7 marca 2006

Świat jest mniejszy niż się zdaje

Prawie nie wychodzę z łóżka i myli się ten, kto sądzi, że śpię. Daleki będzie od prawdy ten, kto uzna, że sexem dziś dzień cały się param. Nic z tego. Ot po prostu siedzę w łóżku z laptopem i telefonem i załatwiam sprawy różne. I mam w tym wielką przyjemność. W gorącej kąpieli w środku dnia, w tym, że mogę włóczyć się po domu półnaga, w tym, że nie spieszę się nigdzie. Nadrabiam zaległości w lekturze ulubionego forum, a nawet trochę czatuję. Właśnie tak, wpełzłam na czat.

Wpełzłam? Raczej wpadłam, jako ta śliwka w kompot. No, bo jakże mogłoby być inaczej. Szybki przegląd sytuacji po znanych pokojach wykazał brak znajomych. A nieznajomi? No cóż, tacy zawsze się znajdują. Ale nie bardzo mam ochotę być odpytywana z metryki. Miotając się tu i tam wylądowałam w pokoju swingersów. No, a skoro już tam byłam… Dokładnie tak, postanowiłam rozejrzeć się pod kątem tego drugiego. Choć tylko teoretycznie, ale skoro to nie boli i nic nie kosztuje to dlaczego nie. Poza pewną dawką oszołomów i walikoników trafiło mi się kilku rozsądnych rozmówców. Wniosek pierwszy: 99% tych, którzy szukają trzeciego wierzchołka (lub mówią, że szukają) szukają drugiej kobiety. Ten model znam i nie jestem zainteresowana. Dwóch młodych byczków też zostało odrzuconych, ale za to Trzeci_do_pary wydał się realny i doświadczony w temacie, a do tego inteligentny i dowcipny. Rozmowa była przemiła i całkiem konkretna, chętnie odpowiadał na pytania dotyczące MMK. Z mojej strony żadnych konkretów (w końcu to tylko rekonesans). Odpytałam go trochę o klimaty bdsmowe (tak na wszelki wypadek, żeby wiedzieć jak może reagować). Fanem nie jest, ale i nie uczynił znaku krzyża na samo wspomnienie. Osiągnęliśmy martwy punkt w rozmowie, bo tak się nam dobrze konwersowało, że wypadałoby się przedstawić i termin spotkania ustalić. A ja nic, cisza, po prostu mnie zacięło. Tu mój interlokutor wykazał się wyczuciem sytuacji i zobaczyłam na ekranie „nic na siłę, ale jakbyście się zdecydowali to zostawiam namiary”. Uśmiechnęłam się bo w końcy wybawił mnie z dość niezręcznej sytuacji. Czekałam chwilę spodziewając się adresu mailowego, a tu moim oczom ukazał się rządek cyfr.

Dziwnie znajomych.Czerwona lampka ostrzegawcza włączyła się natychmiast.Pożegnanie rozpraszało moją uwagę skupioną na identyfikacji wyświetlonego numeru. Nie potrzebowałam dużo czasu. Wniosek był prosty i szokujący. Numer był bardzo podobny do mojego. To… kumpel z biura !!! Siedzi cztery pokoje dalej !!! Szczęście w nieszczęściu, że weszłam na tyldzie… A swoją drogą, niezłe z niego ziółko…

Brak komentarzy: