5 czerwca 2007

Wariacje słowne

Rzuciło mi się na retrospekcję. Stare teksty własne czytam. Co ciekawe poza jakimś brakującym przecinkiem czy ogonkiem nie ma tam nic do zmiany. Zadziwia mnie jak wiernie teraz, przy lekturze, odtwarzają się emocje, które towarzyszyły mi przy pisaniu. I jednocześnie jak jaskrawo widzę, że musiałam to napisać właśnie wówczas. Dziś nie wymyśliłabym tak zgrabnego słów zestawienia, co dowodzi, że koniecznym jest zapisanie chwili wtedy, kiedy przychodzi. Odkładanie na potem spłaszcza emocje. Tekst staje się nie oryginałem ale entą kopią. A tak w ogóle to stwierdziłam, że najlepiej mi się pisze na wyjeździe. Większość opowiadań powstała w hotelowych pokojach, w przerwach miedzy nurkami, a nawet na lotnisku. Chyba jednak potrzebuję dystansu do codzienności, żeby móc wypowiadać słowa w takich właśnie konstrukcjach.

No i te hotelowe łóżka – sterylne i poukładane, ze sztywną krochmaloną pościelą. To one dolewają oliwy do ognia, one mnie nakręcają. I zawsze śni mi się w nich coś nieprzyzwoicie podniecającego. I nie potrafię się opanować prze rzutem oka na nocną szafkę, czy aby nie ma tam jakiejś papierowej pozostałości po tym, co robiłam we śnie. Hotelowe pokoje mają dla mnie zapach płatnej miłości. Kiedy przekraczam ich próg wyobrażam sobie kto tu był przede mną, co robił. Niczym rytuał odprawiający duchy przechadzam się po pokoju dotykając sprzętów – wezgłowia łóżka, siedziska krzesła, drzwi od łazienki. I zawsze staję boso na wykładzinie chłonąc kroki tych, którzy stąd wyszli. Te pozostałości mówią do mnie i przychodzą podczas snu. Potem wystarczy tylko zapisać sny… marzenia… pragnienia… Zapisać emocje słowami.

Brak komentarzy: