12 października 2008

Piniata w galarecie

Pogoda dopisała i można było pobawić się w mokre wydęte kulki. Dokładnie tak – największą atrakcją (znaczy tuż po piniacie) były oczywiście bańki mydlane. Zabawa wobec, której nikt nie pozostaje obojętny. A jeżeli jeszcze bańki są ogromniaste i pływają w powietrzu jak wieloryby, albo zasnuwają niebo tysiącami niewielkich kropli czego trzeba więcej. Dla małych i dużych, singli i matek polek. Po prostu sama radość. Trochę mokra i nietrwała, ale jednak.

I tort z galaretki też był trafiony. Więc nawet zapomniałam już, że jego zrobienie kończyło się o 4 nad ranem. No ale jak sobie ktoś wymyśla nie tylko kilka pięter galaretki ale do tego każde piętro w kolorowe paski to takie są efekty. Żeby się galaretka zaczęła uczciwie trząść trzeba swoje odczekać.

I jeszcze słowo w kwestii piniaty. Strzał w dziesiątkę! Ta szczęście obyło się bez ofiar choć niewiele brakowało. I kto by pomyślał, że taką frajdę może sprawić zbieranie z trawy kilku kilogramów cukierków na wyścigi.

Brak komentarzy: