31 stycznia 2007
Emocjonalna wylinka
GOTHIC FETISH PARTY vol.3
- zróżnicowanie ceny biletów w zależności od zachowania lub nie dresscode
Innowacje artystyczne:
- Grupa Taedium
- pokaz FemDom
- Medical fetish (gorset z igieł w konwencji sali operacyjnej)
Dresscode mile widziany, w pozostałych przypadkach obowiązkowo czarne ubranie (wejście zwykło-czarnym ubraniu kosztowało 20 PLN, w dresscode 5 PLN a kobiety w stosownym ubiorze wchodziły gratis), impera otwarta dla wszystkich
Publikacje:
30 stycznia 2007
Dejavu?
Właśnie tak się czułam, w dużej mierze. No, bo miejsce to samo, które tak dobrze znam, z takich właśnie okazji. I meble, i sprzęty te same. I ludzie niemal w tym samym składzie. I tylko ja w jakimś innym wcieleniu. Bo przecież to ja zawsze byłam tą, na która zwrócone były oczy obecnych oraz dłonie i słowa Dominujących. Tak samo jak zazwyczaj Pan zapiął obrożę i przypiął do niej smycz. Ale to nie była moja purpurowa biżuteria i nie moja szyja. Nie bardzo potrafiłam się w tym znaleźć. Bolało. Bardzo bolało. Zwłaszcza, kiedy słowa te same i gesty, i nawet pieszczoty. Zachowania hmmm… jakieś takie skopiowane nieudolnie. Jeden jest wzorzec metra, jeden kilograma i tylko jedna jest kobieta, przed którą z rozkoszą i oddaniem skłonię głowę. I chociaż dużo gestów przywoływało wspomnienie to jednak nie było tego, co przeszywa od stóp do głów. Nie było, i nie będzie. Dziwnie było oglądać to z boku. Ale najdziwniejsze było nie to, na co patrzyłam, ale to, co widziałam. A zapragnęłam mojej Dręczycielki z jej uśmiechem i szeptem. Z paznokciami wytyczającymi ścieżki na szczyt rozkoszy. Z błyskiem źrenicy delektująca się ofiarowanym jej bólem.
Nie było współodczuwania. Nie było reakcji fizycznych na emocje. Nie czułam emocji. A może współodczuwanie, to moje szalone przejmowanie emocji i odczuć ma związek nie tyle z osobą uległą, co z dominującą? Może to właśnie wtedy, kiedy znam ruch dłoni, siłę palców, słodycz ugryzienia i ból pieszczoty potrafię wyczuć, co dzieje się w tym drugim ciele? Tym razem nawet strużki parafiny oblepiające sutki nie wywołały u mnie gęsiej skórki.
29 stycznia 2007
Niekiedy wystarczy
Zastanawiam się czasami jak łatwo potrafią ludzie zapomnieć. A może to ja mam jakiś defekt, że muszę pamiętać? Jakoś tak przeszłość bardzo głęboko zapuszcza we mnie korzenie. Nie potrafię jej wyrwać z pamięci i z serca. A może ta przeszłość jest jak mandragora, która wyrywana krzykiem zabija swojego oprawcę? Może właśnie, dlatego opleciona jestem jej korzeniami i tak dobrze jest we mnie wspomnieniom? Czasami wystarczy tylko kilka słów wystukanych…
28 stycznia 2007
Na uwięzi
26 stycznia 2007
...
Dziś jako widz
===========
LA 2007-04-10 17:31:44 83.28.221.54
LA czyta czasem co piszesz...Pamiętaj , że jesteś Z J A W I S K O W A !pozdrawiam :-))zooza
21 stycznia 2007
A może inaczej podejśc do tematu?
19 stycznia 2007
Terminy, terminy, terminy...
18 stycznia 2007
Gothic Fetish Party 3
Ochrona bez zarzutu odebrano nawet pięciocentymetrowego victorinoxa w breloczku do kluczy. Nie słyszałam żadnych niestosownych komentarzy, sprawdzana wchodzących pod względem posiadania aparatury fotografującej. Wszystkie depozyty bezproblemowo odzyskiwane były przy wyjściu. Wyjątkowo słabym punktem programu była obsługa fotograficzna. A odpowiedzią na pytanie jest sprzęt, sprzęt, sprzęt. No, bo jak można mieć nadzieję na dobre fotki pstrykane w ciemnym I zadymionym pomieszczeniu kompaktem bez lampy. Jeśli ma powstać potrfolio z pokazów Taedium to należy wybrać kogoś ze sprzętem odpowiednim do warunków scenicznych. Za karygodne uważam umieszczenie na stronie klubu zdjęć, gdzie goście są identyfikowalni z twarzy. Sorry, ale jeśli decyduje się na obecność na imprezie, w niekonwencjonalnym stroju, skuszona zakazem fotografowania to domniemuję, że publikowane fotki będą miały wyblurowane twarze tych, którzy nie wyrażali zgody na robienie im zdjęć. Takie są reguły zaufania, które w tym przypadku zostały naruszone. Trzeba się zdecydować – albo nie upubliczniać fotek, albo włożyć w to trochę pracy i nie robić z gości balonów. A tak jest wpadka.
W dalszym ciągu impreza przypomina oczekiwanie w foyer w przerwie spektakli. Nie ma prowadzenia imprezy ani werbalno-koncepcyjnie przez osobę w typie wodzireja, ani muzycznie przez różnicowanie nastroju dźwiękowego, ani przez możliwość integracji, ani przez sprzyjanie czy zachęcanie do spontanicznych akcji. Równie dobrze można nadać imprezie tytuł w oczekiwaniu na pokazy. No właśnie – pokazy. Tu należy odnotować znacząca poprawę jakości, zarówno pod względem różnorodności jak i jakości, choć nie wszystkich.
Pierwszy pokaz, w moim odczuciu, miał przekazać historię rosnącej i daleko posuniętej agresji, deprecjacji wartości. W dwóch słowach przedstawiał dwie dziewczynki i walkę o laleczkę. Walkę zakończoną śmiercią jednej z nich. Nie podobał mi się ani epizod, ani jego zagranie. Ale dla tych, którzy lubią krwiste sceny mógł być dobra pożywką.
W drugim pokazie bardzo widoczna była precyzja w doborze scenografii i jednolitości przekazu, którą z wyczuciem słonie w składzie porcelany popsuł Kudlaty. Pokaz dotyczył tematyki medical fetish, był pomyślany jako operacja. Większość biorących udział w scenie miała na sobie charakterystyczne zielone atrybuty sali operacyjnej w postaci fartuchów, maseczek, rękawiczek, co w połączeniu z rekwizytami strzykawki, stolik z narzędziami, kroplówka, stetoskop dawało spójny obraz. Niestety Kudłaty w swoim nieśmiertelnym czarnym lackowym płaszczu pasował na scenie jak kwiatek do kożucha. Z rogatą maską na twarzy sprawiał wrażenie jakby zaplątał się tu z całkiem innej bajki. A wystarczyłoby, żeby przywdział zielony fartuch. No, ale przecież najważniejszy jest przekaz ‘szatan, szatan, wokół nas”. Na szczęście nie był w stanie zepsuć całego pokazu (pomimo, że stanął centralnie przed główna bohaterka – pacjentką – zasłaniając ją dość skutecznie). W każdym razie z dala od oczu widzów doktor dziergał kunsztowny ‘gorset’ z igieł i wstążki na plecach pacjentki. Pokaz dzieła wywołał głośne westchnienie wśród publiczności. Polem jeszcze spektakularne wyciąganie igieł przy pomocy szczypiec, zwieńczone lubieżnym zlizaniem strużek sączącej się krwi przez szalonego doktorka. Przez cała operację asystentka prezentowała z zapałem zarówno narzędzia, którymi pracował jak i swoje wdzięki osłoniete jedynie rozchylającym sie, kusym fartuszkiem. Gdyby nie zgrzyt z ubiorem jednego z ‘graczy’ byłby to super udany pokaz.
Na kolejny przyszło poczekać godzinkę, ale było warto. Domina w pięknie eksponującym wdzięki kombiku i gorsecie dała pokaz klasycznej dominacji nad uległym, pokaz w pięknym stylu. Dość powiedzieć, że on sam będąc owinięty czarną folią doświadczył chłosty różnymi narzędziami rozpięty w pozycji X, zaprezentował się na czworakach adorując obcasy swojej pani I wylizując do czysta i miskę, a nawet leżąc na wznak zaspokoił językiem Dominę siedzącą na jego twarzy. Tak, tak wielce erotyczny był to pokaz I niesamowicie sugestywny.
Na koniec podwieszenie połączone z delikatnym woskowaniem i chłostą. Niestety koncepcje zmieniały się trakcie wiązania, co dało się zauważyć w związku z nerwowym poszukiwaniem rekwizytów. Nie mniej jednak zwieńczeniem krzątaniny była efektowna kompozycja z ciała I sznurka. Jako duży plus zapisać musze próbę nawiązania interakcji z publicznością, przez dopuszczenie jej do decydowaniu o zakończeniu bądź kontynuowaniu wiszenia. Jest nadzieja, że na kolejnym pokazie więcej ze sznurowania zobaczymy na scenie (tym razem część tego odbywała się poza sceną).
Reasumując: Impreza dużo lepsza od poprzedniej, ciągle jeszcze brak integracji wywołującej efekt synergii inności, ale wszystko na dobrej drodze. Zdecydowany minus to brak widoczności podczas pokazów, zwłaszcza tego, który dala nam Domina z psem. Integracja na poziomie zero plus, muzyka coraz lepsze bo cichsza.
==========
Bornagainst 2007-01-23 19:52:52 62.179.90.110
Clubrock ma swój regulamin tyczacy zdjęć typu że wchodząc akceptujesz go i dajesz zgodę na robienie Tobie fotek. Pech chce że ten zapis jest niezgodny z prawem prasowym, a to stoi wyżej niż jakieś knajpowe zasady.Liczyłem na więcej spankingu i służenia, bo kłucie jakoś mało mnie pociąga.Wg mnie DJ dawali ciala niestety knocąc od czasu do czasu fajne kawałki.Niemniej zrelaksowałem się na tej imprezie.
17 stycznia 2007
Jeden z dziesięciu po tuningu
Dość powiedzieć, że z luźnej rozmowy w samochodzie, z hasła rzuconego dla żartu rozwinęła się całkiem długa rozmowa o fetyszach właśnie. A potem, po kolacji...
No właśnie. Piwko jedno, drugie, krwawa marry i ciekawość bierze górę. I zaczynamy taniec z pytaniami. Przerywam dywagacje i zaczynam jak zawsze – od definicji. Jestem zdania, że to podstawa, w każdym temacie, także w klimatycznym. Takie słowo jak fetysz – niby powszechnie znane, ale ludzie zapytani o definicję nie bardzo są w stanie ją podać. Mnie osobiście najbardziej odpowiada ta, którą podaje encyklopedia PWN - wszelkie formy stałego zaspokajania popędu seksualnego w sposób odbiegający od typowego w danej kulturze. Piękne, nieprawdaż? Taki cytat trochę ludzi stopuje. Widzę jak trawią zdanie we własnych umysłach. Niektórzy zapewne zaczynają proces wartościowania i etykietkowania. Jestem gotowa na okrzyknięcie mnie zboczeńcem, to dość powszechne. Zgodnie z dewizą jeśli czegoś nie znam – atakuję. Ale liczę na to, że z pośród kilkunastu osób przy stole znajdzie się choć kilka, w których zwycięży ciekawość. Ja już wiem o nich sporo, w każdym razie w obszarze dotyczącym fetyszyzmu. Wiem, że nie wiedzą. Wiem, że są ciekawi. Wiem, że jestem pierwszą osoba, z którą się zetknęli na żywo i świadomie. Zanęciłam i czekam czy zaczną brać. Nad stołem zalega przez chwilę cisza. Trochę wstydliwa. A ja się zastanawiam, jakie będzie pierwsze pytanie. I nie wiem czy zapytają wprost czy jestem fetyszystka czy raczej o to, jakie są fetysze. To pierwsze ciekawi ich bardziej, ale jest bardzo bezpośrednie. Raczej nie starczy im odwagi. To drugie będzie jak bridgowe trzy trefle – deklaracją dobrej woli i zainteresowania. Czekam sącząc powoli wodę z wysokiej szklanki. Omiata wzrokiem towarzystwo przy stole i czekam, zastanawiam się, kto pierwszy otworzy usta.
- Jakie są fetysze?Czyli jednak trzy trefle – dobrze, a więc powolutku. Zaczynam spokojnie i oględnie, o ubiorach, o butach, o włosach. Pytanie mnożą się, a ja czuję się jak podczas teleturnieju jeden z dziesięciu. Tyle tylko, że odpowiadający jest tu jeden a pytających kilkunastu. Zaczynają się rozkręcać. Opowiadam o tworzącej się dopiero scenie fetyszowej w kraju, o tym, że większość ludzi boi się jednak wyjść z szafy, o tym jak trudno jest zamknąć warszawski klub na sobotnia noc, o imprezach. I oczywiście pada sakramentalne stwierdzenie, że impreza kończy się orgią seksualna. Jakże wielkie jest zdziwienie moich interlokutorów, kiedy odpowiedz jest przecząca. I w tym tkwi sedno, że fetysz jednych nie jest fetyszem innych. A nawet jeżeli jest to ten sam przedmiot, ta sama część garderoby czy ciała – nie po to się ludzie spotykają na takiej imprezie, żeby się bzykać jak króliki. Więc co? Co się dzieje na takich imprezach. Wiem, że nie wszystko można powiedzieć, nie za pierwszym razem. Co ciekawe zainteresowanie rozmówców jest większe niż ich dezaprobata, dla opisywanych działań.
Sama sprowokowałam tę dyskusję. Mogłam zbyć zarówno zaczepki w samochodzie, jak później przy stole. Świadomie rzuciłam ziarenka informacji, żeby zakiełkowała ciekawość. Dlaczego? Ano, dlatego, że oceniłam świadomość moich rozmówców, ich wykształcenie i otwartość umysłów na takim poziomie, który pozwala na polemikę. Owszem było ryzyko, że zostanę okrzyknięta zbokiem i ktoś z impetem wstanie od stołu waląc w niego pięścią. Ale ryzyko istnieje zawsze. Uważam, że tak długo, jak człowiek czegoś nie zna obawia się tego, podświadomie. Pokazałam, że można rozmawiać nawet o sprawach mniej jasne strony człowieka w sposób kulturalny i profesjonalny. Takie rozmowy potrafię być inspirujące. Ta była. W szczególności dla nich. Nie zamierzam nikogo agitować, próbuję jedynie pokazać, że fetyszyści są taki samymi ludźmi jak inni. Z fetyszyzmem jest jak ze szpinakiem jedni go kochają, inni tolerują, a jeszcze inni nie znoszą. I co? Szpinak jak był w menu tak jest i ma się doskonale. Z upodobaniami seksualnymi jest podobnie. Jak mawia Pewien Młody Człowiek – trzeba kolekcjonować doświadczenia, gdybyśmy wszyscy lubili to samo byłoby nudno.
==========
Julia 2007-01-22 01:23:14 85.89.175.6
To dołacze do Ciebie. To tak zeby nie bylo nas malo:)Pozdrawiam:)
15 stycznia 2007
Ocalić od zapomnienia
Było miejsce w sieci, nie w zasadzie jeszcze jest, które lubiłam odwiedzać. Lubiłam, bo mówiono tam o rzeczach ludzkich. Ładnym językiem, z wyczuciem i delikatnością. Bez względu na to, czy było to o pieszczotach czy o bólu. To miejsce niebawem zniknie. Zniknie, bo tak zdecydowano. Szanuję to, ale jednocześnie robię co mogę (w granicach podarowanych przez twórcę tego miejsca) żeby zachować część dorobku. To dziwne, ale jakoś po prostu przywiązuję się do miejsc i nie lubię marnotrawstwa. Tak samo było ze Szkołą BDSM – ludzie ją tworzyli i ludzie odchodzili, ale zawsze opowiadałam się za zachowaniem dorobku. Ocalić od zapomnienia. Dla siebie, żebym mogła cieszyć się historią, dla innych – żeby mieli szansę zetknąć się z tym jakże ciekawym i otwartym spojrzeniem na seksualność człowieka. To zajmie mi trochę czasu, zanim przeformatuję to na potrzeby nowego miejsca spoczynku, ale wiem, że warto. I zrobię to.
==========
Lestat lestat25@o2.pl2007-01-21 22:02:25 212.122.214.202
Tez znam to miejsce i tez boleje nad tym ze zniknie :( Fakt ze takie tragedie - jak autorce tamtego miejsca - sie zdazaja, dociera do nas w pelni dopiero gdy zaboli choc nie bezposrednio nas samych. To bylo piekne miejsce, pelne milosci, spokoju i glebokiego zrozumnienia piekna jakim jest bdsm i partnerski zwiazek :(
14 stycznia 2007
Wyznanie - przyznanie
12 stycznia 2007
Znowu Rock Club
=============
Bornagainst bornagainst@go2.pl2007-01-15 09:44:38 195.33.129.150
To byliśmy na tej samej imprezie. Dla ułatwienia identyfikacji podam,że byłem jednym mundurowym, który ciut zakpił z konwencji czarnego.Wrażenia mam mieszane co do tej imprezy, ale o tym później
Urodzinowe Suunto z bitą śmietaną i bąbelkami
W sumie całkiem udane te urodzinki, bo i bliskie spotkanie z bronią, i przepyszny sex, i torcik, i szampanowate bąbelki, i kompik. Najwidoczniej do wyrafinowanych prezentów trzeba dorosnąć, a na mnie już czas. Poza tym podjęłam decyzję o wizytowaniu strzelnicy. Nie ma zmiłuj -muszę się ostrzelać - bo nie sposób słaniać się na nogach, w przemoczonych majtkach i z błędnym wzrokiem na widok każdej spluwy. Swoją drogą interesujące może być szczytowanie podczas strzelania i ciekawe jak wówczas z celnością.
Tak czy owak atak na strzelnicę Legii już niebawem. Z klauzulą wykonalności a.s.a.p.
11 stycznia 2007
Z pistoletem w tle
10 stycznia 2007
Najdziwniejsza z urodzinowych niespodzianek
Ale najpierw była rozmowa, dodać należy, że w biurze i całkowicie służbowa. I kiedy już się rozchodziliśmy stało się. Otworzył szufladę, sięgnął ręką i pewnym, spokojnym ruchem wyjął glocka. Widok tego zgrabnego, czarnego kształtu postawił mnie na baczność. To, co działo się dalej jest mgliste, choć doskonale pamiętam jak zareagowało moje ciało. Obraz gabinetu stał się nagle rozwodniony, jakby widziany przez kroplę wody. Poza miejscem, w którym stał facet z pistoletem. Co tam facet, pistolet mnie hipnotyzował. Czułam jak nieznacznie uginają mi się kolana, pojawiły się natychmiast pierwsze objawy ślinotoku.
- Nosisz broń? – pytanie wyrwało się ze mnie w nadziei, na potwierdzenie, że to, co widzę jest prawdą.
- Tak. Nie wiedziałaś?
- Nie – skłamałam bez zastanowienia. Nie chciałam, żeby wyszedł, chociaż wiedziałam, że kolejne spotkanie nie może czekać. Stałam między nim a drzwiami i zachłannie pożerałam wzrokiem Mroczny Przedmiot Pożądania wzrokiem.
- Co się dzieje? - zapytał robiąc krok w stronę drzwi.
Ale ja widziałam jedynie krok w moją stronę i ruch ręki, która sprawnie przypięła kaburę do paska. Usta miałam pełne śliny, bałam się je otworzyć.
- Co jest? - zabrzmiało jeszcze bliżej mnie.
- Ja… Ja… Broń… Fetysz…. Artykułowałam bez ładu i składu.
- Tak?! – stwierdził z wyraźnym zadowoleniem w głosie – to masz.
Sprawny ruch i charakterystyczny szczęk uświadomił mi, że to się dzieje naprawdę. W tej samej chwili wyjęty magazynek ucałował hałaśliwie biurko, a ręka trzymająca pistolet zwróciła się ku mnie. . Lufa skrywana we wnętrzu dłoni i zachęcająco uśmiechająca się do mnie rękojeść. Widziałam tylko czerń, namacalną, fizyczną czerń. I wyciągnęłam z nabożeństwem palce w jej stronę. Szybko jednak cofnęłam dłoń widząc drżenie palców.
- Lepiej nie… - tyle tylko zdołałam wydukać.
- Jak chcesz – zabrzmiało z rozczarowaniem.
Obraz oddalającej się czerni składanej w całość przy szczęku metalu wystarczył, żeby całe podbrzusze zamieniło się w kamień. Skurcz był niesamowicie silny. Wydawało się, że wszystko zatrzymało się, że czas przestał płynąć. Wiedziałam, że muszę stamtąd wyjść. Nadludzkim wręcz wysiłkiem oderwałam wzrok od wypełnionej już kabury. Odwróciłam się i z uczuciem całkowitego braku kontaktu z rzeczywistością wyszłam z gabinetu. Dobrą godzinę zajęło mi dojście do siebie, uspokojenie oddechu, zapanowanie nad drżeniem. Tylko wzrok miałam podobno nieobecny jeszcze długo po tym zdarzeniu.
No, co ja poradzę, że „mi staje” na pistolety. A przy okazji rozmowy na temat tego zdarzenia z Panem Mężem powstało zupełnie nowe znaczenie stwierdzenia „nie miałam wyjścia - groził mi bronią” oraz dowcip sytuacyjny
- Ile czasu potrzeba żeby zwilżyć kobietę?
- Tyle ile trwa przeładowanie pistoletu.
Tiaaaa. Jest nieźle.
9 stycznia 2007
Ubiegłoroczne to do
Już prawie-prawie
Wygląda na to, że będzie to praca na ugorze bo takie wolne i artystyczne dusze z jakimi pracuję nie bardzo chcą się dostosować do sztywnych terminów na wykonanie czegoś. Trzeba będzie zrobić wersję dla ludzi z głową w chmurach. Wygląda na to, że mam wybrany system i do tego klepniety. Taadaaam. Po dwóch miesiąca jestem zmęczona używaniem tego czegoś, co nie odbiega od zapisków w zeszycie. Już się ciesze na ten krótki plan kont z analityką na wyróżnikach, które zastapią dziesiątki tabelek w excelu. A swoją drogą jeśli zsumowac czas poświęcany przez ludzi na wpisywanie tych samych liczb do różnych tabelek to spokojnie wyjdzie z tego pełen etat. A tak wszystko w jednym miejscu, wpisane jeden raz i przede wszystkim dynamicznie się uaktualniające.