestem z tego dumna!

8 czerwca 2005

Łąka

Kiedy dłoń myśli nabierze ciała, kiedy dłoń zbliżona odda ciepło, którym emanuje. Tak. Ta Noc. Ciągle jeszcze daleko, ale coraz bliżej. ‘I nie wie nikt dokąd noc prowadzi…” żadne bardziej adekwatne słowa nie przychodzą mi na myśl, żadne. Po raz pierwszy chyba w życiu powstrzymuję swoje planistyczne zapędy. Tylko to, co konieczne, tylko to… A to jest TA łąka, trzy zdjęcia zrobione w ciągu godziny, jakże różne… inne światło… inne kolory… inne kształty… Ciekawe jaki wygląd przybierze to miejsce nocą, rozświetlone jedynie nikłymi płomykami ognia i żarem namiętności naszych dusz skrywanym pod płaszczem cielesności. Jak będzie wyglądało w blasku magii…?

6 czerwca 2005

Płacz i zgrzytanie zębów

Telegram
Wiadomość biegła szybko ze sztyletem po drucie,
jak tancerka z parasolem po linie,
i zdyszana dobiegła w oznaczonej godzinie,
by mnie zabić w oznaczonej minucie.
MPJ

Jest XXI wiek, to nie był telegram - to sms. I nawet sekunda była oznaczona, nie tylko minuta. Dziękuję tym, którzy byli ze mną wtedy. Pozwolili wylać łzy i smutki nie pytając i nie łając, nie udzielając rad. Dziękuję im za to, że byli ze mną.

3 czerwca 2005

Tylko pozwól nam Dotykiem Drżącym Dłonie spleść...

Jeden raz...

Nie potrzeba mi
Zakrętów dróg i morza łez,
Tylko pozwól nam
Dotykiem drżącym
Dłonie spleść.

Nie potrzeba mi
Niewiary i udręki snu,
Pozwól tylko czuć,
Jak przy mnie chwilą stoisz znów.

Nie potrzeba już
Niepokój mierzyć sercem wprost,
Wszystko jedno mi,
Ja każdy, byle z tobą los.

Tylko jeden, jeden raz,
Pośród wiosny twoich warg,
Pozwól spaść i niech się świat
Nagłym świtem skończy w nas.

Nie potrzeba nam,
Zakrętów dróg i morza łez,
Tylko pozwól mi
W dotyku prawdy
Głowę wznieść.

Tylko jeden, jeden raz,
Pośród wiosny twoich warg,
Pozwól spaść i niech się świat
Nagłym świtem skończy w nas.
Chociaż raz, jeden raz,
Chociaż raz, jeden raz.

Tylko jeden, jeden raz,
Pośród wiosny twoich warg,
Pozwól spaść i niech się świat
Nagłym świtem skończy w nas.

Tylko jeden, jeden raz,
Niech w nas dzikie wino gra,
Ponad dachem ziemi, hen,
Tak łaskawie jak się da.

Nie potrzeba mi
Niewiary i udręki snu,
Tylko pozwól nam
W godzinę życie przeżyć znów!

Próbuję w ognistych słowach zawrzeć to, co się stanie. Albowiem zostało powiedziane, że się ziści. Próbuję nadać imię nieznanemu.Zapytał Demon czego pragnę, a ja niezmiennie pragnę dotyku, nie dotyku - ja pragnę DOTYKU! Od pierwszych słów doń wypowiedzianych tego jednego pragnę. Chemii i fizyki w jednym. Chemii umysłu i fizyki ciała. Teraz kiedy Noc Dotyku ma już swoje imię, wiem także kiedy nastąpi. Nie pozostaje nic innego jak czekać. Czekać na to co będzie, czekać na to co się nie stanie, czekać na dotyk.Jak będzie to noc nie wie nikt. Czy będzie ciepła i srebrzysta od poświaty księżyca? A może pochmurna i wietrzna? Czy bosymi stopami bedę zbierać rosę z kwiatów i traw? A może drżeć będę pod strugami deszczu? Nie ważne... ważne jest to, że będę, że chcę być, chcę czuć... "...Tylko pozwól nam Dotykiem Drżącym Dłonie spleść..."

Znowu się boję

Rozmowa była szybka, kipiąca namiętnością i żądzą, na ogóle... Decyzja zapadła jeszcze szybciej. konsultacja z Panem, prośba o zgodę, termin... i już. 'Vell done' jak mawiają za Kanałem. Zadziwiające. Nie widzimy się ponad pół roku, nie rozmawiamy ze sobą za często. A jednak jest coś, co nas ciągnie ku sobie, i Ją i mnie. W pięciu zdaniach ustalamy niemal wszystkie szczegóły, potem jeszcze chwila wspomnień i namiastka słowna tego co się wydarzy. I nie ma znaczenia, że będzie to znacznie większe grono... Dla każdej z tych osób będzie to przeżycie interesujące, dla każdej… Tak czy inaczej sama jestem zaskoczona tempem... teraz jeszcze tydzień pracy, przygotowania 'pola walki'i stanie się.

Kiedy podeszłam do łóżka Pan już leżał w pościeli, uklęknęłam przy Nim schylając głowę ocierałam się twarzą o wierzch dłoni, bez słowa. A On? Tylko cicho wyszeptał "Boisz się". Zaprzeczyłam, ale On tylko powtórzył "Boisz się". Tak boję się, chociaż tak trudno jest się do tego przyznać. Boję się choć dokładnie sama nie wiem czego. Nie jest to ten paraliżujący strach odbierający jasność widzenia, jeszcze nie. To takie uczucie nieznośnego drżenia, gdzieś w środku. Coś co bardziej należałoby nazwać obawą niż strachem. Choć wiem, że przyjdzie i ten strach, który zatrzyma mnie w pół kroku. Ten, który będzie kazał mi uciekać. Ten, który podniesie tętno i będzie słyszalny w skroniach. Ale wiem także, że minie, że po nim przyjdzie spokój, nie opanowanie, ale właśnie spokój. Jak inaczej można przyjąć to, co nieuniknione. Tylko ze spokojem. Ci, którzy wiedzą, jak mocno tamto spotkanie jest we mnie wiedzą, że na kolejne czekam z lękiem i utęsknieniem. Że go pragnę i chcę odsunąć jednocześnie. Taka gonitwa sprzecznych uczuć. Adrenalina już teraz. Choć dopiero za tydzień moja purpurowa smycz zostanie przekazana z jednej dłoni do drugiej. Dopiero za tydzień padną te sakramentalne słowa zmieniające sytuację na kilka godzin. Dopiero za tydzień będę pracować na swoją rozkosz, na dumę Pana i przyjemność Pani oraz na emocje tych, którzy będą świadkami... Tak, to będzie kolejny krok w tym jakże fascynującym świecie. Nowe aspekty, nowe doznania, nowe emocje, a wszystko dzięki tym kilku godzinom z przed pół roku. Tym, które zostaną w umyśle na wieczność.

Śpijcie dobrze Ci, który będzie ze mną w tę noc... śpijcie dobrze...

Praca z domu

Drugi dzień usiłuję pracować z domu, niby z technicznego punktu widzenia okazało się to wykonalne, ale chore dziecię jest w stanie zwalczyć każdy zapęd do pracy. W efekcie zrobiłam około połowy zaplanowanych rzeczy i mam teraz kilka służbowych dokumentów zaopatrzonych w moją pieczątkę. W dużych ilościach, we wszystkich mozliwych konfiguracjach, do góry nogami i na boki i pod wszystkimi kątakmi jakie przyjdą człowiekowi do głowy. Zwłaszcza młodemu człowiekowi... a odeszłam od rozłożonych na biurku papierów na jakieś 30-40 sekund. Uczynny pomocnik...
PS. Kupić dziecku małego drukarza albo zestaw dla pani z poczty (byle dużo pieczątek było...)

1 czerwca 2005

Dobry czewiec

Czuję, że czerwiec będzie tego roku wyjatkowy, czuję to przez skórę chociaż nie potrafię tego w żaden rozsądny sposób uzasadnić. Nie wiem nawet w której dziedzinie życia objawi się ta wyjątkowość zaczynającego się miesiąca. Ale przecież miesiąc, który zaczyna się dziecięcym świętem nie może być zwykły. W każdym razie dla mnie nie będzie on taki jak inne miesiące, jak inne czerwce... nie bedzie...