30 października 2008

Metamorfoza

Ta sama osoba, tak samo inteligentna i dowcipna jak dotychczas. Równie pogodna i towarzyska. Z uśmiechem, za dotyk którego na swoich wargach dałabym się pokroić. Stała się całkowicie aseksualna. Coś nieprawdopodobnego. Jest kobietą, jest koleżanką, bywa przyjaciółką, kompanem do rozmowy ale… No właśnie, przestała być obiektem pożądania. Te same oczy, dłonie te same, i usta, i policzki, i głos, i śmiech, i perfumy. A jednak. Brunetki pozostają brunetkami nawet kiedy przywdziewają złoty blond. Ale tracą seksowność a ich feromony stają się mi obojętne. Zaskoczyło mnie to. I zaskakuje co dzień. Patrzę na nią, ale jej nie widzę. Nie czuję. Zupełnie jakbym zapomniała.
Chcę znowu mojej Laleczki z Porcelany. Filigranowej figurynki z kości słoniowej skreślonej czarną kreską.

25 października 2008

Lekcja erotyki

Zbiór felietonowatych opowiadań pod egidą przygód z seksem w tle, autorstwa Anny Rozen. Nic bulwersującego, nic zapierającego dech. Po prostu kilkanaście historyjek niepowiązanych ze sobą opowiedzianych delikatnym, subtelnym językiem. Ciekawa formuła narracji, nienachlana ale jednocześnie nie pozostawiająca wątpliwości, że to opowieść z pierwszej ręki. Pozbawiona piont, które potrafią zburzyć budowane słowami napięcie. Za to pozostawiająca miejsce na domyślanie się ciągu dalszego. Niezaprzeczalną wartością tekstu jest właśnie to, że pomimo precyzyjnej opowieści zostawia miejsce na dopisek czytelniczy.

Lektura idealna na melancholijne jesienne popołudnie, takie z ostatnimi promieniami babiego lata. Pozwalająca przywołać z głębi umysłu własne wspomnienia. No właśnie, opowiedziane zdarzenia są na tyle naturalne, że mogły się przydarzyć każdej niemal kobiecie. A jeżeli nie dokładnie to bardzo podobne. Może hotel miał inną nazwę, może inne imię nosił Mężczyzna lub Kobieta. Metafizyczne uniesienia przeplatają się z rzeczywistością. Człowiek sprowadzony do poziomu ciała, emocje do poziomu fizjologii.

Można żyć nic nie tracąc bez lektury Lekcji erotyki, ale można dzięki niej spojrzeć na erotyczny aspekt życia w trochę inny sposób. Mocna czwórka.

20 października 2008

Do biegu, gotowi, start

Zawody pływackie w telewizorze oglądane wydają się być miła rozrywką. Kiedy spędza się na płycie basenu czternaście godzin nie wygląda to tak różowo niestety. Zwłaszcza kiedy na zajątrz powtórka. Atmosfera współzawodnictwa? Nic a tych rzeczy – hodowanie młodocianych zawistników. Serio, gdzie jest miejsce na zabawę jeśli okazuje się, że ośmiolatki trenują… sześć razy w tygodniu (sic!). Już w tym wieku zabijać się o setne sekundy? To ja już wolę nasze amatorskie pływanie – ładne technicznie – niż wyścig szczurów wodnych. Pewnie wyhodują mistrzów w wieku lat dziesięciu, w wieku jedenastu będą przetrenowane a jako dwunastolatki znikną wypalone.
I może właśnie dlatego do wieku olimpijskiego ‘dożywa’ tak niewielu zawodników. Może nie tylko PZPN wymaga reformy ale PZP także.

12 października 2008

Piniata w galarecie

Pogoda dopisała i można było pobawić się w mokre wydęte kulki. Dokładnie tak – największą atrakcją (znaczy tuż po piniacie) były oczywiście bańki mydlane. Zabawa wobec, której nikt nie pozostaje obojętny. A jeżeli jeszcze bańki są ogromniaste i pływają w powietrzu jak wieloryby, albo zasnuwają niebo tysiącami niewielkich kropli czego trzeba więcej. Dla małych i dużych, singli i matek polek. Po prostu sama radość. Trochę mokra i nietrwała, ale jednak.

I tort z galaretki też był trafiony. Więc nawet zapomniałam już, że jego zrobienie kończyło się o 4 nad ranem. No ale jak sobie ktoś wymyśla nie tylko kilka pięter galaretki ale do tego każde piętro w kolorowe paski to takie są efekty. Żeby się galaretka zaczęła uczciwie trząść trzeba swoje odczekać.

I jeszcze słowo w kwestii piniaty. Strzał w dziesiątkę! Ta szczęście obyło się bez ofiar choć niewiele brakowało. I kto by pomyślał, że taką frajdę może sprawić zbieranie z trawy kilku kilogramów cukierków na wyścigi.

6 października 2008

Róża Wspomnień

Strach, uwielbienie, rozkosz, ból. Wszystko w jednym. Nie sposób zapomnieć. Emocjonalny Szczyt Świata. Zwłaszcza jeśli czytam coś takiego:

"kiedyś czytałam na jej blogu, że pewnie była jedna z wielu.. niby tak a jednak jest jedyną którą wspominam ciepło.. jest wyjątkowa".

A więc pamiętasz i Ty. Ziemia drżała, a światło było wprost boskie kiedy pozwoliłaś mi dotknąć raju Słodka Dręczycielko. Tyle dni, miesięcy, ba już nawet lat, a Róża wciąż trwa - są rzeczy niezmienne.

3 października 2008

Mniej niż zero

Libido na minusie. I nie mogę nawet uciec w pracoholizm, bo jakoś mnie to nie kręci. Zło konieczne. Wszystko dookoła nim jest. Konsekwencją wcześniejszych wyborów. Coraz częściej przemyka mi przez głowę myśl o rzeczywistości równoległej. Co gorsza wiem, że ona nie da mi satysfakcji, niestety. Tam jestem za pan brat z Panią Nocą, przesypiam resztki doby w pustym mieszkaniu, przyjaźnię się z Samotnością i jadam śniadania z Beztroską. Nie zaprzątam sobie głowy myślą o jutrze.
Nie żałuje, w sumie nie żałuję niczego. Ale dziś dokonałabym odmiennych wyborów. Nie wiem czy zadowoliłyby mnie ich efekty, ale same wybory byłyby inne.
Pragnienie? Żyć tak, jakby jutro nie istniało. Usłyszeć życzenia carpe diem. I smakować je do ostatniego tchnienia. Nie mogę już umrzeć młodo, ale ciągle jeszcze mogłabym żyć szybko. Amen.