27 lutego 2008

Nieużywane dystynkcje

Zewnętrzne oznaki, ozdoby, dystynkcje. Coraz trudniej móc się nimi cieszyć. Młoda coraz bardziej stara się dokonać wglądu do Szuflady Podręcznej w sypialni (co za szczęście, że nie ma jeszcze świadomości istnienia miejsc dużo bardziej zasobnych w Różne-Dziwne-Rzeczy – to zaleta posiadania niedostępnych pomieszczeń). Jeżeli dodać do tego długie dni pracy, weekendy na uczelni, szkolne ferie, jakieś przeziębienie to po prostu brakuje czasu na to, żeby można się było zachłysnąć ulubionymi przyjemnościami. Niebawem będę znowu mogła nosić jawnie mały kawałek srebra, już się cieszę.

26 lutego 2008

Chardonnay Planeta

Alkohol w moim organizmie lubi czynić spustoszenie niestety. Mówią, że trening czyni mistrza, ale wolę raczej stosować metody homeopatyczne – maleńkie dawki trucizny nie tylko nie zabijają, ale wręcz pomagają. Zgodnie z tą metodą dostarczam organizmowi niewielkie próbki w celu stwierdzenia, która kombinacja tej trucizny najbardziej mu odpowiada. Niezagrożone pozostaje miejsce tradycyjnej mieszanki - Gordon’s lub Beefeater w towarzystwie tonicu. Utrzymuje swoją pozycję Jose Cuervo oraz Olmeca zarówno w wersji z cynamon & mandarynką jak i sól & cytryna. Obronił się na pozycji beniaminka John Walker z połówką cytryny. I nagle, niespodziewanie wprost na piedestał, przed wszystkimi innymi wkroczyło wino. No, dobra nie wino tylko -Chardonnay. A żeby już być precyzyjna do bólu to cudo pochodzi z Sycylii, a „popełniono” je w winnicy Francesco Planeta. Rozkosz smakowania tego trunku nie jest do opisania, po prostu nie ma takich słów, nie istnieją. Już sama barwa i konsystencja zbija z nóg. Gęsta, nasycona, ociekająca słońcem. Nic wspólnego z cienkuszowatą barwą płynu pod tytułem zielona herbata. To chardonnay jest po prosu mięsiste w kolorze, głęboko bursztynowe. Ale nic to w porównaniu z rewolucją, w jaką wprawia kubki smakowe. Absolutnie kosmiczna kombinacja smaków. Zaskakująca. Jednym słowem – wino nie ma prawa tak smakować. Jest miękkie i ciepłe, zupełnie nie wyczuwa się w nim elementów przychodzących na myśl na hasło – białe, wytrawne. Jakkolwiek dziwacznie by to nie zabrzmiało przywodzi mi na myśl smak wulkanu z pomarańczą. Aż dziw, że nie słychać cichego syknięcia w zetknięciu z językiem. Niesamowicie ciepłe, mimo, że ma tylko te swoje czternaście stopni, a jednocześnie orzeźwiające. W delikatności smaku zatraca się gdzieś całkowicie prozaiczny alkohol. Absolutnie druzgocące zmysły wszelakie. Ambrozja. Dokładnie tak – ambrozja przez baaardzo duże A. Każda ciężka głowa nazajutrz warta jest spektaklu dnia wczorajszego, każdej jego kropli. Jego Wysokość Planeta Chardonnay 2006. Wiele jestem w stanie zrobić dlań.

25 lutego 2008

Martin Kovalik - kolekcjoner subtelnego uroku

Z jego zdjęć emanuje subtelna aura erotyki, ulotna, wręcz efemeryczna. Zatrzymuje w kadrze oddech odurzającej woni. Mieszanka zawstydzenia i ekshibicjonizmu przysłonięta delikatną pajęczyną szydełkowej woalki. A może to coś więcej? Może to nie woalka ale skraj sukienki albo bluzeczki? Promiemieniująca delikatność w oprawie z nibyubrania. Nieodparte wrażenie podglądania, przyłapania na uchylaniu rąbka tajemnicy...

Zbliżenie. Szkło obiektywu niemal ociera się o wargi. I nie wiadomo czy obecne na nich palce rozchylają podwoje jaspisowej jaskini czy wręcz przeciwnie - wzbraniają do niej dostępu. Obraz jakże zwyczajny, a jednocześnie jakże magiczny. Idealna kompozycja jutrzenki, ktorej blask powoli wydobywa z mroków ciepłej jeszcze nocy zakamarki intymności. Światło powoli przeslizgujące się po skórze, niesmiało przeganiające świeże wspomnienie rozkoszy...


Spelnione oczekiwanie, które mozna uczcić lampką wina. Barwa płynu przywołująca na myśl krew, która jeszcze nie tak dawno wrzala w uniesieniu. Teraz wyciszając się rozpływa się uspokojona po ciele. Dłoń bez drżenia sięgająca po kieliszek wypełniony burgundowym wspomnieniem lata. Długa nóżka kieliszka stająca na straży nietykalności, az do kolejnej nocy, która rozpocznie gra z woalem...


Taki wlasnie potrafi być Martin Kovalik - czarujący, uwodzący, kobiecy...

12 lutego 2008

Wnioski techniczne

Forum. Takie nie dla pruderyjnych typów. Ludzie o liberalnych, żeby nie powiedzieć libertyńskich poglądach. Temat dnia – głębokie gardło (ewolucja od fellatio, przez irrumatio). Dyskusja a i owszem dynamiczna. Tylko jeden zaskakujący wniosek – biorą w niej udział niemal wyłącznie kobiety (nie liczę wypowiedzi męskich w rodzaju ironicznego zawiadomienia w rodzaju poszukuję pani do głębokiego gardła jako wypowiedzi merytorycznych). No zaraz, chwila wygląda na to, że panowie nie mają nic do powiedzenia na temat. I od razu zastanawiam się dlaczego. Przychodzą mi do głowy dwie odpowiedzi. Albo nie mają doświadczeń własnych w temacie albo z męskiego punktu widzenia ten rodzaj aktywności jest zwyczajnie przereklamowany. Jeżeli to drugie to tym bardziej cenna byłaby taka informacja, ponieważ samo opanowanie techniki wymaga trochę pracy więc po cholerę uszczęśliwiać kogoś na siłę, skoro można te energie spożytkować na doznania dające przyjemność obu stronom? Jeśli to pierwsze to pojawiają się kolejne pytania. Dlaczego się z tym nie zetknęli? Z powodu niechęci partnerki/ partnera? Czy może z powodu własnej nieśmiałości? A może w męskiej optyce jest to aktywność o konotacji pejoratywnej, przywodząca na myśl wyłącznie akt przemocy? Krótko mówiąc chęć to może i mieliby, ale nie chcą wyjść na ‘zwierzęta czy innych brutali’. No dobra, a co z tymi, którzy obracają się w kręgu aktywności bdsmowych, w tych kategoriach GG ni byłoby specjalnie agresywną czynnością? Reasumując może GG to rodzaj jednorożca – niby wszyscy o nim wiedzą, mało kto widział a nieliczni spróbowali. A może po prostu kobiety są mniej pruderyjne? A może faceci jednak nie znają (i nie doceniają!) swoich partnerek. Faceci – niezmienna zagadka. dziś

=============
jonasz 2008-02-21 20:39:53 193.239.80.7
potwornie irytujace sa te banery uniemozliwiajace przyczytanie pierwszych wpisow... nie da sie tego zlikwidowac?

... 2008-02-17 12:47:19 78.28.12.134
jest jeszcze trzecia odpowiedź - mężczyźni mają mniejsza potrzebę dzielenia się wrażeniami. Stąd to częsciej kobiece wpisy... Ale postaram sie z własnego doświadczenia napisać dla Ciebie kilka własnych opinii. Nie aspiruję przy tym do wypowiadania się za większosć... ot moje przemyślenia.GG nie jest częsta i popularna praktyką. Zdecydowanie częściej pozostaje tylklo w sferze fantazji. Zarówno dlatego że mężczyzna obawia się zaproponować coś takiego partnerce jak i dlatego że partnerka obawia się taką fantazję realizować (bo przecież nie jest to łatwe)Czy jest to przyjemne? Jest. Dla mnie tym bardziej że poza przyjemnością fizyczną daje jeszcze satysfakcję z tego że partnerka robi to dla mnie. Nie wydaje mi się by była to aktywność o konotacji pejoratywnej, choć z pewnością ma wydźwięk lekkiej perwersji a tym samym może kojarzyć się z czymś wulgarnym, bliskim prostytucji... lecz powiedz sama czy to aby czasem nie wzmaga jeszcze podniecenia? Bo wg mnie wzmaga. :) Z pewnością też kojarzy się z formą przemocy, czy choćby wymuszenia. To jednak w większości także nie powinno przeszkadzać nawet jeśli mężczyzna nie jest świadomym zwolennikiem bdsm. Podsumowując - Nieczęsto mam możliwość doświadczenia czegoś takiego, jesli jednak to się zdarza jest to coś co się pamięta i co się docenia.