13 czerwca 2015

Osiemdziesiąt dni żółtych


Autor: Vina Jakson




Pierwszy tekst klimatyczny od kilku lat, przeczytany w zasadzie od razu. Dlaczego? Dlatego, że sposób składania liter bliski jest mojemu sercu. Delikatna fabuła, nasycona dopracowanymi scenami i scenariuszami. Delikatna rozbieżność postrzegania zdarzeń wypowiadana ustami głównej bohaterki od tej, której autorem jest mężczyzna, ale bez dysonansu. Spójne historia, jedynie akcenty przyłożone w innych miejscach.


To, co sobie cenię w tekstach czyli dbałość o detale oraz wykorzystanie przedmiotów, pozornie, aseksualnych i nieerotycznych. Wplecione w osnowę historii tworzą ciekawy wzór. Motyw skrzypiec, które są, umierają i rodzą się na nowo. Zachwyt nad instrumentem, opis barwy drewna na równi z , wprawdzie niedługimi, ale jednak wcześniejszymi jego losami - nazwisko, certyfikat.

Z rozmysłem wybierana scenografia – plenerowa scena na wrzosowisku, mroczna krypta czy choćby gabinetowe biurko. I za każdym razem element kontrastowy. Zdjęte w czasie podróży przez wrzosowisko szpilki i dotyk bosej stopy, nagiej skóry. Metalowa plecionka krzesła zestawiona z rozedrganą kobiecością i wysączająca się z niej płynna męskością. Ciepła gładkość drewna biurka, na niej gorące ciało a nad nimi światło przywołujące na myśl stół operacyjny.

Wątek nowojorski jawi się jak mroczna strona – skreślony zupełnie bez zmysłowości, niemal technicznie, a w każdym razie sztampowo. Nie pasuje do delikatnego klimatu całości opowieści. Jest wtrąceniem stereotypowego opisywania dominacji i uległości, w którym to tej pierwszej przypisano rolę bohatera negatywnego. Nic, powtarzam nic, nie budzi sympatii do głównej postaci męskiej tego wątku, którego nie waham się nazwać odarciem uległości z cudownej aury, którą emanuje. Dominacji, która depcze buciorem wszystko wokół w sobie tylko wiadomym celu. Dominacji, która nie jest niczym więcej niż karmieniem własnego ego. Z tym większym szacunkiem chylę czoła przed triumfem uległości. 

Może odrobinę zbyt pobieżnie przedstawiona londyńska scena fetyszowa, dzięki temu jednak lekturę można polecić waniliowemu czytelnikowi jako pozycję wprowadzającą w klimat.

Kolejna część cyklu: Osiemdziesiąt dni niebieskich
 

Brak komentarzy: