28 grudnia 2005

Dla przyjaciół - su

Gorące strugi wody spłukują płot z ciała, wytrawna purpura roznoszona krwioobiegiem pulsuje miarowo a uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Wyszalałam się trochę na parkiecie, partnera od tańca pozostawiłam z wyczuwalną erekcją i brakiem odpowiedzi na pytanie o numer pokoju. Cała ja.Owinięta ręcznikiem wchodzę do pokoju, z nostalgią spoglądam na duże łóżko zasłane białą, pachnącą i wykrochmaloną pościelą. I wszystko na zmarnowanie. Szkoda, że nie zabrałam ze sobą nawet żadnej zabawki. Rzucony ręcznik osuwa się na podłogę a ja zagłębiam się w chłodnej pościeli. Różowe ślady na śnieżnobiałym ręczniku sugerują, że zachęcona szaleńczym tańcem matka natura zapowiada swoją wizytę chwilę wcześniej niż się tego spodziewałam. Na szczęście nie mam nocnych planów na dziś, a w każdym razie nic mi o nich nie wiadomo. Przez półprzymknięte powieki widzę pulsujący wyświetlacz telefonu. Sięgam i odczytuję wiadomość. To tylko jedno słowo.

- „Lufkę?”Chwila zastanowienia od kogo ta wiadomość, waham się czy nacisnąć przycisk ‘dalej’ bo boję się, że zobaczę coś, czego widzieć nie powinnam, nie powiem, że nie chcę, ale nie powinnam... Ale nie potrafię dłużej trzymać w niepewności samej siebie. Moje podejrzenie okazuje się słuszne. To nie mój partner do tańca, to Ktoś-Zupełnie-Inny, z kim przez cały wieczór zamieniła ledwie kilka zdań. I co teraz? Teraz, kiedy już wiem, muszę coś zrobić. Mam wybór: mogę udać, że śpię i zignorować albo odpowiedzieć - licząc się ze wszelkimi konsekwencjami tej odpowiedzi. „Lufka. Lufka” powtarzam w myśli. To brzmi jak… jak… otwarcie licytacji bridżowej. Niech pomyślę co znaczyć może lufka, hmm oferta, ale jaka? To nie jawna propozycja, to raczej badanie rynku z obietnicą w tle. Długi kolor i mało punktów czyli nic innego jak trzy piki! Bawię się telefonem przesuwając go między palcami i niemal bezwiednie zaczynam wystukiwać odpowiedź. Chyba jednak muszę wiedzieć coś więcej, znać zamiary. Jest tylko jedna możliwość - zapytać.
- „Może… ale ja już jestem w pościeli…” oto moje cztery bez atu.Kości zostały rzucone. Aż boję się tego, co przybędzie z kolejnym rozbłyskiem telefonu.
- „Przynieść?” – ewidentne pięć karo. As jest jeden ale wygląda na to, że solidny.
- „Tak, 104” – sześć pików to moje ostatnie słowo.
Myśl! Myśl kobieto! To, że przyniesie wódeczkę o niczym jeszcze nie świadczy. To tylko tyle, że mam ochotę na kieliszeczek w Jego towarzystwie. Powtarzam sobie chcąc zagłuszyć wycie sumienia. Jeśli tak, to przecież nie będę Go przyjmować nago. W pościeli nie oznacza przecież nago, prawda? Szybki ruch ręką do szafy i momentalnie oblekam się w neutralnie szary t-shirt i majtki. Tak, majtki muszą być!

Poprzedzone pukaniem zaproszenie do środka to pass, zatem spróbujmy ugrać tego szlemika. Spróbujmy. Kiedy wchodzi dzierżąc w dłoni dwa napełnione kieliszki nie podnoszę się z łóżka. Siada nieopodal i podaje mi szkło. Pierwszy raz w życiu będę pić czystą wódkę z kieliszka. Wzdrygam się na samą myśl, ale czasami trzeba zrobić coś wbrew sobie. Rozmowa zanosi się na dłuższą, On postanawia podzielić się kluczem ze współlokatorem. Na odchodne odwraca się i z szelmowskim uśmiechem rzuca mi w twarz
- Idę, możesz się związać.
- Związać? Niestety nie mogę, nie mam ze sobą linki – odpowiadam równie szelmowsko, choć zgodnie z prawdą.
- Nie każ mi schodzić do samochodu po dwadzieścia metrów liny alpinistycznej – kontynuuje.
- Alpinistycznej? Przecież Ty się nie wspinasz?
- Ale lubię się tak pieprzyć – mówi z ognikami w oczach i znika za drzwiami.
Lina. Sznurek. Wiązanie. Twój ruch kobieto! Odpalam laptopa i otwieram plik z aktami, mam tam kilka, tych najbardziej ulubionych, zdjęć shibari. To powinno wystarczyć na wist. Uwielbiam te gierki, to dochodzenie do sedna opłotkami, grę pozorów, niedopowiedzenia. Mniam.

Kolejne dwa kieliszki dostały zakwaterowanie w moim pokoju. Sadowimy się wygodnie i pokazuję zdjęcia, rozmawiamy. On półleżący, wsparty na łokciu, ja siedząca po turecku. W zasięgu własnych oddechów. Nachylam się nad monitorem, nie zamierzenie muskam wargami Jego włosy. Nie zamierzenie? Hmm chyba tak. Lecz, po chwili, całkiem już świadomie wysuwam język żeby je polizać. Przewraca się na wznak, leży z głową tuż obok mojego uda. Dotykam palcami Jego twarzy, muskam opuszkami patrząc jak mruży oczy. Płynnym ruchem zamieniam dotyk palców na dotyk wierzchu dłoni. Porusza się ze mną, podąża wargami za ruchem mojej ręki. I nagle wypowiada słowa, które zaczynają określać relacje między nami.

- Chcę ugryźć – szept wydobywa się z ledwo rozchylonych ust.
- Chcę ugryźć – powtarza.
Nie namyślając się przykładam dłoń bokiem do warg, które ustępują. Czuję przesuwające się po skórze zęby. Milimetr po milimetrze zagłębiam dłoń w oczekiwaniu na to, co nieuniknione. Przekraczamy Rubikon po raz pierwszy. Jakby z niedowierzaniem zaciska zęby na dłoni, której nie zabieram. Pochylona nad Jego twarzą szukam tego co, zobaczę w oczach, ale te spowite są powiekami. Nieprzeniknione. Ucisk przedłuża się ale nie przybiera na sile, oczekiwanie. Kiedy zwalnia uścisk chcę zabrać dłoń, ale to było tylko poprawienie uchwytu. Zęby z większą już siłą zagłębiają się w ciało. Czuję rosnące podniecenie, każdy impuls informujący o bólu przynosi kroplę rozkoszy. Zbliżam twarz, chłonąc gorąc przyspieszonego oddechu pachnącego niepewnością. Dotykam czubkiem języka nabrzmiałych warg, które zachęcająco rozchylają się. Wsuwam język w usta pozwalając zębom powtórzyć wszystko to, że czułam na dłoni. Zmysły kipiącym sykiem wypływają ze mnie, spływają po uwięzionym języku. Przekraczamy Rubikon po raz drugi. Uwielbiam ten ból, trwam bez ruchu zapadając się w przyjemność czekam na rozwój sytuacji.

- Masz zajebisty język – w Jego ustach brzmi to jak najpiękniejszy z komplementów. ‘Tak! mów do mnie tak! Dziś potrzebuję mocnych słów…” wypowiadam w myślach zaklęcie.
Chcę to powtórzyć, znowu sięgam językiem Jego warg, ale gwałtownym ruchem zabiera usta odwracając twarz.
- Nie musimy tego robić.W Jego ustach brzmi to wręcz nieprawdopodobnie. Kogoś, kto chcę i umie ugryźć nie zadowoli zwykły pocałunek. Wiem to. On wie to także. Ale powtarza:-
Nie musimy tego robić – zawiesza głos.
– Nie za cenę przyjaźni – mówi ze spokojem i obawiam się, że mówi szczerze.
- Więc zróbmy to po przyjacielsku. Ja chcę... - tymi słowami przekroczyłam Rubikon po raz trzeci. Sama. Teraz On jest jedynym panem sytuacji.
Wstaje niespiesznie, a oczekiwanie podchodzi mi do gardła, oczekiwanie na wyrok. Rozkosz lub wzgarda. Wstrzymuję oddech i zamykam oczy. Moja aktywność skończyła się, pozostało tylko oczekiwanie…

* * *

Odwraca się, gasi lampkę na łóżkiem i zaczyna rozpinać guziki koszuli. Tym razem to On robi krok przez Rubikon. Patrzę na rozstępującą się biel koszuli i jedyne o czym mogę myśleć to maleńkie cacka przy mankietach – spinki. Jeden z moich fetyszy. Moja wyobraźnia już podsuwa mi obraz na którym dotykam ich wargami pieszcząc każdy milimetr. Kiedy pokonując nieprzyjemny metaliczny posmak trzymam je w zębach czekając aż pozwoli mi je upuścić na wyciągniętą dłoń. Kiedy wreszcie trzymana męską dłonią spinka odciska swój znak na nagiej piersi. Jak kiedyś odciskano szkarłatną literę hańby na piersi ulicznicy. Staję się własnością tego, który odciska swoje piętno, własnością na tak długo, aż znak nie zblednie. Taka moja wersja bajki o końcu balu wraz z wybiciem północy. Ale to tylko wyobraźnia. Koszula znika o On składa swoje ciało w pościeli. Drżąca z podniecenia wyczekuję polecenia. Słów, które potwierdzą to, co się dzieje. Potrzebuję tych słów jak powietrza, potrzebuję ich żeby…
- Język!
Wsuwając język w Jego usta niemal czułam jeszcze drżenie strun głosowych, które zabrzmiały tym właśnie słowem. Zatracam się w tym ugryzieniu, które nie przekracza granicy rozkosznego bólu tylko balansuje na jego krawędzi. Uwolniona podnoszę głowę i wówczas ofiarowuje mi najpiękniejszą z pieszczot – dotyk wnętrza dłoni na policzku. Uderzenie choć jest symboliczne, ostatecznie potwierdzające status dzisiejszej nocy. Nie potrzeba mi niczego więcej.
- Hanka? – zawiesił głos, w którym pobrzmiewało wahanie.
- Hanka? – powtórzyłam pytanie.
- Tu nie ma żadnej Hanki. Jest suka, po prostu suka, dla przyjaciół su – wyrecytowałam bez zastanowienia.
Właśnie zostało poczęte moje kolejne wcielenie przemknęło mi przez głowę. Nawet nie wiem do czego jest zdolne, wiem jednak, że chce się narodzić, chce istnieć.

- Rozwiąż mi buty – ciche polecenie wyrwało mnie z rozmyślań nad własną schizofrenią.Ale ona – su – zareagowała jak należy. Zsunęła się z pościeli na podłogę i dotknęła palcami sznurówek. Ona czy ja? Szekspirowski dylemat w suczym wykonaniu, ale nie czas teraz na dysputę filozoficzną. Pociągam końcówki sznurówek jakbym chciała je rozerwać. „Powoli, powoli…” uspakajam swoje ruchy nakazem w myślach. Wsuwam palce pomiędzy dziurkowaną krawędź a język buta. Skóra miękka i ciepła, poddaje się niecierpliwym palcom. Rozluźnione sznurówki przestają być przeszkodą stają się już tylko pomostem między rosnącym podnieceniem i nagą skórą palców. Buty – jeden z tych elementów, który mógł , ale nie zagrał w tej scenie. Jeszcze głaszczę je opuszkami, jeszcze chcę je zatrzymać, ale przecież nie ja jestem autorem scenariusza. Zsuwam buty jeden po drugim nie podnosząc oczu wyżej niż to jest konieczne. Nie zrobię nic, co mogłoby spłoszyć tę chwilę.

- Teraz skarpetki – głos, nie mocniejszy od szeptu, dobiega do mnie z odległej, drugiej strony łóżka. Bezgłośnie spełniam polecenie. Nie potwierdzam, nie dyskutuję, czekam. Chciałabym rozerwać na strzępy te skrawki materii dzielące mnie od dotyku ciała. Wsuwam palce za gumki ale świadomie zwlekam ze zdjęciem skarpetek. Delektuję się dotykiem ciała, tym bardziej, że przecież możemy tak pozostać. On tam w miękkości pościeli, ja tu na twardej podłodze. To przecież Jego słowo wyszeptane stanie się rozkazem, który wykonam. Nie można zwlekać zbyt długo, wiem przecież jak winnam się zachować. Skarpetki odchodzą do przeszłości.

- Spodnie – słyszę wśród własnego przyspieszonego oddechu.
„Tak! Tak!” krzyczę w duchu. Podnoszę się z podłogi, ślepymi palcami odnajduję sprzączkę paska, rozporek i czuję uniesione nieznacznie biodra. Nie trzeba mi tego powtarzać. Zsuwam spodnie starając się sięgnąć wierzchem dłoni nagiej skóry. Jednocześnie w głowie kołacze się pobożne życzenie - niech to będą bokserki, choć dotyk materiału sugeruje, że tak właśnie będzie - jeszcze nie daję wiary. Delikatny materiał szortów przekazuje najpiękniejszą z wieści dzisiejszej nocy – tajemnicę pożądania. Nie śmiem nawet dotknąć miejsca, które ją skrywa. Za bardzo lubię tę chwilę, kiedy polecenie wypływa z głębi ciała i osiada na mnie jak mgła. Czekam. Gotowa spełnić je natychmiast. Czekam. Ale dostaje jedynie ciszę.
- Twoja koszulka – słyszę zupełnie nie to, na co czekałam. W pierwszej chwili nawet nie odebrałam tego jak polecenia do mnie skierowane. Przecież…

- Koszulka – w głosie wyczuwalne są oznaki zniecierpliwienia.
Już nie myślę, szybkim ruchem zrzucam z siebie bawełnianą skórę. W nadziei, że tym szybciej będę mogła zrobić to, na co On czeka. I w końcu słyszę upragnione słowa.
- Moja reszta, już!
Tak! Wytęsknione dłonie chłoną ciepło skóry, szorty nie sprawiając najmniejszego kłopotu, spływają na podłogę . I tylko trochę szkoda, że ostatnim słowem polecenia nie było ‘zębami’. Ech, teraz już niemal wyprzedzam polecenie w
suwając kciuki za gumkę swoich majtek.
- Twoja reszta!
W jeden chwili pokój wypełnia rozkoszne ciepło i woń nieskrępowanej nagości. Wracam na podłogę, na klęczkach czekam na kolejne polecenie, ukradkiem obserwując drgającą z każdym oddechem męskość.

- Liż – polecenie proste, minimum słów.
Dotyk warg, pierwszy i ta nieziemska miękkość skóry, żywe ciepło. Wtulam twarz ocierając policzek o magię. To wszystko jest zbyt gwałtowne, wiem to, ale nie potrafię zachować zimnej krwi. Nie w obliczu tego co wsuwam do ust. I tylko w uszach pobrzękuje ciche
- Powoli, powoli suko.
A więc jednak poniosło mnie. Karuzela myśli w głowie, roztańczony język i dotyk głęboko w gardle. Niespodziewanie pojawiają się pytania, na które On oczekuje odpowiedzi. I przez chwilę zmagam się dylematem robić czy mówić. Pada ponaglenie.
- Pytałem czy lubisz robić laskę?
- Nie – odpowiadam między jednym a drugim wsunięciem członka do ust.
- Dobrowolnie nie, ale uwielbiam to robić pod przymusem – wyznaję szybkim zdaniem.
Dlaczego? Dlaczego to powiedziałam? Jakie znaczenia ma to, co ja lubię? Su, to było nieładne - karcę w myślach to moje nowe niesforne ja. Ale już czuję dłonie na głowie i silne pchnięcia biodrami skutkujące gwałtownym naciskiem na przełyk. Utrudniony oddech niemal natychmiast wyzwala łzy w oczach i rozkoszny skurcz pierwszego tej nocy spełnienia. Czuję się bezkarna, wszak nie zabronił mi spełnienia.

- Siadaj - słyszę przez brzmiące jeszcze echo rokoszy.
‘Tak Panie’ ciśnie się na usta, ale przecież to nie tak…Przez moment góruję nad sytuacją, przez jeden moment kiedy wsparta na kolanach i palcach unoszę biodra, żeby opaść biorąc w siebie tę część męskiego ciała, która aż się o to prosi. Pożądanie tak wielkie, że nie zwracam uwagi na rozmiar. Ale to tylko moment, w następnej sekundzie czuję już silne uderzenie w sklepienie pochwy.
- Auuu - wyrywa się z moich ust.
A tuż za nim pierwsze z upomnień ubranych w słowa ‘zamknij pyszczek’. Przyjdzie mi jeszcze po wielokroć słyszeć je tej nocy. Wszystko toczy się szalonym tempem.
- Kucnij i ręce – słowa niosą co raz więcej ekspresji.
Zmiana pozycji nie przysparza mi trudności, ale co znaczy ‘ręce’? Odruchowo prostuję tułów i chowam ręce za plecami, wypinam piersi pełna przekonania, że odgadłam co znaczy to polecenie. Nic bardziej błędnego.
- Powiedziałem ręce! – znów ten spokój przyprawiony odrobiną zniecierpliwienia.
Widzę Jego ręce wsparte na łokciach z uniesionymi dłońmi i natychmiast wsuwam tam swoje. Po raz pierwszy mogę dotknąć wnętrza Jego dłoni. Męskie dłonie – kolejny z moich fetyszy. Jego palce zaciskają się wokół moich unieruchamiając mnie w tej dziwnej pozycji. Ale nad jej dziwnością zastanawiam się tylko przez chwilę. Pierwsze ruchy biodrami i silne uderzenia w sklepienie zdradzają, kto będzie tu stroną aktywną.

Wsparta jedynie na czubkach palców stóp balansuję na szczycie rozkoszy. Każde dotknięcie punktu G skutkuje kolejnymi skurczami. Znów słyszę ‘zamknij pyszczek’ choć nie słyszałam własnego krzyku. Świat zaczyna załamywać się na krawędzi łóżka i przepływa przeze mnie unosząc na swoim grzbiecie. Przepływa i wypływa ze mnie. I nagle słowa, które mnie zaskakują..
- Tak, tak, sikaj!
Nie mogę uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Ja? Przecież ja nigdy… to niemożliwe, zawsze tego chciałam, ale nigdy dotąd… Niemożliwe… Wyrywam dłoń z uścisku, dotykam naszych ciał – są ciepłe. Dotykam prześcieradła i znajduje mokrą plamę. W tym samym momencie czuję, już zupełnie świadomie, ciepłą strużkę. Chcę uciec, wstyd mi, że nie panuję nad własnym ciałem, które mnie zdradziło. Podstępnie. Ale nie potrzebny jest ten strach, nie potrzebna jest ucieczka. Świadomość całkowitego zatracenia się w tym, co się dzieje pociąga nie tylko mnie ale chyba i Jego. To takie… sama nie wiem… brudne... pierwotne… i tak cholernie podniecające.

- Pasek – wypowiada kolejne z zaklęć.
Słowo, które zmienia bieg wypadków
- Podaj pasek!
Ułamek sekundy i już szukam dłońmi spodni, które są gdzieś na podłodze. Znajduję i wyciągam szybkim ruchem pasek ze szlufek. Ten dźwięk! Dźwięk wysuwanego gwałtownie paska jest jak kolejne pchnięcie, przynosi następny orgazm. Pasek, tak chcę…
- Klęknij. Głowa nisko!
Wypinam tyłek i czekam na pierwszy kąśliwy pocałunek paska. I znowu zaskoczenie. Ani pierwszego, ani żadnego z kolejnych. Nic. Oddech uderza mi w skroniach miarowo i niecierpliwie poruszam pośladkami. Dlaczego? Dlaczego to tak długo trwa? Nie śmiem jednak podnieść i odwrócić głowy, żeby przekonać się. Słyszę pasek przeciągany przez dłoń, szelest i szept skóry, który zwiastuje rozkosz.

- Jesteś dobrze ułożoną suką – cichy komentarz przeplata się z pobrzękiwaniem sprzączki.
Robi mi się tak miękko i miło w okolicy żołądka i nagle czuję chłodny dotyk paska na ciele. Jednak nie na pośladkach, jak się tego spodziewałam, ale w pasie. Zaciągnięta zdecydowanym ruchem sprzączka wraz z paskiem tworzy rodzaj uzdy, dokładnie tak – rodzaj uzdy. To, co działo się potem przypominało dziki kalejdoskop. Zmieniały się tylko pozycje ciała przecinane krótkimi poleceniami. Zmieniały się moje dziurki, z których korzystał, zmieniało się miejsce, na którym zaciskał się pasek. Momentami odbierał oddech tuląc się do szyi, żeby już za moment nadawać kołyszący ruch moim biodrom. Konfiguracje przerywane jedynie krótkimi chwilami wytchnienia w czasie, kiedy sytuacja wymagała interwencji wody. Przerwa na oddech ale i przerwa na delikatne ostudzenie emocji. Z każdej takiej wycieczki powracał w ciągłej gotowości, z kolejną porcją energii. Tyle czasu bez wytrysku - zadziwiające, fascynujące i … męczące. Powoli traciłam siły podczas gdy On zdawał się być w doskonałej kondycji. Gdzieś przez głowę przeleciała, niczym spłoszona sowa, myśl w której żałowałam, że nie przyniósł jednak tego zwoju liny. Nie zdążyłam jej nawet przywołać po raz drugi kiedy ściągnął mnie na podłogę. Z paskiem zaciśniętym na szyi i dłońmi we włosach po raz kolejny ujrzałam Jego męskość z bliska. Na jedną małą chwilę zanim zniknęła w moich ustach. Jego ruchy były gwałtowne i mocne, co przy tych rozmiarach nieuchronnie prowadziło do silnego drażnienia przełyku. W tej pozycji nie mogłam wsunąć go bezpiecznie do gardła, zresztą nie tego się spodziewał. Sądząc po słowach, które unosiły się w powietrzu, sądząc po gwałtowności ruchów zamierzał skończyć w moich ustach. Poczułam się jak dmuchana lalka, której jedynym przyczynkiem istnienia było zadowolenia Mężczyzny, który stał przede mną. Z ogromnym wysiłkiem powstrzymywałam odruch wymiotny, który towarzyszył każdemu pchnięciu. Osłaniałam wargami zęby, żeby w ferworze działań nie zrobić nimi krzywdy. Ale coraz trudniej było mi koordynować ruchy ciała. Za nic jednak nie pozwoliłabym sobie, żeby odebrać Mu spełnienie. Nie za tyle rozkoszy którą mi podarował, nie ja, przecież wiem kim jestem.

