27 czerwca 2006

Książę Ciemności

Doskonale skomponowany kawałek fantasy. Płomienne oblicze magii otaczające realny wymiar bólu. Całość osnuta na zagadce, a dokładnie na drodze do jej rozwiązania. Bardzo realistycznie odmalowana scenografia i postacie. To, co ma budzić grozę czuje się pod skórą. Ale i dotknięcia dobra rozpływają się w powietrzu. Genialna wprost scena z lustrzaną komnatą. Studium ekshibicjonizmu jako środka do wyższego celu. Piękne sceny niemal rytualnego obmywania tuż po opisie nienasyconych stworzeń będących, dla mnie, ucieleśnieniem żądz.. Kiedy czyta się o ich oczach wystarczy przymknąć własne powieki, żeby tuz pod nimi ujrzeć tętniące dzikim blaskiem zwężone źrenice i poczuć się jak zaszczute zwierzę.
Wszystko jednak rozpływa się w scenach finałowych. Kiedy bohaterka kosztem niesamowitych wyrzeczeń osiąga to, co pozwoli jej sięgnąć po cel swoich starań i odrzuca to. Nie z pychy, nie dla innych, bardziej wymiernych korzyści, ale z miłości. Wyrafinowana scena, w której niczym w kalejdoskopie przed oczyma przesuwają się jej wszystkie poprzednie doświadczenia. Jest bunt i zwątpienie, jest walka i uległość, jest obojętność i jest uwielbienie.
Jedyny tak plastyczny tekst wskazujący na fakt, że uległość może być darem, że jest nim. Że obdarowanie własną uległością drugiej osoby ma sens wtedy, kiedy idzie w ślad za miłością. Najpiękniejszy z darów jaki można sobie wymarzyć, dozgonny, zdolny zmienić losy świata. Taki właśnie jest Książę Ciemności – mroczny, trudny, piękny.

Brak komentarzy: