15 grudnia 2005

Kielonek czystej i cygaretka

Nie było tak źle jak się wydawało na początku. Potańczyłam i winka posączyłam. A na koniec chlapnęłam kieliszeczek czystej wódeczki. To tak w ramach pierwszych razów, bo jak świat światem nigdy w życiu jeszcze nie spożyłam alkoholu w takiej postaci. Wrażenia? Hmm sam proces spożywania nie daje takiej przyjemności jak sączenie winka czy ginu z tonicem. Jest gwałtowny i brutalny. C2H5OH wdziera się do wnętrza ust i stawia na baczność śluzówkę. Brr jeszcze mnie trzęsie na samą myśl. Lepszym sposobem jest chyba posłanie całej porcji prosto w przełyk. Jest jak zrywanie plastra – boli ale krótko. Jedyne co, że daje kopa raz, dwa, trzy i już. A trzy szybkie to raczej zwaliły mnie z nóg. Zwłaszcza o tak późnej porze i na podkładzie z wytrawnej czerwieni.

Sprostowanie! Przed kieloniekiem był jeszcze pokaźny mach z brązowego rachitycznie cienkiego cygaropodobnego czegoś. Kurcze, dlaczego ludziska są takie uprzejmiaste, że dopiero po fakcie mówią – nie trzeba się było zaciągać. No dlaczego? Z czystej ludzkiej życzliwości? Możliwe. Tak czy owak skończyło się na salwie śmiechu (oni) i ataku kaszlu (ja).

Brak komentarzy: