Oddaję się lekturze, zachwycam opisami tańca , relacjami
uczestników i generalnie rozwojem fabuły aż tu nagle spada na głowę jak cegła w
drewnianym kościele takie fragment:
„Broń leżała w ręce tak, jakby została wykonana na miarę:
lufa była smukła niczym ciało kobiety, a spust błagał, żeby go dotknąć, przytrzymać,
popieścić…”
a kilka stron dalej kolejny:
„(…) kiedy indziej Chey przyciskał pistolet do mojego czoła,
a niekiedy broń była wewnątrz mnie – zimny sieg sauer wypełniał mnie do granic
możliwości i powodował powtarzający, ale również nieziemski orgazm”.
Niewiele tego, ale pierwsza przyzwoita wzmianka o wykorzystaniu
pistoletu w moim stylu. Wiedziałam. Zawsze wiedziałam, że ktoś musiał zrobić użytek
z tak podniecającego przedmiotu. Recenzja książki po przeczytaniu całości, ale
może ktoś zgadnie z czego pochodzą te dwa fragmenty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz