9 stycznia 2007

Już prawie-prawie

Powoli zaczynam się wygrzebywać z pod sterty papierów na biurku. Czasami kocham moja prace a innym razem jej nie cierpię. No bo jak inaczej reagować na ludzi, którzy zakopują faktury w swoich biurkach. W efekcie w dniu wczorajszym popełniałam rachunek zysków i strat 'zaledwie' w jedenstu wersjach. Bo niby juz miało być wszystko, a nagle wpadał człowiek z szaleństwem w oczach i krzykiem "mam jeszcze dwie faktury z grudnia!". Dla niego to sukces, że ja odnalazł, dla mnie - ta sama robota po raz enty. Przeliczenie rezerw i kiedy już chcę skałdac zabawki pojawia się nastepny. Tym razem z informacją, że klijent chce jednak fakturę za usługę z grudniową datą. I abarot zabawa. Jak się uporam z papierologią to czeka mnie wykład z księgowego bhp dla ludzi.

Wygląda na to, że będzie to praca na ugorze bo takie wolne i artystyczne dusze z jakimi pracuję nie bardzo chcą się dostosować do sztywnych terminów na wykonanie czegoś. Trzeba będzie zrobić wersję dla ludzi z głową w chmurach. Wygląda na to, że mam wybrany system i do tego klepniety. Taadaaam. Po dwóch miesiąca jestem zmęczona używaniem tego czegoś, co nie odbiega od zapisków w zeszycie. Już się ciesze na ten krótki plan kont z analityką na wyróżnikach, które zastapią dziesiątki tabelek w excelu. A swoją drogą jeśli zsumowac czas poświęcany przez ludzi na wpisywanie tych samych liczb do różnych tabelek to spokojnie wyjdzie z tego pełen etat. A tak wszystko w jednym miejscu, wpisane jeden raz i przede wszystkim dynamicznie się uaktualniające.

Brak komentarzy: