31 marca 2006

Historia z wanną w tle

Co robi człowiek jak się dowiaduje (znienacka), impreza oznacza coś zupełnie innego niż , można byłoby się spodziewać? Upuszcza szczękę na podłogę i zaczyna ją powoli zbierać. No ale od początku. A na początku był swing (w każdym razie tak to nazwane było). Czyli pojedyncze strzępki informacji wplatane w rozmowy na zupełnie inny temat. Czas jakiś upłynął i strzępki stawały się bardziej widoczne, wtedy już wiedziałam, że lubi zabawić się w towarzystwie. Ale to ciągle była kategoria swingersowa, w każdym razie żyłam w takim przekonaniu, a on mnie nie wyprowadzał z błędu (nawet jeśli wiedział, że w nim tkwię). Potem były mniej lub bardziej konkretnie nazwane miejsca, ostatnio wersja dużego apartamentu w wielką wanną po środku. No cóż, młodość ma swoja prawa tak to wówczas skwitowałam w myślach. Ale wczoraj przekroczona została pewna granica i zobaczyłam kilka kadrów utrwalonych dla potomności. Hmm i tu właśnie przyszło mi zbierać szczękę z podłogi. Według mojej najlepszej wiedzy swing to sex grupowy a i owszem, wymiana partnerów na porządku dziennym, ale… no właśnie do wymiany to zdałoby się, że żeby tych partnerów było tak jakoś mniej więcej podobna liczba. A tu proszę państwa nic innego jak drużyna piłkarska (bez rezerwowych) przeciw jednej kobiecie. Czy to jeszcze jest swing? Na wikipedię się nie powołam ale jak dla mnie to taki układ zwykło się nazywać gang bang. No, ale nie nomenklatura mnie powaliła, tylko ilość. Po pierwsze dlatego, że panna wyglądała na zadowoloną więc znaczy lubi ostro grać. Po drugie dlatego, że cholernie podniecający był widok jej wypiętych pośladków, które aż ociekały spermą. Tak, tak to nie to, że trysnął na nią jeden z drugim, było tego towaru tak na oko małe wiaderko. Gdzieś z zakamarków podświadomości wypełzła moja fantazja związana z dużą ilością spermy, ale to może przy innej okazji (całkiem o niej zapomniałam!). I stałam tak z wypiekami na twarzy i śliniącą się psychiką i jedynie resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mi do ucha: ale jedenastu!?! To przegięcie! Może i przegięcie, ale wyglądało niesamowicie. I tak od razu pomyślałam sobie, że moje nieosiągalne MMK jest całkiem przyzwoitym marzeniem, żeby nie powiedzieć, że wręcz ‘po bożemu’ wygląda. Swoją drogą to ma kobieta kondycję! Szacuneczek!

Brak komentarzy: