9 czerwca 2007

Detalista Phil Illingworth

Generalnie nie mogę zaliczyć pana o nazwisku Phil Illingworth do moich ulubionych artystów. Głównie ze względu na to, że nie przemawia do mnie większość prac tego pięćdziesięciodwuletniego wyspiarza, zwłaszcza tych kolorowych, z których zionie Andym Warholem. Nie można powiedzieć, że jest samoukiem, bo szlify w zakresie malarstwa zdobywał w Portsmouth College of Art a następnie spędził ładnych parę jako etatowy ilustrator. Nie mniej jednak nawet wśród takiego natłoku bardzo prostych w przekazie kompozycji znalazłam kilka prac, które mnie zaciekawiły. Przede wszystkim dlatego, że popełnione zostały ołowiem, a mam słabość do szkiców. Po drugie ze względu na pomysł i kompozycje – trochę przewrotne, trochę nieoczekiwane ale nie pozbawione uroku i ulotnego piękna. Szkice ołówkiem czy węglem posiadają tę swoistą ulotność, której nie sposób oddać żadnym innym materiałem. Roztarte krawędzie linii dopełniają nierzeczywistego wizerunku. Posiada swoje stałe wystawy w Beaumont Hall Studios, w CCK Gallery w londyńskiej Covent Garden, w Saatchi Gallery i British Museum of Erotic Art.

Dwa z rysunków bazują na nieco surrealistycznych zestawieniach delikatnej cielesności z materią nieożywioną, a ich wymowa bliska jest w treści znakowi drogowemu zakaz wjazdu. W każdym razie na pierwszy rzut oka, bo już po chwili dociera do oglądającego, że zamek błyskawiczny można przecież rozsunąć, a sznurowanie już jest zachęcająco rozluźnione. Przewrotna gra na spostrzegawczości, każdy może zobaczyć coś innego, niż to, co chciał przekazać rysownik. Trochę jak dowcipem z połową szklanki wody – dla jednych szklanka jest w połowie pusta, dla innych w połowie pełna.



Na kolejnym rysunku postać – ewidentnie męska – w charakterystycznej pozie sugerującej ujęcie w dłoń przyrodzenia. Dopiero detal pozwala skoncentrować się na tym, co rzeczywiście przedstawia scena. Złudzenie, które artysta wycelował w oglądającego wywołuje uśmiech. Wszak cała męskość skryta została za… owocem.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Good bye, considerate soul mate :)