Autor: Vina Jakson
Pierwszy tekst klimatyczny od kilku lat, przeczytany w
zasadzie od razu. Dlaczego? Dlatego, że sposób składania liter bliski jest
mojemu sercu. Delikatna fabuła, nasycona dopracowanymi scenami i scenariuszami.
Delikatna rozbieżność postrzegania zdarzeń wypowiadana ustami głównej bohaterki
od tej, której autorem jest mężczyzna, ale bez dysonansu. Spójne historia,
jedynie akcenty przyłożone w innych miejscach.
To, co sobie cenię w tekstach czyli dbałość o detale oraz
wykorzystanie przedmiotów, pozornie, aseksualnych i nieerotycznych. Wplecione w
osnowę historii tworzą ciekawy wzór. Motyw skrzypiec, które są, umierają i
rodzą się na nowo. Zachwyt nad instrumentem, opis barwy drewna na równi z ,
wprawdzie niedługimi, ale jednak wcześniejszymi jego losami - nazwisko,
certyfikat.
Z rozmysłem wybierana scenografia – plenerowa scena na
wrzosowisku, mroczna krypta czy choćby gabinetowe biurko. I za każdym razem
element kontrastowy. Zdjęte w czasie podróży przez wrzosowisko szpilki i dotyk
bosej stopy, nagiej skóry. Metalowa plecionka krzesła zestawiona z rozedrganą
kobiecością i wysączająca się z niej płynna męskością. Ciepła gładkość drewna
biurka, na niej gorące ciało a nad nimi światło przywołujące na myśl stół
operacyjny.
Wątek nowojorski jawi się jak mroczna strona – skreślony zupełnie
bez zmysłowości, niemal technicznie, a w każdym razie sztampowo. Nie pasuje do delikatnego
klimatu całości opowieści. Jest wtrąceniem stereotypowego opisywania dominacji
i uległości, w którym to tej pierwszej przypisano rolę bohatera negatywnego. Nic,
powtarzam nic, nie budzi sympatii do głównej postaci męskiej tego wątku,
którego nie waham się nazwać odarciem uległości z cudownej aury, którą emanuje.
Dominacji, która depcze buciorem wszystko wokół w sobie tylko wiadomym celu.
Dominacji, która nie jest niczym więcej niż karmieniem własnego ego. Z tym
większym szacunkiem chylę czoła przed triumfem uległości.
Może odrobinę zbyt pobieżnie przedstawiona londyńska scena
fetyszowa, dzięki temu jednak lekturę można polecić waniliowemu czytelnikowi
jako pozycję wprowadzającą w klimat.
Kolejna część cyklu: Osiemdziesiąt dni niebieskich
Kolejna część cyklu: Osiemdziesiąt dni niebieskich
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz