25 sierpnia 2005

Telefon

Słuchawka hebanowa na długim, zielonym sznurze,
w której się tercząc dziwny cud poczyna.
Trzymam ją w lewej ręce, trzymam jak rozkwitłą różę,
jak czarkę pełną najlepszego wina.
Jak muszlę płaską, w której słodka myśl ciekawa dzwoni,
jak małe, ciemne, ciepłe własne słońce.
Miło mieć cud na sznurku i zamknąć go w lewej dłoni,
by dźwięczał z cicha, jak dukat w skarbonce,
Słuchawko hebanowa, azylu u końca drogi,
którą myśl biegnie po zielonym sznurze,
trąbko pełna milczenia i szeptów wśród słodkiej trwogi, j
ak przy szeptaniu z swym aniołem stróżem,
czy to wy cud tworzycie, przedmioty, ozięble czynne,
w których głos miły lśni, jak rżnięty diament,
czy też on w sercu moim gra,
a wy i wszystko inne to tylko życie i pretekst, i zamęt?
MPJ

Czyż nie piękniej było, kiedy telefon jako to czarodziejskie pudełeczko był czymś niezwykłym? Kiedy jego dźwięk zwiastował nowiny, rozmową ciekawą niezmiernie, kiedy był nowością i mrocznym przedmiotem pożądania?A dziś? Dziś jest smyczą, którą tak trudno dobrowolnie odpiąć. Dziś jest natrętem obecnym w niemal każdej chwili życia. Dziś jest wyrzutem sumienia trzymanym w dłoni, kiedy zamiast zielonej słuchawki wciskam ‘odrzuć’. Nie potrafię się już bez niego obyć, ale i nie lubię go strasznie. Odkąd mam telefon, nigdzie nie jestem sama... A przecież każdy czasem potrzebuje odrobiny samotności...

Brak komentarzy: