23 września 2008

52

Listopadowy wschód słońca. Ciekawe jaki będzie.

22 września 2008

Architektonika romansu - Tomasz Szlendak

Wielce intrygująca pozycja, głównie ze względu na podejście do tematu. Zachowania ludzkie, a przynajmniej za takie uchodzące, rozebrane na czynniki pierwsze i porównane do… zachowań przedstawicieli świata zwierząt. Analogie i antagonizmy. Zaskakujące jak dużo jest tych pierwszych i jak niewiele tych ostatnich. Spojrzenie zoologa, który zamiast mężczyzny i kobiety widzi po prostu samca i samice określonego gatunku. Trochę szokujące zestawienia miejscami, ale jakże obnażające ludzką próżność. Jakże często zachowania, które uważamy za ludzkie mają swoje odpowiedniki wśród zwierząt. I to nie tylko wśród najbliższych krewnych, ale wśród form niższego rzędu.

Obszary porównań są bardzo szerokie od zachowań fizjologicznych, przez instynktowne aż po społeczne. Ciekawie stawiane tezy i zaskakujące ich udowadnianie. Można powiedzieć, że książka opisuje życie seksualne i społeczne człowieka na przykładach innych gatunków. Kiedy się czyta nie sposób odgonić myśli, że jako gatunek wcale nie jesteśmy aż tak wyjątkowi jak się nam wydaje. A wiele zachowań, jak choćby tendencja do poligamii może mieć bardzo, bardzo proste wytłumaczenie. Może zamiast wizyt u psychoanalityków należałoby ludziom przepisywać wizyty w ogrodach zoologicznych? Terapia szokowa? Możliwe, ale w końcu ktoś dosadnie powiedział, że król jest nagi i zmniejszył nieco piedestał wyjątkowości gatunkowej.

Książkę polecam pasjonatom fizjologiczno-socjologicznego spojrzenia na człowieka z dystansem do siebie. Szkiełko i oko bywają tu czasami bezlitośnie bolesne. Wciągający sposób narracji, ciekawy układ ‘akcji’ pozwalający prześledzić zmiany ewolucyjne. Nie ma tu głaskania po przysłowiowej głowie żadnej z płci. Uważny czytelnik znajdzie tu zarówno argumenty, które można byłoby włożyć w usta wojującej feministki jak i zdeklarowanego szowinisty. Zaskakująca mieszanka, choć przyznam, że może trochę za długa, raczej nie przypuszczam, żeby ktoś przeczytał całość za jednym zamachem. To, co zdecydowanie należy zapisać na plus to taka kompozycja rozdziałów, która pozwala sięgać po książkę po kawałku, w dowolnych okresach czasu. Rozdziały stanowią spójne, zamknięte obszary, a sama książka ma kompozycję karty dań. Można szybką przystawkę wybrać lub obiad z sześciu dań z deserem. I każdy będzie ukontentowany wyborem , a to nieczęste.


20 września 2008

Gabriel García Márquez

"Nikt nie jest wart Twoich łez, a ten kto jest nigdy Cię do nich nie doprowadzi".

Sentencja warta zastanawienia.

18 września 2008

Federic Fontenoy - voyerysta z wyobraźnią

Staję wybredna lub po prostu za dużo widziałam, żeby zachwycić się byle gołym tyłkiem. Ale od czasu do czasu spostrzegam coś, co mnie elektryzuje. Dosłownie i w przenośni stawia mnie na baczność i nakazuje otworzyć dusze, żeby mogła z zachwytem wyszeptać swoje ochy i achy. Tak było i tym razem.

Śmiałe i dekadenckie aranżacje, trącące nutką zepsucia i wonią zakazanego owocu. Przeszłość mieszająca się przyszłością, wspomnienie z marzeniem, odbicie z realnością. Dopracowane detale scenografii, obrazoburcze konstelacje ciał, wyzywające pozy emanujące grzesznym podglądactwem i tajemnicą. Sam autor nazywa te scenki burdelem wyobraźni i gabinetem dziwów. Coś w tym jest. Postać mężczyzny, który na wielu fotografiach jest jak cień, który przypadkowo zaplątał się w kadrze – cień przyłapany na podglądaniu czy próbie dotknięcia. Pokój. Ten pokój musi znajdować się gdzieś na strychu, stanowić domowo tabu – Miejsce, Którego Nie Ma. Ważnym elementem są lustra, obrazy lustrzane pokazują coś z poza kadru. Może przeszłość, która zamieszkała pod powłoką rtęciowe srebra, może niespełnione fantazje, a może po prostu świat równoległy.

Zapraszam na spacer po odnalezionym tajemniczym zamkniętym pokoju, podróż w czasie i przestrzeni, aż do ogrodu podświadomości. To przystawki, na danie główne zaprasza sam mistrz - Federic Fontenoy.


























16 września 2008

Z odzysku

Strząsnąć z siebie staram się ćmy paskudnych myśli, które traktują mnie jak świecę. Gromadzą się na orbicie mózgu i eksplodują jedna po drugiej z głośnym sykiem. Ale to w żaden sposób nie odstrasza kolejnych. Oczyścić umysł – to najważniejsze z pragnień. Osuszyć z kropli gromadzących się w jego wnętrzu i wywindować cień uśmiechu w kąciki ust. Nie jest to niestety objaw nadchodzącej jesieni, ale raczej przesilenia życiowego. Porządkowanie spraw narosłych przez lata.

Ostrokół zbudować wokół siebie chcę. Solidny, wysoki, niezłomny. Przywdziać maskę obojętnej niby-normalności oraz płaszczyk z membraną topomniespływa. I robić swoje. Ale to trudne, kiedy ma się serce na dłoni a takt i dyplomację w zupełnie innym miejscu niż większość ludzi. Po prostu trudne.

Parafrazując piosenkę - Tam, gdzieś na dnie został mój świat. To jedno się nie zmienia we mnie, wieczny niedosyt, pragnienie bycia tam. Po prostu w miejscu, które mogę nazwać Edenem. W czasie poza czasem. Tam upływ czasu mierzy się zupełnie inną miarką. I ważność spraw.

10 września 2008

Wiadomość z Nieświatu

"nardilwen, amin meluva lle an meth en arch".

Słowa to za mało, żeby odpowiedzieć.

9 września 2008

Mikstura

Lupuli strobulus, melissae folium, hyperici herba i valerianae radix. Kto by pomyślał, że pozwolę im zawładnąć sobą. Później już wszystko wydaje się być spokojniejsze, dalsze, mniej ostre, mniej ważne. I tylko trzeba pamiętać żeby przestać – inaczej nici z zasiadania za kierownicą.

8 września 2008

Pacyfikacja

Tak łatwo jest przekreślić wszystko i odejść. Tak trudno spojrzeć bestii w oczy poprosić o pomoc. Kolejny kawałek mnie odpłynął do Krainy Wiecznych Łowów. Dumna, niezależna, samodzielna. Czy jeszcze to jest prawdziwe? Nie wiem. Niestety.