26 grudnia 2005

Jose Cuervo

Znam go? Już tak, poznaliśmy się wczoraj. Ma 38... wcale nie lat tylko procent i jest z klanu tequili. Tego się nie spodziewałam ale tequila mi smakuje! Sama jestem zaskoczona, co nie znaczy, że pijąc nie prychałam. Przede wszystkim dlatego, że nie nawykłam do szybkich kieliszkowych pociągnięć. Nie mniej jednak Jose spełnił moje oczekiwania choć poddany został wielu eksperymentom. Była wersja klasyczna z solą i cytryną. Nawet dwie wersje klasyczny bo raz była to zlizana z dłoni sól + kielonek + cytrynowa zakąska. Innym razem kielonek + moczona w soli cytryna. Jestem zdecydowanie za pierwszym wariantem. Słono-kwaśny smak na koniec nie jest tym, co tygrysy lubią najbardziej.

Wypróbowana została także kombinacja z cynamonem i pomarańczą (znaczy z mandarynką bo to akurat było pod ręką). Tu też wersje podobne do solno-cytrynowych. I kombinacja alpejska cynamonowo-cytrynowa. Smakosze tequili pewnikiem wyklną mnie do któregoś tam pokolenia za profanum, ale nie dbam o to. Grunt, że zabawa była przednia i cel osiągniety. A zapomniałam jeszcze o mieszance cynamonowo-cytrynowo-mandarynkowo-tequilowie z kruszonym (choć chyba bardziej bliskie stanowi faktycznemu będzie określenie tartym) lodem. Uwaga nie przesadzać z cynamonem, sypanie go z torebki wprost do szkła czasami nie wychodzi niestety na dobre. Ale to co wychodzi z pomieszania jest hmm milutkie w smaku, miękkie w dotyku i pięknie pachnie. W ogóle tequila to chyba całkiem fajny trunek jest i świetnie nadaje się do tego, żeby się przenieść do krainy nisko latających helikopterów. Ból głowy? Kac? No cóż, w końcu to nie oranżadka więc jest a i owszem, ale bez przesady. Niepokojące jest natomiast coś innego. Zawartość Jose w krwioobiegu jest wprost proporcjonalna do chuci. Tak, właśnie tak. Sprzężenie zwrotne im więcej tym więcej (nie wiem jak daleko ta współzależność występuje, ale do momentu, do którego dotrwałam była). Czy to problem? Normalnie to nie, ale jeśli lat temu naście przyjęło się zasadę żadnego sexu po alkoholu to sytuacja zmienia się diametralnie. Przeżyję. Wytrzeźwieję. Bzyknę.

Jak to miło móc sobie zafundować taką jazdę bez trzymanki pod okiem (i ramieniem!) Pana Męża. Ciekawe czy mam wstręt do tequli czy wręcz przeciwnie stanie się ona drugim obok ginu alkoholem tolerowanym przez mój organizm. Pożyjemy zobaczymy, na razie nie jest źle. Wracam do łóżka, albo do wanny – jeszcze nie wiem. Zdecyduje jak dojdę na górę.

Brak komentarzy: