21 lipca 2009

Dzieła zebrane Sally Mary


Raymond Queneau

Czekała na swoją kolej i co prawda czytania się doczekała ale przeczytania już nie. Rzadko zdarza mi się nie doczytać książki do końca ale w tym wypadku tak było. Początkowo drażnił mnie infantylny styl nastolatki, obfitujący w dziwną nowomowę. W miarę czytania irytował nie coraz bardziej. Powieść okrzyknięta obrazoburczą być może była nią w latach premiery (lata pięćdziesiąte dziewiętnastego wieku). Dziś jest nieświeża i po prostu nieatrakcyjna. Wszystko w niej lepi się od brudów zapyziałego miasta, dziwnych potraw, marazmu i piwa. Przerysowane, głupkowate postacie, banalna fabuła i w końcu opisy (bynajmniej nie pięknych okoliczności przyrody ale otoczenia lub ludzi). Niby jest tu coś-na-kszytałt-lolity, niby jest skandal i romans z morderstwem w tle, ale w całość to się nie składa.

Jeśli dodać do tego, że narracja jest prowadzona w pierwszej osobie liczby pojedynczej to obraz dorosłego faceta przybierający postać nastolatki zaczyna wyglądać w dość chory sposób. Jednym zdanie – chora, brudna nuda.

Brak komentarzy: