29 listopada 2007

Niedoczas

Prawie mi to przez gardło przejść nie chce, ale chyba w końcu muszę to powiedzieć. Ugryzłam więcej niż mogę zjeść i chyba zaczynam się lekko dławić. Doba za cholerę nie chce się rozciągnąć a szanowny ‘oryganizm’ zbuntował się nie chce funkcjonować w modelu 4/24. A mnie szkoda jest czasu na sen. Zwyczajnie zasypiając czuję jak tracę czas, bo przecież tyle jest jeszcze do zrobienia. Reaktywowałam wannoczytanie, książek całkiem spora porcja czeka na przeczytanie (nauczka – nie nabywać w jednym czasie wielu książek, bo zaczynam każdą po trochu). Ostatnio wpisałam na listę kolejnych parę pozycji i zamierzam w związku z tym nawiedzić bibliotekę. Przerywnikiem jest literatura tematyczna reklamowo-netowo-optymalizacyjna (akurat na szybką kąpiel w wannie). A swoją drogą to jakby mi kiedyś przyszło do głowy popełnić jakość pracę naukową o tematyce erotyczno-seksualnościowo-fetyszowo-artystyczno to mogę to zrobić niemal z marszu. Moja osobista biblioteczka (w tradycyjnym rozumieniu tego słowa) oraz zbiory elektroniczne wszelakich materiałów są pokaźne. Nie, żeby stwierdzić mam już wszystko ale raczej mam już listę wszystkiego, co napisane na temat zostało. Bibliografia jak ta lala (łącznie z pozycjami opatrzonymi komentarzem – nie dotykać gniot!). Gdyby przymus ekonomiczny nie determinował konieczności świadczenia pracy najemnej w wymiarze czterdziestu procent doby to oddawałabym się studiom dla przyjemności samego zgłębiania tematów. Tak to już jest z tą moją ‘skazą’ lubię się uczyć. Wiedzieć więcej. Człowiekiem renesansu być, oj tak… Może kiedyś, w następnym życiu.

27 listopada 2007

Zamek uciech z pejczem i obrożą - po polsku

Wiele hałasu o nic - impreza się nie odbyła, była zaplanowana na lato 2005 roku a dziś się niektórzy podniecają bo ktoś, gdzieś, przypadkiem znalazł w sieci stronę z informacją o klimatycznej imprezie. Zainteresowanych tematem odsyłam do artykułu.Żenujące robienie sensacji i to bez powodu. I jeszcze jakiś niezrozumiały "patriotyzm lokalny", że takie "świństwo" odbywać się miało w "naszej" miejscowości. W efekcie całkiem przyjemne wnętrza zostały starcone na wieki dla klimatycznych celów :(. A oto i powód całego "skandalu" - polska strona z informacją o imprezie Sadomasoneria Party.W tej sytuacji nie ma się co dziwić, że później wynajęcie dobrego lokalu na klimatyczną imprezę graniczy z cudem. Dla świętego spokoju właściciele odmawiają. A jeśli impreza jest zamknięta to nikomu nic do tego, co się na niej dzieje. Nie ma przypadkowych gapiów, goście wiedzą w jakim celu na taką imprezę się wybierają. Niestety, wygląda na to, że długo jeszcze w tym kraju nie doczekamy się jawnie reklamowanej, dużej imprezy w klimacie fetysz/ bdsm choćby takiej jak londyński doroczny Skin Two Rubber Ball.

9 listopada 2007

Bajkowo...

Przyszło mi do głowy, żeby jednak reaktywować koncepcję bajek dla dorosłych, którą obmyśliłam przy okazji planowania pokazów imprezowych. Co prawda w innej nieco konwencji i technice innej ale zamysł pierwotny pozostaje bez zmian. Co więcej – aktualna brana pod uwagę technika pozwoli na eliminację tych ograniczeń, które wynikały z pokazu na żywo, a przede wszystkim dzięki montażowi pozbędzie się dłużyzn. Pozostaje jeszcze pytanie czy koncepcja się spodoba realizatorom, ale tego dowiem się niebawem. Tak czy owak bajkowa koncepcja wydaje się być przywrócona do życia.

8 listopada 2007

Jacques Callot - szesnastowieczny perwers

Jacques Callot urodził się w 1592r. w Nancy, w Lotaryngii, gdzie także zmarł w wieku 43 lat. Pochodził z prominentnej rodziny, jego ojciec był mistrzem ceremonii na dworze księcia. Tę znajomość protokołu wykorzystywał często w opisach własnej osoby towarzyszących jego pracom. Podczas pobytu we Florencji w latach 1612-1621 uczył się technik malarskich. Wkrótce stał się niezależnym malarzem, rysownikiem i grafikiem pracującym na dworze Medyceuszy. W 1612r. powrócił do Nancy, gdzie pozostał do końca życia. Publikował głownie w Paryżu, ale jego prace były znane w całej Europie. Jednym z kolekcjonerów prac Callota był Rembrandt.

Callot jest zasłużony dla sztuki graficznej, zasłynął przede wszystkim swoimi rysunkami i akwafortami przedstawiającymi sceny fantastyczne, odrealnione i zaskakujące. W swoich pracach oddawał realia czasów mu współczesnych uwieczniając sceny zwykłego życia wiejskiego, pijaków, żołnierzy, Cyganów czy żebraków. Nie stronił także od scen dworskich, które choć pełne realizmu oddającego cielesność zaskakiwały swoją kompozycją. Trudno jednoznacznie ocenić czy prace miały charakter potępiający w stosunku do rozpustnego życia jakie pokazywały, czy wręcz przeciwnie – wyrażały fascynację, a może i zachwyt. Jedno jest pewne trudno o równie obszerną i różnorodną kronikę epoki.
Jego dorobek jest przekrojom przez chyba niemal wszystkie kategorie opisane w katalogu dewiacji i wszelkich możliwych kombinacji płci i ilości uczestników. Od klasycznego jeden na jeden, przez figle z osobą duchowną po grupensex.












Do tego całkiem pokaźny zestaw s/m z chłostą w roli głównej







Sceny grupowe nie poprzestają na klasyce, uwiecznione ołowkiem zostały damsko-męskie przekładańce i ciągi w rodzaju szeregu wzajemnie kopulujących królików. Nie stroni także autor od stosunków międzyudowych z młodymi mężczyznami, a także elementów związanych ze śmiercią. Autor nie przejawiał zahamowań jeśli chodzi dobór tematyki swoich prac, nieprawdaż? Nie łatwo jest dotrzeć do tch bardziej kontrowersyjnych prac, ale jest to możliwe.

2 listopada 2007

Adoracja

Z mych pocałunków szata twej nagości,
Z warg moich na niej purpurowe róże,
W które cię stroić nigdy się nie znużę,
Tknąć ciebie kwiatom broniąc w ust zazdrości!

Z zachwytów moich kadzidła wonności,
Co owiewają cię w uwielbień chmurze!
Z dumy mej tobie stopień i podnóże,
I hołdowniczy kobierzec miłości!


Na swojej skroni twoje stopy noszę
Jako niewolnik pełne kwiatów kosze...
Ugięty klęczę i powstać się boję!

Na czole stopy twoje obnażone
Dzierżę jak żywych klejnotów koronę,
Bo na twych stopach chodzi szczęście moje!

Leopold Staff



Jest Staff jednym z tych facetów, którzy, w moim mniemaniu, posiedli dar czarowania słowem. Ze słów prostych i znanych potrafi wyczarować ażurowe cacko z kunsztownym wzorem, w którym każdy, co zechce, zobaczy. Doprawdy słodko jest wspinać się po stopniach słów odkrywając z każdym krokiem ich nowe znaczenia. Kiedyś, dawno Adoracja była pięknym erotykiem. Po prostu. I tyle. Chwilą uniesienia zapisaną literami, chwilą uniesienia odczytywaną z liter, chwilą uniesienia, którą sobie zagarnęła moja zachłanna dusza. Dziś, kiedy bagaż doświadczeń większy już na moim grzbiecie się uskładał umysł każe mi inaczej odczytać dwie ostatnie strofki. A stopy na czole postawione i klęczącą postać nie tylko w kategoriach metafory odczytać, ale i wprost. Ciekawe doświadczenie czytać dziś, coś, co pamięta się z dawnych lat. Czytać i odczytywać zaskakująco inne treści.

1 listopada 2007

Kobiety widziane okiem Barbary Cole

Kim jest Barbara Cole? Po pierwsze modelka, w każdym razie jako nastolatka. Rzuciła szkołę po to, żeby poszukać tego, co chciałaby w życiu robić. Znalazła ją fotografia. Tak, to dobre określenie dla kogoś, komu zaproponowanie redaktorowanie w związanym z modą magazynie. Tak, czy owak szlifowała warsztat, żeby już niebawem móc powiedzieć - po drugie fotograficzka. Własne studio, praca dla telewizji, reklama (pokaźna lista poważnych klientów na koncie), ale jednocześnie ciągła potrzeba zmian warsztatu. Tak więc łączy fotografię z malarstwem – w formy zarówno odseparowane od siebie jak i przenikające się na jednej pracy. Urzekły mnie jej prace z aktualnie trwającej w wystawy w Iris Galery, Great Barrington w Massachusetts a zatytułowanej Painted Ladies.

Kobiety w tych pracach są takie jakie bywały na przestrzeni wieków – eterycznie piękne. Są takie jakie bywają dziś – chłodno niedostępne. Po prostu kobiece. Nagość odziana w przezroczyste muśliny i organzy, zatrzymane wspomnienie lub marzenie. Niecodzienne i zaskakujące zestawienia – choćby kobieta przy barze…



Gorąc ciała zestawiony z zimną, chropowatą powierzchnią ściany…



I tylko ciepła w barwie i fakturze drewniana podłoga łagodzi to poczucie chłodu, bo przecież nie ółprzezroczysta suknia…


Krocząc po miodowym drewnie gubi gdzieś swoją śnieżną szatę. Ta, którą próbuje się okryć ma teraz barwę wina i jak wino spływa po ciele, ucieka…



Ale wystarczy położyć się i przymknąć powieki, żeby niczym wino owładnęła całym ciałem, rozgrzewająco pulsując pozwala śnić podświadomości przytulonej do wyrazistej, ciepłej tapety…




Śnić o objęciach przepastnej sofy, bezpiecznej jak ramiona, których jeszcze brak…



A które pojawić się mogą wprost niespodzianie…