31 grudnia 2007

Paranoja technologiczna

Oszaleć można z tym "nowym, lepszym" panelem administracyjnym. No, bo jak nazwać sytuację, kiedy połowa napisanego tekstu z bliżej nieokreślonej przyczyny nie raczy się wyświetlić?? Kombinacje alpejskie ze zmianą korou czcionki aż się nóż w kieszeni otwiera. Zaglądam na stronę główną, a tam jakaś nibydebata na tematy od czapy! I to w imię tego, pseudopostępu? Nie dość, że spaprali portal robiąc go bezpłatnym to jeszcze zamienili sprawnie działające, proste mechanizmy na wydumane nie-wiadomo-co, które na dodatek nie działa jak powinno. Wpisanie urla jak pan bóg przykazał nie jest strwne dla tego nowego powalonego panelu, konieczne jest użycie ikonki, która działa jakby chciała i nie mogła. W sumie to przeniesienie się na inną platformę ma w tej chwili coraz więcej sensu. W końcu czy uczyć się nowych klocków tu czy gdzieś indziej jeden czort. Gdybym tylko miała pewnośc, że przeprowadzka nie wywali w kosmos całego archiwum zrobiłabym to bez wahania. Wkurzyli mnie ci tutaj na maxa.

30 grudnia 2007

Wladimir Fernandes Junior

Jedne z najpiękniejszych aktów, jakie kiedykolwiek widziałam. Z mistrzowskim wyczuciem nakreślona granica między ciałem na pierwszym planie i rozmytą, drugoplanową, ulotną duszą. Aksamitna gładkość skóry niezmącona nawet jednym drżeniem od chłodnego oddechu wiatru. Emanująca ciepłem doskonałość kryjąca się przed łzami chmur pod delikatną powłoką parasola. Przemykając między nimi, uciekająca. Odziane w idealnie czarne pantofelki stopy wystukujące bicie serca na kocich łbach. Zachłanne sięganie murów – jakby te mogły stanowić osłonę, azyl. Skulone ciało – miękkie i soczyste w kontraście z chłodnym i śliskim brukiem i chropowato niedostępną ścianą obcego budynku. Niechciane. Niezauważone. Aż proszące się, żeby wziąć je w ciepłe dłonie, otulić oddechem, zaróżowić wargami. Przepiękna, poetycka słodycz. Parafrazując strofę z Fortepianu Szopena Norwida - Ideał, Który Sięgnął Bruku… Sięgnął i oparł się nieczułemu, zimnemu kamieniowi.
A wszystko to za sprawą Brazylijczyka o rosyjskim imieniu - Wladimir Fernandes Junior




29 grudnia 2007

Około-po-świąteczno-rodzinno-popularnonaukowo

Zawsze wydawało mi się, że potrafię tego uniknąć, ale niestety byłam w błędzie. Przychodzi taki dzień, że człowiek zostaje obdarowany najbardziej popapranym prezentem w życiu i słowo prezent traci swoje pozytywne konotacje. Przestaje być miłą niespodzianką albo też z dawna oczekiwanym drobiazgiem. Staje się czarną rozpaczą w najgorszym z możliwych wydań. Tym bardziej, że ten, kto go ofiarowuje robi to ze świętym przekonaniem dobrze spełnionego obowiązku. Do jasnej cholery lepiej odpuścić sobie niż dawać coś, co nie wywoła jednej pozytywnej myśli. Szlag. Błee. Przy okazji kina familijnego spotkałam się dziś z pytaniami z zakresu rozmnażania homo sapiens. A to spora sztuka odpowiedzieć w jednym zdaniu siedmiolatce co to jądra, pochwa, obrzezanie i dlaczego kobieta która rodzi mówi, że to boli. Ja mogę bez problemu i to nawet dość dokładnie, ale nie w jednym zdaniu! Jak dla mnie temat wymaga poświęcenia mu nieco więcej uwagi. Nie mniej jednak chyba się udało. Co prawda wyjaśnienie istoty obrzezania zaskutkowało pytaniem czy dziewczynkom też się to robi. No i tu się zawahałam, bo w pierwszym odruchu odpowiedziałam, że nie, ale po chwili zastanowienia pomyślałam o klitoridektomii. A tu trzeba byłoby o uwarunkowaniach kulturowych i geograficznych - sorry, nie da się w jednym zdaniu. Więc póki co wersja skrócona.

Świat się zmienia. Ja w jej wieku nie słyszałam nawet słowa obrzezanie, nie mówiąć o tym, że do dziś nie widziałam na żywo (znaczy efektu, zresztą procesu też nie, ale to mnie mniej interesuje). Przetworzenie fizjologii i anatomii płciowej na wersję dla siedmiolatków to spore wyzwanie. Tym bardziej, jak się ma w pamięci, że wyjaśnienie pięciolatce terminu cesarskie cięcie zaskutkowało zabawą w inscenizację w/w kilka dni później, w przedszkolu. Wolałabym nie wylądować u dyrektora na dywaniku za analogiczne przedstawienia szkolne na temat klitoridektomi. Powiedzenie ‘obyś cudze dzieci uczył’ to nic w porównaniu z uczeniem własnej pociechy. Trzeba się pięć razy nad każdym słowem zastanowić.

25 grudnia 2007

Wspomnienie twoich rąk

Kiedy wspomnę pieszczotę twych rąk
nie jestem już dziewczyną
która spokojnie czesze włosy
ustawia gliniane garnki
na sosnowej półce
Bezradna czuję
jak płomienie twoich palców
zapalają szyję ramiona
Staję tak czasem
w środku dnia
na białej ulicy
i zakrywam ręką usta
Nie mogę przecież krzyczeć

Małgorzata Hillar

Są takie wspomnienia, które chciałabym na wieczność zatrzymać w zakamarkach pamięci. Są takie dotyki, które równie mocno chciałabym wyrwać z korzeniami z miejsc, w których tkwią. Te same dłonie potrafią wykreować tak różne doznania…
Czy gdybym pozbyła się niechcianych przebłysków czasów minionych byłabym szczęśliwsza? A co, gdybym wraz z nimi utraciła te, których tchnienie po prostu mieć muszę? Nie warto. Tylko dlaczego tak trudno jest zapomnieć…
Staje czasami wśród ludzi mijających mnie i zasłaniam usta. To takie ludzkie. A może bez tego, co boli byłabym mniej ludzka?
Niech wspomnienia tych wszystkich dotyków, które rozpalały żądze zasłonią te mniej pożądane. Właśnie tak – do pierwszego szeregu poproszę Palce, Dłonie i Usta, które potrafią przenosić góry, zatrzymać czas i tworzyć magię. Gdziekolwiek się znajdą. Karuzela wspomnień niech wiruje.

22 grudnia 2007

Pobożne...

Od Mikołaja, bynajmniej nie świętego, poproszę duże pudło wolnego czasu i kochankę pod choinkę. No dobra, niech będzie jeszcze rózga do pełni szczęścia.
Perspektywa końca roku trochę mnie zniechęca do życia, chciałabym włączyć pauzę, albo przelecieć ten kawałek na zwolnionych obrotach. Zanim się otrząsnę z nawału pracy miną i święta, i sylwester, i moje urodziny. Tak, tak, złapię pierwszy oddech gdzieś koło walentynek dopiero.

21 grudnia 2007

Christmas party

Fraza, która za czasów korporacji nabrała odcienia obowiązku, a za czasów fabryki obowiązku do kwadratu (tyle, że w fatalnym kiczowato-wieśniackim wyglądzie). Wczoraj przywrócony został jej pierwotny charakter. Oczyszczona ze sztuczności, blichtru przerośniętego ego organizatorów, pompatyczności i łaski zarządzających została tym, czy była pewnie kiedyś w pierwotnym zamyśle. Z pracowniczej/ firmowej wigilii czy anglezowanego christmas party zostało to, co najlepsze – party. Zamiast sztywnej i nadętej ‘zasiadanej’ kolacji z przemowami, pseudokonkursów organizowanych przez wyspecjalizowanych ‘wodziryjów’ trzy razy W – Wolny parkiet – Wolny mikrofon – Wolny bar. Ludzie potrafią się bawić, oj potrafią – wystarcz im nie przeszkadzać.

No, nie powiem była część oficjalna, ale tak przyjaznej oficjalności życzyłabym sobie zawsze. Było wręczanie nagród (taka branża – wciąż jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam), ale były też słowa uznania, wywołanie z ‘imia i nazwiska’, cmok w mankiet i róża dla tych, o których się zazwyczaj nie myśli czy tak zwanych służbach pomocniczych kosztotwórczych – księgowe, sekretarki, recepcjonistki. Dziewczyny wzruszone do niemożliwości, Prezio urośnięty też do niemożliwości. Grunt, że było miło.

A potem już tylko pogaduchy, drinusie, tańce i śpiewance. Serio doskonała impreza. Lokal – palce lizać (nie wiem tylko dlaczego w toalecie były ostrzeżenia proszę się nie wychylać wiszące na atrapach okien, no ale co kraj to obyczaj). Ubawiłam się serdecznie. A gremialnie chóralne wykonanie „Baranka” w charakterze karaokowych szranków przejdzie chyba do historii. Tak czy owak zachrypnięta jestem, a i owszem. Do biura dotarłam około 10 a i tak byłam jedną z pierwszych. Delikatny ‘afterek’ przy kuchennym stole, na którym królowały wynalazki uzupełniające elektrolity trwał prawie do dwunastej. Ale w miłym towarzystwie to i kac nie straszny. Czego i innym życzę.

15 grudnia 2007

Pędzel miłości

"Pędzel miłości. Penis – życie i twórczość" autorstwa Bo Coolsaet’a

Jeden z nielicznych przypadków, kiedy o sprawach ogólnie nazywanych „tymi sprawami” autor opowiada nie tylko w sposób przyswajalny dla zwykłego człowieka, ale wręcz bardzo zajmująco. Ciekawa jest już formuła książki – nie monolog przeładowany terminologią medyczna, nie felietony, ale korespondencja faksowo-listowa oraz zapisy rozmów. Tak, właśnie dialog między dwoma mężczyznami, z których jeden jest klasycznym posiadaczem i użytkownikiem penisa, a drugi dodatkowo uznanym urologiem. Forma pytań zadawanych przez użytkownika, jego drążenie tematu sprawia, że temat wciąga zarówno udzielającego odpowiedzi, jak i czytelnika.

Kopalnia wiedzy na temat anatomii. Nigdy nie przypuszczałam, że do erekcji ‘przykłada palce’ aż tyle mięśni. Bo to i dźwigacz jądra, i mięsień opuszkowo-jamisty, i kulszowo-jamisty, i opuszkowo-gąbczasty. Przede wszystkim jednak informacja na temat ćwiczeń mięśni przepony miednicy (taki odpowiednik kobiecego Kegla). Krótko mówiąc jak wykorzystać korki na ulicach do efektywniejszego korzystania z własnego sprzętu , a docelowo zwiększenia zadowolenia z seksu zarówno penisoposiadacza jak i jego partnerki czy partnera. Opowieści o fascynującej (moim zdaniem) fizjologii wytrysku – odruchy warunkowe i bezwarunkowe zadające kłam teoriom powstrzymywania wytrysku siła woli (zwłaszcza metodą myślenia o czymś innym i aseksualnym). Co można, to można, ale na odruchy bezwarunkowe nie ma mocnych – czysta żywa fizjologia. Garść informacji na temat tego komu i do czego prostata potrzebna. I wiele innych ciekawostek.

Formuła książki pozwala połknąć ją niemal za jednym zamachem ze względu na swoją lekkostrawność. Interesująca z punktu widzenia kobiety, ale facet znający swojego penisa ‘od małego’ znajdzie tu informację, które go zaskoczą.



14 grudnia 2007

Prezentem w blog

No i zaczyna się nauka na nowo, bo się adminom usprawnień zachciało. Niby wiem, że postęp i te rzeczy, ale jeśli chodzi o techniczną stronę pisacielstwa to wolę wiedzieć co się gdzie znajduje i jak działa. A tak będę zmuszona parę razy kliknąć tu i ówdzie zanim się rozeznam w nowej wirtualnej rzeczywistości. Mam tylko cichą nadzieję, że w tym przypadku lepsze nie będzie wrogiem dobrego. Nie ma co narzekać – zakasać rękawy i do zapoznania się z nową materią odmaszerować. Na razie widze, zednia czcionak nie jest możliwa do używania niestety, a jednicześnie w ramach udogodnień za każdą notką konieczne jest ustawianie czcionki. No dla mnie bomba - przepadam za uszczęsliwianiem na siłę. Zamiast takich pierdół dołożyliby edytor wyłapujący brakujące ogonki w ęćkach i ąćkach. Wrrrr.

6 grudnia 2007

Dzięcioł raz!

Co zrobić kiedy w wieczór przed imprezą człowiek staje przed wyzwaniem jak zrobić strój dzięcioła w dwie godziny i to z niczego? Recepta jest prosta. Wystarczy wyciągnąć wszelkie ścinki lacki w kolorach czarnym i czerwonym oraz innych gumowanych tkanin i pokombinować. Przy pomocy maszyny do szycia, gumy, zszywacza i białej bluzki z kapturem wyjdzie dzięcioł jak się patrzy. Całe szczęście, że nie spadł na mnie dziób bo tego się raczej z fetyszowych materii popełnić nie da (miałam koncept, żeby wykorzystać coś z różowego winylu, ale jakoś tak za bardzo przypominało to inną część ciała, w dodatku taką, której dzięcioły raczej nie posiadają w tym rozmiarze). Ciekawam bardzo jak się ptaszysko udało i jak na scenie wyglądać będzie.

============

utaszz 2007-12-11 22:43:36 83.16.76.2 unknown
Jezusicku, fetyszowy blyszczacy dzieciol! Marzenie kazdego fotografa przyrody. Pozdro.