Tempo i gwałtowność ruchów nie pozwala na myślenie. Teraz jestem tylko dla Niego, dla Jego przyjemności. To już nie są moje pieszczoty, teraz to On używa moich ust dla zaspokojenia własnej żądzy. Mocno, brutalnie, bez pardonu… Nie wiem czy gdyby nie żelazny uścisk Jego dłoni byłabym w stanie utrzymać pion. Powoli tracę kontakt z rzeczywistością, a jedyne co przypomina mi o tym, co się dzieję jest ten ciągły posuwisty ruch w moich ustach. Łzy spływając po twarzy zabierają ze sobą strużki śliny, która z każdym ruchem członka pokrywa coraz większe powierzchnie brody i szyi. Przez moment przemyka mi przez głowę myśl, że muszę wyglądać żałośnie, ale i pięknie. Myślę o sobie - właściwa osoba we właściwym miejscu i czasie. Wciśnięty w przełyk członek pozostaje tam dłużej niż zwykle odbierając oddech. Zaciskam powieki, z pod których łzy płyną bezwstydnie jawnie i jedyne co czuję to Jego spełnienie. Siłę wytrysku czuję na tylnej ścianie gardła, kiedy pulsując spływa w głąb ciała. Moja nagroda - Jego rozkosz. Kolejny skurcz i kolejny ekstatyczny gejzer. Nieznośny brak powietrza daje się we znaki, kiedy powoli oddaje mi moje usta. Haust pierwszy powietrza boli, wraz z oddechem wciągam w tchawicę drobiny płynów, które mam w ustach. Siłą woli próbuję powstrzymać kaszel, co nie bardzo mi wychodzi. Spazmatyczny szloch przy wtórze dyszenia pozwala mi dojść do siebie. Ocierając wierzchem dłoni twarz z łez i śliny, ze spuszczoną głową czekam. Na co? Sama nie wiem. Na słowo, na gest, na cokolwiek. Kątem oka widzę tylko jak pada na łóżko, jak leżąc na wznak podnosi dłonie do twarzy i niewyraźnie artykułuje coś. Klepie dłonią w materac. Tyle wystarczy, żebym momentalnie przeniosła się z podłogi na łóżko i zwinęła się w kłębek tuż przy Jego dłoni.
- Jesteś suką.
- Ty rzeczywiście jesteś suką! – słowa niesione szarpanym oddechem są mi najpiękniejszym podziękowaniem. Nie trzeba mi niczego więcej teraz.

* * *

Przez załzawione rzęsy widzę jak niespiesznie zakłada ubranie. Schylając się, z niezmiennie szelmowskim uśmiechem, podnosi z podłogi elementy garderoby. Obraz zadowolenia i satysfakcji, który maluje się na Jego twarzy długo jeszcze będą pulsować mi w myślach. Gasi światło i wychodzi. Jeszcze słyszę jak stuka w drzwi, w których współlokator przekręcił klucz przed snem. To stukanie kołysze do snu i mnie. On wyszedł, a ja zostałam na łóżku jak na polu bitwy. Zmęczona, spłakana i rozedrgana, właśnie taka jak lubię. W zmiętej pościeli, na której zapisane jest całe to szaleństwo. W pościeli naznaczonej wszystkimi możliwymi kroplami nas. Prześcieradło mokre od łez, potu i moczu, lepkie od naszego podniecenia, malowane bladoróżowymi śladami krwi, na podłodze kałuża. I ja wśród tego wszystkiego. Lepkością dorównująca otoczeniu. Przez chwilę mam ochotę iść pod prysznic. Ale nie, za bardzo lubię ten stan i tak rzadko mogę sobie nań pozwolić. Przesuwając twarzą po pościeli natrafiam na ślad Jego zapachu. Jak posokowiec podążam za tym tropem szukając miejsca, w którym jeszcze przed chwilą spoczywało ciepłe ciało. Zwijam się w kłębek w nogach łóżka otulona zapachem tego wspomnienia. Unosząc głowę ponad to pobojowisko wyglądam zapewne jak Scarlet O’hara leżąca na schodach kiedy odpowiada sobie na pytanie co teraz? I jak ona odpowiadam sobie – zastanowię nad tym jutro. Ostatnie łzy wyciśnięte zamykającymi się ze zmęczenia powiekami spływają na prześcieradło. Tak, dziś to już ostatnie łzy, ale jutro też jest dzień… Zwłaszcza, że mogliśmy ugrać nie tylko sześć pików, ale nawet i szlema!

zooza ©
Jestem suką i jestem z tego dumna!

=========

Azael azael69@wp.pl2006-02-27 13:07:26 83.31.25.166
właśnie chyba tak naprawdę zrozumiałem wyraz oczu pewnej młodej damy którą zostawiałem tak przez kilkanaście lat "naszego życia"... dziękuję zoo... jestem Ci to winien... Jej też.

katii
2005-12-31 17:31:06 83.24.132.212
...piękne...

Raven
2005-12-29 13:52:32 83.24.34.209
mrrr...

Z
2005-12-29 01:07:25 80.72.34.250
mmmmmmiodzio.. nie wiem jaką jestes księgową ale do pisania masz prawdziwy talent,dzięki za ucztę :-)

Brak komentarzy: