18 stycznia 2007

Gothic Fetish Party 3

Ciekawość zwyciężyła – pojawiliśmy się na Racławickiej parę minut po dwudziestej drugiej. Z przewidywanych spraw sprawdziło się kilka. Po pierwsze nie było niemal nikogo ze znanego nam bdmsowego towarzystwa (jednak wrażenia ogłuszającego łomotu z poprzedniej edycji były wystarczająco zniechęcające). Po drugie wstęp wolny (znaczy płatny, ale nieograniczony) dla ubranych na czarno zgromadził sporo przypadkowych ludzi. Ale i kilka mnie zaskoczyło i to milo. Przede wszystkim muzyka – była dużo cichsza. Nie tak jak można sobie to wymarzyć, ale jednak. W przeciwieństwie do poprzedniego razu nie były konieczne ani kartki do komunikacji pisemnej ani spacery na zewnątrz. Dalekie to jeszcze od ideału, ale zawsze coś. Goście, ludzie znaczy. Trzeba przyznać, że większość była ubrana gdzieś w okolicach dresscode, a reszta faktycznie na czarno. Znaczy postarali się i nie wiem co zadziałało bardziej efekt ekonomiczny (wejście na zwykło czarno kosztowało 20 PLN a kobiety w stosownym ubiorze wchodziły gratis) czy może fakt, że ludzie przyszli świadomie. Poziom dźwięków wykluczał, co prawda integrację miedzy podgrupami, ale generalnie plus za progres.

Ochrona bez zarzutu odebrano nawet pięciocentymetrowego victorinoxa w breloczku do kluczy. Nie słyszałam żadnych niestosownych komentarzy, sprawdzana wchodzących pod względem posiadania aparatury fotografującej. Wszystkie depozyty bezproblemowo odzyskiwane były przy wyjściu. Wyjątkowo słabym punktem programu była obsługa fotograficzna. A odpowiedzią na pytanie jest sprzęt, sprzęt, sprzęt. No, bo jak można mieć nadzieję na dobre fotki pstrykane w ciemnym I zadymionym pomieszczeniu kompaktem bez lampy. Jeśli ma powstać potrfolio z pokazów Taedium to należy wybrać kogoś ze sprzętem odpowiednim do warunków scenicznych. Za karygodne uważam umieszczenie na stronie klubu zdjęć, gdzie goście są identyfikowalni z twarzy. Sorry, ale jeśli decyduje się na obecność na imprezie, w niekonwencjonalnym stroju, skuszona zakazem fotografowania to domniemuję, że publikowane fotki będą miały wyblurowane twarze tych, którzy nie wyrażali zgody na robienie im zdjęć. Takie są reguły zaufania, które w tym przypadku zostały naruszone. Trzeba się zdecydować – albo nie upubliczniać fotek, albo włożyć w to trochę pracy i nie robić z gości balonów. A tak jest wpadka.

W dalszym ciągu impreza przypomina oczekiwanie w foyer w przerwie spektakli. Nie ma prowadzenia imprezy ani werbalno-koncepcyjnie przez osobę w typie wodzireja, ani muzycznie przez różnicowanie nastroju dźwiękowego, ani przez możliwość integracji, ani przez sprzyjanie czy zachęcanie do spontanicznych akcji. Równie dobrze można nadać imprezie tytuł w oczekiwaniu na pokazy. No właśnie – pokazy. Tu należy odnotować znacząca poprawę jakości, zarówno pod względem różnorodności jak i jakości, choć nie wszystkich.

Pierwszy pokaz, w moim odczuciu, miał przekazać historię rosnącej i daleko posuniętej agresji, deprecjacji wartości. W dwóch słowach przedstawiał dwie dziewczynki i walkę o laleczkę. Walkę zakończoną śmiercią jednej z nich. Nie podobał mi się ani epizod, ani jego zagranie. Ale dla tych, którzy lubią krwiste sceny mógł być dobra pożywką.

W drugim pokazie bardzo widoczna była precyzja w doborze scenografii i jednolitości przekazu, którą z wyczuciem słonie w składzie porcelany popsuł Kudlaty. Pokaz dotyczył tematyki medical fetish, był pomyślany jako operacja. Większość biorących udział w scenie miała na sobie charakterystyczne zielone atrybuty sali operacyjnej w postaci fartuchów, maseczek, rękawiczek, co w połączeniu z rekwizytami strzykawki, stolik z narzędziami, kroplówka, stetoskop dawało spójny obraz. Niestety Kudłaty w swoim nieśmiertelnym czarnym lackowym płaszczu pasował na scenie jak kwiatek do kożucha. Z rogatą maską na twarzy sprawiał wrażenie jakby zaplątał się tu z całkiem innej bajki. A wystarczyłoby, żeby przywdział zielony fartuch. No, ale przecież najważniejszy jest przekaz ‘szatan, szatan, wokół nas”. Na szczęście nie był w stanie zepsuć całego pokazu (pomimo, że stanął centralnie przed główna bohaterka – pacjentką – zasłaniając ją dość skutecznie). W każdym razie z dala od oczu widzów doktor dziergał kunsztowny ‘gorset’ z igieł i wstążki na plecach pacjentki. Pokaz dzieła wywołał głośne westchnienie wśród publiczności. Polem jeszcze spektakularne wyciąganie igieł przy pomocy szczypiec, zwieńczone lubieżnym zlizaniem strużek sączącej się krwi przez szalonego doktorka. Przez cała operację asystentka prezentowała z zapałem zarówno narzędzia, którymi pracował jak i swoje wdzięki osłoniete jedynie rozchylającym sie, kusym fartuszkiem. Gdyby nie zgrzyt z ubiorem jednego z ‘graczy’ byłby to super udany pokaz.

Na kolejny przyszło poczekać godzinkę, ale było warto. Domina w pięknie eksponującym wdzięki kombiku i gorsecie dała pokaz klasycznej dominacji nad uległym, pokaz w pięknym stylu. Dość powiedzieć, że on sam będąc owinięty czarną folią doświadczył chłosty różnymi narzędziami rozpięty w pozycji X, zaprezentował się na czworakach adorując obcasy swojej pani I wylizując do czysta i miskę, a nawet leżąc na wznak zaspokoił językiem Dominę siedzącą na jego twarzy. Tak, tak wielce erotyczny był to pokaz I niesamowicie sugestywny.

Na koniec podwieszenie połączone z delikatnym woskowaniem i chłostą. Niestety koncepcje zmieniały się trakcie wiązania, co dało się zauważyć w związku z nerwowym poszukiwaniem rekwizytów. Nie mniej jednak zwieńczeniem krzątaniny była efektowna kompozycja z ciała I sznurka. Jako duży plus zapisać musze próbę nawiązania interakcji z publicznością, przez dopuszczenie jej do decydowaniu o zakończeniu bądź kontynuowaniu wiszenia. Jest nadzieja, że na kolejnym pokazie więcej ze sznurowania zobaczymy na scenie (tym razem część tego odbywała się poza sceną).

Reasumując: Impreza dużo lepsza od poprzedniej, ciągle jeszcze brak integracji wywołującej efekt synergii inności, ale wszystko na dobrej drodze. Zdecydowany minus to brak widoczności podczas pokazów, zwłaszcza tego, który dala nam Domina z psem. Integracja na poziomie zero plus, muzyka coraz lepsze bo cichsza.

==========

Bornagainst 2007-01-23 19:52:52 62.179.90.110
Clubrock ma swój regulamin tyczacy zdjęć typu że wchodząc akceptujesz go i dajesz zgodę na robienie Tobie fotek. Pech chce że ten zapis jest niezgodny z prawem prasowym, a to stoi wyżej niż jakieś knajpowe zasady.Liczyłem na więcej spankingu i służenia, bo kłucie jakoś mało mnie pociąga.Wg mnie DJ dawali ciala niestety knocąc od czasu do czasu fajne kawałki.Niemniej zrelaksowałem się na tej imprezie.

Brak komentarzy: