7 sierpnia 2005

Moje rozstania...

Co jest takiego w rozstaniach, że wzbudzają emocje, co w nich jest takiego…? Że zostają w głowie tak długo, że choćby i ulgą były nie można o nich zapomnieć. A kiedy są smutkiem – jakże trudno ten smutek z myśli wyrzucić.Czym jednak życie bez rozstań było by – jedynie pasmem zwykłości. To, co w rozstaniach najpiękniejsze to powroty. To słowa w eter w wypowiadane, słowa takie, których bez rozstania czasem wypowiedzieć jakby nie wypada. To słowa pisane. Dziś już nie atramentem skreślane na papierowym powierniku, ale wystukane klawiszami komputera, telefonu… Słowa pisane, które do łask powracają dzięki rozstaniom. To marzenia i tęsknoty zawarte w 160 znakach, ciepłe dzień dobry i namiętne dobranoc. To rozmowy, na które w domu, w codzienności czasu brakuje. To słowa przynoszące czułe myśli, którymi można się otulić jak najmiększym kocem. I przeczekać. Przeczekać rozstanie…Co jest takiego w rozstaniach, że bez nich trudno jest żyć. Wszak rozstanie to prolog powrotu, powitania… Dlatego właśnie kocham rozstania. Choćby i krótkie. Nawet te, które trwają od poranka do wieczora. Kocham rozstania – nie są wieczne. Tylko czasami czekanie tak się dłuży… Ciekawe czy kiedyś nauczę się czekać…

Brak komentarzy: