Rozbierz mnie,
z nieufności,
apatii
i niewiary,
z kombinezonu
zawiedzionych
pragnień,
bolesnej świadomości
nostalgii
i tęsknoty.
Rozbierz mnie tak,
bym została
jak byłam na początku.
Rozbierz...
Dorota Lorenowicz
Proste i w swojej prostocie genialne. Konwenanse, zasady,
cywilizacja, pozory, konwencje – ubrana metodą na cebulkę mam je wszystkie na
sobie. I dopiero kiedy duszące, niczym dopięty pod samą szyję kołnierzyk, spojrzenia
można zdjęć z siebie daje się oddychać. Oczy, wszędzie, zawsze, czyjeś. Szepty
w przejściu, politowanie kiwające głową. Codzienność. Zwykłość.
Za nic mam te spojrzenia. Żyję więc jestem. Każdego dnia,
każdego co do kartki w kalendarzu przekraczam próg i zdejmuję z siebie codzienność
wraz z odzieniem. Oczyszczam się w ten sposób. Odzienie też trzeba oczyścić,
uprać zmywając tłuste łapska ślepiów, obśliniony kurz.
Uwielbiam moment oswobodzenia z okowów codzienności. Każdy
wieczór może być świętem. I nie ma znaczenia czy rozbieram się ja czy
rozbierają się dla mnie. Czy składam ciało w gorącej wodzie z pianą czy pod
chłodnym prysznicem, czy wstępuję w satynę pościeli czy przytulam inne ciało. Czuję
się uwolniona, oczyszczona, nowa.
I jak Feniks wstaję z popiołów pościeli,
zakrywam siebie bawełną, jedwabiem, wiskozą. Wąż zrzuca skórę żeby żyć, ja
swoją zakładać muszę w tym celu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz