13 marca 2006

Elena Vasilieva - urzeczywistnianie marzeń

Elena Vasilieva jest jedną z najbardziej interesujących artystek młodego pokolenia, wywodzących się z bloku postkomunistycznego. Jej akty opowiadają niesamowite historie, czasami piękne, czasami ekscentryczne, innym razem przepełnione bólem lub pełne napięcia i energii. Chciałoby się zadać pytanie dlaczego nagość, dlaczego kobiety.

Odpowiedź zdaje się być niemal trywialna. Elena lubuje się w obcowaniu z malarstwem czy rzeźbami, które wyszły z rąk Starych Mistrzów lubujących się w nagości. Jej przygoda z wziętym do rąk aparatem zaczęła się od wystawy Helmuta Newtona. Od tego czasu poświęciła się w całości aktom, kobiecym aktom. Zapytana dlaczego wyłącznie kobiety odpowiada wprost, że chciałaby fotografować także mężczyzn, ale nie spotkała jeszcze takiego, który gotów byłby całkowicie oddać się w jej władania, przyjąć jej scenariusz. Ale nie traci wiary, że kiedyś takowego spotka.

Cechą charakterystyczną artystki jest to, że nie ogranicza się do kanonów wyznaczanych przez określone style i techniki. Od początku stara się nadawać swoim kompozycjom indywidualny charakter. Chociażby przez niestosowanie się do podręczników traktujących o sposobie oświetlania fotografowanych obiektów. Jest indywidualistką o silnych skłonnościach dominacyjnych. Stąd może ten brak porozumienia z mężczyznami wymykającymi się jej woli. Z ciekawostek warte zaznaczenia jest to, że generalnie nie fotografuje nocą. Preferuje efekty, jakie można uzyskać przy świetle dziennym lub szarówce zmierzchu, a przesączające się do wnętrza studia ciekawskie światło słoneczne przynosi czasami zupełnie niezamierzone efekty. Może w dowód wdzięczności za pierwszeństwo przed blaskiem jupiterów…

Kobieta na ołtarzu własnych pragnień. Na ołtarzu... ale jako ofiara czy jako bóstwo? A może i jedno, i drugie po trosze? Delikatna smuga światła wdzierająca się w mroczne zakamarki duszy. Kim jest? Nie wiadomo. Może kobietą upadłą a może tylko zmęczoną oczekującą na swojego... no właśnie na kogo... na wyznawcę czy oprawcę? Zimne piwniczne wnętrze ogrzane jedynie ofiarnym całunem i koronką pończoch. I wszechobecny sposkój. Ona pogodzona ze światem, z losem. Ona czekająca na przeznaczenie...




Wciśnięta z załomy rzeczywistości, zmuszona do kontaktu z kanciastymi realiami, a jednak wciąż piękna, nietknięta ani zębem czasu ani trudami życia. Jest silna, jest niezwyciężona, potrafi ułożyć ciało w taki sposób, żeby żyć, oddychać, trwać w tym ekshibicjonistycznie nieintymnym zaułku świata. Oswoiła nieprzyjazne otoczenia kształtując je na własny użytek. Ona - słaba płeć - a jedyna silna. Z wyrazem zmęczenia i ulgi na twarzy, śpiąca, bezpieczna w tym (nie)swoim świecie.





Na koniec jeszcze mój ulubiony temat czyli ciało baletam owiane. Z jednej strony kontrast między bielą wstążek a ciemnym tłem, z drugiej gładź skóry i gładź satyny. Taka delikatnie odziana nagość. Dystyngowana, może odrobinę wyniosła, ale z cała pewnością niedostępna.



Brak komentarzy: