16 września 2008

Z odzysku

Strząsnąć z siebie staram się ćmy paskudnych myśli, które traktują mnie jak świecę. Gromadzą się na orbicie mózgu i eksplodują jedna po drugiej z głośnym sykiem. Ale to w żaden sposób nie odstrasza kolejnych. Oczyścić umysł – to najważniejsze z pragnień. Osuszyć z kropli gromadzących się w jego wnętrzu i wywindować cień uśmiechu w kąciki ust. Nie jest to niestety objaw nadchodzącej jesieni, ale raczej przesilenia życiowego. Porządkowanie spraw narosłych przez lata.

Ostrokół zbudować wokół siebie chcę. Solidny, wysoki, niezłomny. Przywdziać maskę obojętnej niby-normalności oraz płaszczyk z membraną topomniespływa. I robić swoje. Ale to trudne, kiedy ma się serce na dłoni a takt i dyplomację w zupełnie innym miejscu niż większość ludzi. Po prostu trudne.

Parafrazując piosenkę - Tam, gdzieś na dnie został mój świat. To jedno się nie zmienia we mnie, wieczny niedosyt, pragnienie bycia tam. Po prostu w miejscu, które mogę nazwać Edenem. W czasie poza czasem. Tam upływ czasu mierzy się zupełnie inną miarką. I ważność spraw.

Brak komentarzy: